czwartek, 25 września 2014

Zawieszenie

Blog zawieszony na czas nieokreślony. Przepraszam :(

Krótka informacja: W związku z kilkoma pytaniami na temat bloga, mówię, że pracuję nad rozdziałami. Przepraszam za taką długą przerwę, ale brak czasu, brak weny robi swoje. Jeśli chodzi o rozdziały, to do końca nie zostało ich dużo, dlatego zacznę je publikować jeśli skończę to opowiadanie. Wtedy rozdziały będą pojawiać się codziennie. Mam nadzieję, że jeszcze chwilę poczekacie, bo nie chcę wrzucać byle czego :D

sobota, 13 września 2014

Rozdział 31

kilka dni później

*Laura*

Kolejny dzień w szkole, kolejny nudny dzień....tylko tyle potrzebowałam do szczęścia. Czy to są zbyt duże wymagania? Najwidoczniej dla profesora historii zbyt duże. Wymyślił sobie prace w parach, a dokładniej prezentacje multimedialną na temat ostatniego wieku. W dodatku muszą być to pary mieszane. Chyba nie muszę wspominać z kim będę pracować. Chciałam zaprotestować, ale akurat z tym nauczycielem nie warto. Ma większe wpływy, szacunek niż dyrektor. Jakim cudem to możliwe? Nie mam bladego pojęcia, ale nikt nie chce mu podpaść. Tym bardziej ja. Gdy każdy siedział już ze swoim partnerem w ławce, w moim przypadku był to oczywiście Lynch, kochany profesorek kazał zaczynać. Nie miałam zamiaru tego robić z Rossem, p.s. jak to dwuznacznie zabrzmiało. Nieważne. Ignorowałam go, a gdy się dosiadł nawet nie zaszczyciłam go spojrzeniem. Też siedział cicho i mi to pasowało. Wolę nie zaliczyć tego zadania niż z nim współpracować. Nienawidzę go, ale.... . Głupie ale. Dlaczego mnie spotyka taka kara. Chciałabym o nim zapomnieć raz na zawsze, skreślić ten rozdział z mojego życia i zacząć od nowa. Ale, ale, ale.... ja chyba wciąż coś do niego czuję. Same sprzeczności, bo gdy go widzę mam ochotę udusić. Powracające wspomnienia jak nam było dobrze, wcale nie ułatwiają sprawy, gdy mieszają się z tym wydarzeniem. Jednak, gdy jestem sama to po prosty za nim...tęsknię? Jestem idiotką. Zranił mnie, a ja za nim tęsknię. Nagle poczułam dłoń, dokładnie jego dłoń na mojej. Odwróciłam się w jego stronę i gdy zobaczyłam te czekoladowe oczy powróciły wspomnienia...
"-Laura! Porozmawiajmy w końcu. Od tygodnia mnie unikasz, pozwól że Ci to wszystko wyjaśnię.
 -Wyjaśnisz?! Wyjaśnisz?! Tu nie ma nic do wyjaśnienia. Dobrze zrozumiałam, nie chcesz naszej przyjaźni, więc zejdź mi łaskawie z drogi i daj spokój!- krzyknęłam zła. Co za bezczelny typ. Po tym wszystkim, chce sobie zwyczajnie pogadać jakby się nic nie stało. Chciałam go zgrabnie ominąć, ale złapał mnie za nadgarstki i przyszpilił do ściany. Jęknęłam cicho z bólu
.-Posłuchaj mnie w końcu!- krzyknął takim tonem, że się go naprawdę przestraszyłam. Chyba to zobaczył, bo od razu zrobił się spokojniejszy, a jego oczy nie były tak przepełnione złością jak przed chwilą. - Przepraszam, ale posłuchaj mnie.- mówił już normalnie, ale ja nie miałam ochoty go słuchać. Co miał mi ciekawego do powiedzenia? Nic.
-Puszczaj mnie.- zaczęłam się wyrywać i po cichu przeklinałam, że jestem taka słaba.- Mam Cię dość, nienawidzę Cię!- krzyknęłam już tak nabuzowana, musiałam dać upust emocjom, które we mnie się nazbierały. Przez ten czas go unikałam, unikałam jego żałosnych tłumaczeń. Po co mi to było? Nie miałam się komu wygadać, a może nie chciałam? Każdy by go zaczął bronić, radził porozmawiać z nim, ale ja nie chcę. Nie chcę tej piep***nej rozmowy! Boję się jej..
.-Laura! Ja Cię k*rwa kocham! Tak, kocham Cię!- nagle moje źrenice rozszerzyły się do nienaturalnych rozmiarów, a szczęka zapewne opadłaby do samej ziemi, gdyby nie budowa naszego ciała. Stałam taka zdziwiona, co ja mówię byłam tak zszokowana, że za pewne nie zobaczyłabym spadającego meteorytu. Właśnie przed chwilą, Ross Lynch wyznał mi miłość. Może nie był to najdelikatniejszy czy najromantyczniejszy sposób, ale nasza rozmowa go do tego sprowokowała. Gdy rzeczywistość pomału zaczęła do mnie powracać, pomału docierały do mnie jego słowa "kocham Cię, kocham Cię...". Patrzyłam dalej na niego z otwartą buzią i nie wiem ile to by jeszcze trwało, ale on mnie pocałował. Na początku stałam jak słup soli, ale nie dziwcie się. Po takich emocjach? On to widząc, zaczął się wycofywać, ale wtedy ja, znajdująca się w z powrotem w krainie żywych zaczęłam odwzajemniać jego pocałunek. Pocałunek, aż co to był za pocałunek. Delikatny z początku przeradzał się w coraz bardziej namiętny, pełen pasji. Pierwsze nieporadne ruchy języków nagle zaczęły idealnie ze sobą współgrać. Ale w tym momencie najważniejsze było to co działo się ze mną. Poczułam się...niesamowicie. Poczułam te motylki w brzuchu, co ja mówię motyle. Świat wokół przestał istnieć, czas się zatrzymał, a ja chyba właśnie się...zakochałam."
Poruszyłam głową na boki, chowając jednocześnie rękę chcąc przestać wspominać. Kocha mnie? Co za ściema, przecież....
"Wracałam właśnie do domu od rodziców, którzy właśnie przyjechali od babci. Poczuła się lepiej i mam nadzieję, że tak zostanie. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby zmarła. Tak bardzo ją kocham. Byłam już pod domem i zdziwiło mnie światło wydobywające się z jednego z okien, a dokładnie z salonu. Wszyscy mieli dzisiaj iść na imprezę, a ja miałam zostać z rodzicami. Wróciłam, ale sama nie wiem czy dobrze. A jeśli to włamywacz? Choć włamywacz raczej nie zapalał by światła, ale z drugiej strony, tyle mieszka tu osób, więc sąsiadów raczej nie zdziwiłby ten widok. Niestety, z natury jestem ciekawą osobą, więc musiałam to sprawdzić. Po cichu doszłam do drzwi głównych i nacisnęłam klamkę. Otwarta, dziwne? Wślizgnęłam się po cichu do środka i w tamtej chwili pragnęłam, żeby to był głupi włamywacz. Moje serce w jednej chwili rozpadło się na milion kawałeczków, co ja mówię, ono przestało bić. Do moich oczu napłynęły łzy, stałam jak wryta, ale nikt mnie nie zauważył. Sama nie wiem dlaczego to zrobiłam, ale szybko stamtąd się zmyłam. Nie chciałam być zauważona, modliłam się, żeby to był głupi sen, koszmar. W tym momencie lunął deszcz, oberwanie chmury, a ja biegłam jak najdalej, do przodu, byle przed siebie, byle daleko od niego, od nich. Ciągle biegłam do przodu, nie czując zimna, zmęczenia. Chce umrzeć, zasnąć i nigdy się nie obudzić, ja nie chcę już żyć, po tym co się stało, a mianowicie...."
Nagle zadzwonił dzwonek przerywając mnie z zamyślenia. Szybko zerwałem się z miejsca, jak najdalej od niego. Złapałam szybko Selenę za rękę i po chwili byłyśmy na stołówce. Nic nie mówiła, bo znała prawdę i wiedziała jak bardzo nie chcę tego głupiego projektu robić z nim.

kilka godzin później

*Ross*

Leżałem właśnie na łóżku i patrzyłem w sufit w swoim pokoju. Sam. Wiedziałem, że reszta się o mnie martwi, ale nie mam siły im tego opowiadać. Zresztą sam nie wiem o co chodzi. Czuję się jak w jakimś programie, czekając na głupiego prowadzącego, który wyskoczy z kamerą i krzyknie "Mamy Cię!". Ale to się nie dzieje. Jestem coraz dalej od Laury, coraz bardziej odchodzę od zmysłów, coraz bardziej sobie uświadamiam, że nie potrafię bez niej normalnie żyć i coraz bardziej widzę, że ona beze mnie potrafi. To boli, boli jak ch**era. Dlaczego? Jak? Co? Wiele pytań, zero odpowiedzi. Ale dzisiejszy dzień, był jednym z najlepszych od tych kilku tygodni. Tak blisko niej byłem już dawno. Poczułem ten zapach, ten piękny zapach. Dotknąłem jej dłoni, ryzykując wiele, ale tak bardzo pragnąłem znowu pod opuszkami palców poczuć tę aksamitną skórę. O dziwo była spokojna. Obserwowałem ją. Prawie cały czas była zamyślona, obca. Widziałem jak się na początku uśmiecha, delikatnie, ale na mojej twarzy też zagościł niewidoczny uśmiech. Tak dawno go nie było, ale tylko ona u mnie go sprawia. Na tę chwilę tylko Laura. Niestety po chwili, jej uśmiech przerodził się w ...smutek? Zobaczyłem, że w jej oczach zbierają się łzy. Chciałem ją przytulić, poczuć w swoich ramionach, ale zadzwonił dzwonek. Ona się szybko zerwała i popędziła. Tyle ją widziałem. Ale jeszcze nigdy nie cieszyłem się tak z zadania z historii. My, sami, jak jeszcze za tych radosnych chwil. Znowu uśmiech, ale zaraz powróciła okrutna rzeczywistość. Przecież ona na pewno nie zrobi ze mną  tej prezentacji, nie przyjdzie tu, a do siebie mnie nie wpuści. Po co ja się nastawiam. Dalej zostanie jedna wielka niewiadoma.

czwartek, 11 września 2014

Rozdział 30

2 miesiące później...

*Laura*

Poniedziałek, październik, szkoła. Och....umieram już na samą myśl. Niby chodzimy już od miesiąca, ale ciągle się nie mogę przyzwyczaić do tego porannego wstawania. Siódma rano to przecież jeszcze środek nocy. Ale jak mus to mus. Nie mogę się spóźnić, bo znowu czekały by mnie kazania rodziców. Kocham ich, ale ile można. Właśnie, znowu mieszkam z nimi. Dlaczego? Długa historia. Działo się, oj działo. Jak dla mnie za dużo. Zbyt dużo. Dobrze, że mam Selenę, bo sama pewnie już dawno bym skoczyła z mostu. Spytacie się pewnie kto to Selena? Więc, może powiem mniej więcej o co chodzi. Pamiętacie zapewne ostatnie wydarzenie. Tak, to wtedy kiedy Ross powiedział, że nie chce się ze mną przyjaźnić. Ja głupia, to źle zrozumiałam. Choć teraz jak o tym myślę, to wolałabym żeby to się skończyło tak jak myślałam. Może na razie nie będę mieszać wam w głowach. Ogólnie powiem, że to był początek, a po kilku tygodniach staliśmy się parą. Zapewne wszyscy krzyczą. Jej, Raura! Nareszcie i wreszcie. Wydawałoby się happy end i żyli długo i szczęśliwie. Ale w życiu nie jest jak w bajce. Nie było happy endu i nie będzie. Byliśmy parą, szczęśliwą parą, ale dobrze widzicie. BYLIŚMY. Co się stało? Coś strasznego, czego w życiu bym się nie spodziewała, ale prawdę poznacie pod koniec, bo chciałabym opisać wszystko po kolei. Po co? Żeby w końcu o nim zapomnieć, pożegnać się z przeszłością i pójść krok do przodu. Czy mi się uda? Nie wiem, mam nadzieję. Choć to jest naprawdę trudne zadanie, widząc go codziennie w szkole. Dobrze, że przynajmniej na razie nie kręcimy serialu, bo w szkole można go chociaż zgrabnie unikać, a na planie? To nie jest takie proste. Dobra, na razie tyle, bo znów się spóźnię i będzie mnie czekać koza, a dodatkowe godziny siedzenia w szkole to coś o czym najmniej marzę. Poszłam szybko do łazienki, wzięłam krótki prysznic i wykonałam resztę porannych czynności, których opis nie ma większego sensu. Udałam się do szafy. Po chwili medytacji nad kupką ubrań wybrałam ostatecznie to i gotowa zeszłam na dół, gdzie czekała na mnie mama z śniadaniem. Dobrze, że przynajmniej ona jest ze mną i tata. Dziwne, nie? Bo co z resztą? Gdy zerwałam z Rossem, nie podając konkretnego powodu reszta mimowolnie stanęła po jego stronie. Rozumiem Lynchów czy Ella, w końcu znają dłużej Rossa ode mnie, ale Nessa? Gdyby wszyscy wiedzieli co on zrobił, ale on zachowuje się jakby nic się nie stało. Nie rozumiem jak można tak wszystkich oszukiwać, jak może tak oszukiwać mnie, jak może tak oszukiwać siebie? Czy on nie ma wyrzutów sumienia? Tym bardziej jest dziwne to, że gdy z nim się rozstałam to on prosił o przebaczenie, jednocześnie dalej się nie przyznając. Pytał o co chodzi? O co chodzi? Serio? To on mi powinien wytłumaczyć, a tak na koniec wyszło, że to ja jestem ta zła. Ale ja nie mam zamiaru teraz wszystkim mówić, co tak naprawdę zaszło. Nie potrzebuję nagle jakiegoś wsparcia czy współczucia, teraz już nie. Ale jednego jestem pewna, kiedy prawda wyjdzie na jaw, to on już nie będzie taki niewinny. Szybko zjadłam śniadanie i poszłam w stronę przystanku autobusowego, gdzie czekała na mnie Selena.
-Gotowa na kolejny dzień szkoły?
-Jak nigdy.- uśmiechnęłam się szeroko. Z nią dam radę. Jak się poznałyśmy? To było wtedy, gdy zerwałam z Lynchem. Zapłakana wybiegłam z domu, omijając resztę, która dopiero wróciła z zakupów. Z walizką wybiegłam z domu i szybko udałam się do parku, aby być najdalej od niego, od nich. Już w parku szłam spokojnie ze spuszczoną głową, nie patrzyłam za bardzo gdzie idę. Nie to było najważniejsze. I wtedy na kogoś wpadłam, a dokładniej mówiąc na Selenę. Zaczęłam ją przepraszać, a ona gdy mnie tylko zobaczyła, oczywiście z opuchniętymi oczami, to przytuliła mnie. Tak po prostu. To była dziwna sytuacja, bo od kiedy przytula Cię ktoś całkowicie obcy, lecz wtedy tego najbardziej potrzebowałam. Gdy się trochę uspokoiłam i powoli dochodziłam do rzeczywistości, okazało się, że Selena jest nowa w mieście i w dodatku się jeszcze zgubiła. Zaproponowałam jej wtedy odprowadzenie do domu i jak się później okazało, mieszka niedaleko moich rodziców. Po drodze dużo rozmawiałyśmy. Dowiedziałam się, że ona też nie ma łatwo w życiu, może nawet gorzej niż ja. Mieszka tylko z mamą, ale dają sobie dzielnie radę. A do chłopaków na razie jest zrażona zresztą tak jak ja. Od tamtej chwili jesteśmy przyjaciółkami. Mogłabym rzec nawet najlepszymi. Co się stało z Wiktorią i mną? Szkoda gadać. Zawiodłam się na niej i to chyba najbardziej, ale to później. Właśnie dojeżdżałyśmy do szkoły. Mam tylko nadzieję, że lekcje zlecą wyjątkowo szybko, tym bardziej, że nie czekały na nas żadne sprawdziany czy kartkówki.

kilka godzin później

*Rydel*

Siedzieliśmy właśnie w domu, przed telewizorem, aż usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach. Znaczy ktoś wrócił, a konkretniej to Ross. Martwię się o niego. Stał się taki inny, zamknięty w sobie. Do nas rzadko się odzywa, ciągle siedzi w pokoju. A to wszystko stało się po tym jak Laura z nim zerwała. Nie wiem dlaczego to zrobiła, ale mam trochę żal do niej widząc co dzieje się z moim bratem.
-Hej Ross, jak było w szkole?- spytałam odwracając się w jego stronę. Niestety, nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Od razu poszedł na górę i za pewne zamknął się w pokoju.- Martwię się o niego.
-Wiem, ja również.- powiedziała Nessa, która siedziała wtulona w Rikera. Dobrze, że chociaż im się udało.- Mam wyrzuty sumienia, bo to wina Laury.
-Być może, w końcu nie wiemy co tak do końca u nich zaszło?- spytałam. Nie chciałam oskarżać Laury, mimo że mój brat bardzo cierpi. Wydaje mi się, że brunetka musiała mieć jakiś powód. Ona taka nie jest. Najgorsze jest w tym wszystkim to, że czuję się taka bezsilna. Chciałabym im pomóc, ale nie wiem jak. Zresztą widziałam kilka razy Laurę i ona żyje na nowo, a Ross? Szkoda gadać. I sama mam przez to większy mętlik w głowie. Może Lau z nim zerwała, bo ma kogoś? W końcu to nie ona chodzi przybita.- Pójdę do niego, może dzisiaj uda mi się z nim porozmawiać.- reszta posłała mi porozumiewawcze spojrzenia i zaraz byłam przy jego pokoju. Zaczęłam pukać, mówiąc jednocześnie jego imię. Ale nic. Widzę jak jest mu ciężko i jestem wściekła, że nie potrafię mu pomóc. Co ze mnie w końcu za siostra. Dobrze, że Ross chodzi jeszcze do szkoły, bo to już przestaje być śmieszne. Ale dziwi mnie to, wcześniej nie był taki chętny, a teraz nie opuszcza ani jednego dnia. Nie rozumiem tego, w ogóle aktualnie nic nie rozumiem. Tyle pytań mam w głowie, ale nie widzę żadnych odpowiedzi. Stałam tak jeszcze chwilę przed drzwiami, ale widząc, że dziś nie nie wskóram wróciłam do salonu.


*Ross*

Kolejny dzień, kolejny dzień...a ja dalej nic nie rozumiem. Mam już dość. Mam ochotę zniknąć i już nigdy się nie pojawić, skoczyć pod rozpędzony pociąg czy rzucić pod rozpędzony samochód. Nie rozumiem co się stało? Było idealnie, wręcz bajecznie. A potem nagle trach. Bum i koniec. Powrót do okrutnej rzeczywistości. Laura ze mną zerwała, zerwała kontakt z resztą. Nie wiem dlaczego? Nic już nie wiem? Ma jakąś nową koleżankę, a co się stało z Wiki? Mieszka z rodzicami, a co z nami? Dlaczego? Tak bardzo pragnę odpowiedzi na to pytanie. Ja ją ciągle kocham, a z dnia na dzień coraz bardziej. Brakuje mi jej uśmiechu, jej spojrzenia, dotyku czy pocałunków. Brakuje mi wszystkiego z jej strony. Gdy ją widzę w szkole, mam ochotę po prostu przybiegnąć do niej, przytulić się i już nigdy nie puszczać. Ale to niemożliwe. Ona już dawno skreśliła nasz związek, nie mówiąc dokładnie o co chodzi. Może ma kogoś, ale bym zauważył. Po za tym czuję, że to coś innego.Tylko co do ch**lery?! Ta niewiedza wykańcza mnie powoli od środka, pochłania całą energię. Widzę, jak wszyscy się martwią szczególnie Delly, ale ja na to nic nie poradzę. Na razie wolę przebywać sam. Pozostając sam z wspomnieniami uwiecznionymi na zdjęciach. Z wspomnieniami, których mam pełno w głowie. Przynajmniej mi to zostało i nikt mi tego nie odbierze.

wtorek, 9 września 2014

Rozdział 29 cz.II

kilkanaście minut wcześniej


*Riker*

Siedziałem właśnie na molo i patrzyłem na ocean. Było pięknie. Zabawa jest świetna, ale jakoś nie mam ochoty. Może to przez ostatnie wydarzenia z Van? Sam nie wiem. Myślałem, że jej się podobam, ale jak ostatnim razem tak po prostu uciekła to straciłem nadzieję. Po co ty wszystko?
-Riker?- usłyszałem swoje imię i szybko się odwróciłem. To była ona. Ciekawe po co przyszła, bo jeśli chce powiedzieć, że ona tak naprawdę nic nie czuła podczas naszego ostatniego pocałunku, to ja jakoś nie chcę tego słyszeć. A tamten pocałunek był wspaniały. Tylko nie rozumiem czemu zaraz uciekła. To moja wina? 
-O hej, co tam?- spytałem. Byłem ciekawy dlaczego tu przyszła. 
-Chciałam Cię przeprosić za to, że ostatnio uciekłam. Zachowałam się głupio, ale po prostu się boję.- fajnie, czyli już wiem, coś wiem. Tylko teraz mam jeszcze większy mętlik w głowie.
-Czego się boisz?
-Sama nie wiem, że nam nie wyjdzie i wtedy stracimy także przyjaźń. A przecież mieszkamy razem. Po za tym...Ty..- zacząłem trawić jej słowa i powoli rozumieć o co jej chodzi.- ..Ty..przecież i tak ...n..nic...do mnie nie czujesz., więc po prostu......... za..za..pomnijmy...- chyba skończyła, a do mnie dopiero zaczęły docierać jej słowa. Czyli ona coś do mnie czuje? Ale dlaczego myśli, że ja nie? Ja też przecież coś do niej czuję...gdy ją pierwszy raz zobaczyłem w progu od razu wpadła mi w oko. Ktoś by pomyślał, że to tylko jakiś głupi podryw czy niewinny flirt, ale tym razem było inaczej. Z Vanessą było inaczej,...lepiej. Ale do tej pory myślałem, że ona nic....znaczy niby się pocałowaliśmy, ale to przecież mogła być tylko chwila słabości z jej strony. Na szczęście tak nie jest. Muszę jej to powiedzieć. Dopiero teraz zorientowałem się, że zostałem sam. Zacząłem się rozglądać, ale nigdzie jej nie było. W oddali widziałem tylko resztę bawiącą się przy ognisku. Muszę ją znaleźć. Ruszyłem, ale otaczająca ciemność wcale nie pomagała.

*Laura*

A dosiadł się do mnie Ross. Ughhh....tylko jego mi tu brakowało. Nie żeby coś, ale ciągle czekała nas nieprzyjemna rozmowa, a nie chciałam sobie psuć tej fajnej imprezki z przyjaciółmi. Choć może już sobie wcześniej zepsułam humor rozmyślając o Dominiku, o Wiktorii. Być może tak.
-Czemu siedzisz sama?- nagle spytał, wyrywając mnie z rozmyślenia.
-A tak jakoś, a Ty czemu się nie bawisz z resztą?
-A tak jakoś...- powtórzył moją odpowiedź uśmiechając się szeroko, a ja to odwzajemniałam. Teraz siedzimy w ciszy, ale nie w krępującej ciszy. Jak widać nikt nie ma za bardzo ochoty na rozmowę. Patrzę sobie na ocean, na fale, które są spokojne, na wielki księżyc nad nami. Ta noc jest piękna. I byłoby tak, gdyby nie prośba Rossa.
-Możemy porozmawiać? Wiesz o czym.- tak, wiem. Wiem też, że to nas nie ominie, ale po co psuć ten nastrój. No nic lepiej mieć to za sobą. Tak, myślę.
-Zgoda.- niby mieliśmy rozmawiać, ale jakoś to nam nie wyszło. Dalej każdy siedział cicho i patrzył w horyzont. Stwierdziłam, że ja zacznę, bo tak to będziemy tu musieli siedzieć wieczność. I mimo, że miejsce nie jest najgorsze średnio wygląda ta wizja.
-Więc...
-Więc?- tak, bawmy się w kotka i myszkę, zamiast od razu powiedzieć o co chodzi.
-Ross, to co wczoraj się zdarzyło, to...- nie wiedziałam jak obrać to w słowa. Przecież wiem, że to był tylko i wyłącznie głupi wypadek. Oboje tak myśleliśmy? Raczej tak.- ...to nie powinno mieć miejsca. My się przecież tylko przyjaźnimy...- spojrzałam w jego stronę i jego twarz widocznie...posmutniała? Dziwne. Teraz to sama nie wiem co mam myśleć, przecież to raczej oczywiste.
-Tak, pewnie masz rację...- odpowiedział, ale ta odpowiedź mnie wcale nie satysfakcjonowała. Ja mam rację? Chyba oboje wiemy, że nie powinno tego być. Niedawno się nienawidziliśmy, a raczej ja jego, potem był okres, który chyba można nazwać przyjaźnią. Następnie jego dziwne zachowanie w klubie i znowu przyjaźń. Tylko przyjaźń. Chyba niczego nie pomyliłam. To dlaczego czuję, że jest widocznie zawiedziony moją odpowiedzią. Czego się spodziewał.
-Mam rację? Wytłumacz mi, bo nie rozumiem. Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi, a o ile mi wiadomo przyjaciele nie robią takich rzeczy.- powiedziałam to i poczułam coś w rodzaju ulgi. Czekałam tylko na jego odpowiedź, ale nie przychodziła mu z taką łatwością.- Więc?- drążyłam temat, bo muszę wiedzieć na czym stoimy. Może on nie chce się już przyjaźnić? Może wrócimy do tego co było na początku? Tyle pytań, zero odpowiedzi. A nie chciałam siedzieć tu wieczność.

*Vanessa*

Błądziłam gdzieś po plaży z dala od reszty. Nie miałam ochoty na towarzystwo, nie teraz. Po tym wszystkim czuję się jak idiotka. I po co ja to wszystko powiedziałam. To przez rozmowę z Delly, kazała mi z nim pogadać. Chciała dobrze, ale czułam, że to się tak zakończy. Ja i on? Niemożliwe. Łzy zaczęły napływać mi do oczu i nie mogły przestać. Ja nie mogłam przestać płakać. Czułam się źle, niewyobrażalnie źle. Przykucnęłam na piasku i popatrzyłam na wodę. Niestety, ale tym razem widok spokojnej wody mnie wcale nie uspokoił, wręcz przeciwnie. Jeszcze bardziej się we mnie gotowało. Miałam ochotę coś zniszczyć, rozwalić, krzyczeć, drzeć się wniebogłosy, ale nie chciałam, aby ktoś mnie znalazł. Niestety, ta sztuka się nie udała, bo nagle poczułam jak ktoś dotyka mojego ramienia. Odskoczyłam jak poparzona i moim oczom ukazał się Riker. Świetnie, tylko jego brakowało mi do szczęścia. Ma jeszcze zamiar bardziej mnie dobić.
-Vanessa, w końcu Cię znalazłem.- mówił lekko zdyszany, czyżby biegał? Tylko po co?
-Tak, tylko po co?- mówiłam drżącym głosem, starając się powstrzymać łzy, ale słabo mi to wychodziło.
-Płakałaś?- chciałam zaprzeczyć ruchem głowy, ale kogo ja oszukuję. Przecież na pierwszy rzut oka było widać, że nie mam się najlepiej. Nagle on mnie przytulił. Poczułam się dziwnie, ale dziwnie bezpiecznie. Chciałabym zostać wieczność w tym uścisku, ale nie mogłam. Próbowałam się wyrwać, ale on sprawnie mi to uniemożliwiał. W końcu się poddałam i mocniej w niego wtuliłam. On nagle zaczął:
-Vanessa, chciałem Ci powiedzieć...- no mów, dobij leżącego.-...że ja też...- też? tego się nie spodziewałam. O co mu teraz chodzi?-...ja też coś do Ciebie czuję..- CO?! Nie wierzę, to jakiś żart. Musiałam mieć naprawdę zdziwioną minę, bo on zaczął chichotać pod nosem. Już miałam mu coś powiedzieć, ale nie dane mi było, bo mnie pocałował. Troszeczkę zdziwiona na początku go nie odwzajemniłam, ale potem zaczęłam oddawać pocałunki. Początkowy delikatny, niczym muśnięcie skrzydeł motyla przeradzał się w coraz bardziej namiętny. Nasze języki zaczęły ze sobą idealnie współgrać. Pocałunek robił się coraz bardziej zachłanny, aż zaczęło mi brakować tchu. Musiałam na chwilę się od niego oderwać, aby złapać powietrze. Widziałam jak się uśmiecha, zresztą ja też byłam szczęśliwa. W końcu szczęśliwa. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie, ale wszystko co dobre szybko się kończy. Nagle Riker przerwał, popatrzył mi w oczy i powiedział:
-Obiecaj mi, że już nigdy nie uciekniesz.
-Obiecuję.- uśmiechnęłam się szeroko i teraz siedzieliśmy wtuleni w siebie, patrząc na odbicie księżyca w wodzie. Czy mogłoby być cudowniej? 

*Ross*

-Więc?- pytała Laura, a ja nie wiedziałem co powiedzieć. Nadarzyła się okazja, aby wszystko wyznać, aby zakończyć te głupie kłamstwa z mojej strony, ale bałem się. Ona wyraźnie powiedziała, że jesteśmy przyjaciółmi. Tylko, że ja już dawno nie chce być jej przyjacielem. Co robić? Co robić? Postawić na jedną kartę i zaryzykować, czy po prostu tkwić dalej w tej bezsensownej przyjaźni przynajmniej według mnie. Co to za przyjaźń, jeśli jedno czuję coś do drugiego? Myślałem by tak dłużej, ale zauważyłem, że Laura wstaje i odchodzi. Tak się zamyśliłem, że całkowicie zapomniałem, że siedzi obok mnie. 
-Zaczekaj!- krzyknąłem i pobiegłem do niej. Była trochę zła.
-Słucham.- dobra, trzeba się przyznać, nie ma na co czekać. To idealny moment, teraz albo nigdy.
-Laura, ja...ja..nie chce być twoim przyjacielem..- niestety nie dane mi było skończyć, ponieważ uderzyła mnie w twarz i uciekła. Uciekła, a ja nie widziałem gdzie. Nie wiem, gdzie poszła, gdzie jest...a chciałem tylko powiedzieć, że nie chce być jej przyjacielem, bo chce być kimś więcej....

*Laura*

Nienawidzę go! Nienawidzę! Jak śmiał? Po co to wszystko, po co? Po co chciał odbudować przyjaźń skoro nie chcę się ze mną przyjaźnić. Świnia! Ale dobrze, nie chce, to nie będziemy przyjaciółmi. Już nigdy. 

***
Mamy rozdział, trochę się dzieje. Jest Rikessa, nie ma Raury...przynajmniej na razie. A teraz mam dla was nowinę :D Otóż jak zapowiadałam miał być nieoczekiwany zwrot akcji i właśnie zacznie się od przyszłego rozdziału. Stanie się coś nieoczekiwanego. Przeniesiemy się w przyszłość (ale tylko kilka miesięcy do przodu} i rozdziały będą wyglądać na zasadzie opisywania teraźniejszości i przeszłości. Czyli wydarzenia obecne pomieszane będą z retrospekcjami. Więcej póki co nie zdradzam i zapraszam do czytania i komentowania ;)


poniedziałek, 8 września 2014

Nowość

Nowy blog, tym razem historia z One Direction ---> blog :D Zapraszam
A kolejny rozdział na tego bloga już jutro ;)

niedziela, 7 września 2014

Rozdział 29 cz.I

*Laura*

Stoimy właśnie w kolejce do odprawy i zaraz spotkamy się z resztą bandy. Już jesteśmy w LA. Bałam się tego tygodnia, a minął wyjątkowo szybko. W dodatku skończył się dobrze, nie licząc ostatniego wypadku. A co do tego, dużo o tym myślałam ostatniej nocy, ale sama nie wiem co dalej. Na razie zgrabnie unikałam jakiejkolwiek rozmowy z Rossem, co było nie łatwą sztuką podczas kilkugodzinnego lotu samolotem. Tylko co z tego? Ta rozmowa i tak mnie nie ominie. Musimy sobie wyjaśnić, że to nic nie znaczyło. Bo nie znaczyło? Tak, to był błąd, chwila czy moment, który już nie wróci i się nie powtórzy, bo to było jednorazowe. Tak, ja nic do niego nie czuję, on do mnie też nie. Po za tym czy on wie co to znaczy miłość. Szczerzę wątpię, że to słowo występuje w jego słowniku. Jesteśmy przyjaciółmi i nimi pozostaniemy. Przyjaźń to dobre rozwiązanie w przypadku Lyncha. On mimo, że się trochę zmienił skrzywdził wiele dziewczyn. A ja? Ja nie mogłabym być z kimś takim. Bo on nie mógł się całkowicie zmienić. Ludzie się nie zmieniają od tak. Chyba, że nachalny podrywacz to jedna z wielu masek Rossa. Tylko po co sobie zawracać tym głowę. Ja i on to niemożliwe, choć fanki serialu mają inne zdanie. Ale przecież to nie one decydują o moim życiu, o naszym życiu. Właśnie, każdy podejmuje własne decyzję, a ja już podjęłam swoją. To był wypadek, trzeba zapomnieć i żyć dalej. Tak, tylko jeszcze trzeba to mu powiedzieć, a z tym może być trudniej.
-Witajcie kochani!- krzyknęła w naszą stronę Rydel, a ja gdy tylko ich wszystkich zobaczyłam uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Tęskniłam, a to był tylko tydzień. Co będzie jak będę musiała wyjechać, gdzieś dłużej? Chyba tego nie przeżyję.- Jak tam było? Jak lot? Opowiadajcie.- dopytywała się dalej Delly. Litości dopiero wróciliśmy.
-Było świetnie, lot też świetny. A teraz wracajmy, jestem padnięta.- odpowiedziałam zrezygnowana.
-Ok, ok, ale tylko na chwilę, bo mamy dla was niespodziankę.- rzekła Nessa.
-Już się zaczynam bać.- powiedziałam, a wszyscy zaczęli się śmiać.

*Vanessa*

-To co ruszamy?- spytałam wszystkich.
-A gdzie w ogóle jedziemy?- spytał Ross.
-To ma być niespodzianka. Ile razy można powtarzać.- odpowiedziała Delly.- Teraz chodź tu z Laurą, bo zawiążemy wam przepaski na oczy.
-Co? Niby po co?- spytała zdezorientowana Laura.
-Bo to ma być...- rzekł Riker.
-...niespodzianka. Tak, wiemy.- dokończył Ross. Zaraz wsiedliśmy i ruszyliśmy w drogę. A gdzie dokładniej? Na plażę. Tak, tam zorganizowaliśmy imprezkę, a raczej ognisko z pochodniami. Jest tam naprawdę pięknie i już się nie mogę doczekać ich min. Siedziałam na miejscu pasażera z przodu, przy Rikerze. Co do niego. Dalej nic nie wyjaśniliśmy, bo było zamieszanie z tą niespodzianką. Może uda mi się wtedy z nim wszystko wyjaśnić. Tylko co wyjaśnić? Sama nie wiem. Lubię go i to nawet bardzo, ale jesteśmy przyjaciółmi. Po za tym on na pewno też tak myśli. Delly tylko tak gadała, żebym poczuła się lepiej. Bo popatrzcie sami. Riker ma tyle fanek na świecie, a miałby spodobać się mu ktoś taki jak ja. Wątpię. Pozostaje tylko przyjaźń, a raczej aż.

*Laura*

Dojechaliśmy gdzieś, ale nie wiem gdzie. Wszystko przez tą głupią przepaskę na oczy. Naprawdę już nie mieli co wymyślić. Hmm...tylko gdzie nas wywieźli. Czekaj, czuję piasek pod stopami? Czyżby plaża? I po to jechaliśmy tu ściśnięci w aucie, jak mogliśmy pójść spokojnie na nogach. Nie ma daleko. 
-Jesteśmy na miejscu. Możecie teraz popatrzeć.- nareszcie. Czułam się źle z tym czymś na twarzy. Gdy tylko się pozbyłam tej przepaski moim oczom ukazał się niesamowicie piękny widok. Otóż pośrodku było rozpalone wielkie ognisko, a wkoło znajdowały się pochodnie i lampiony. Do tego leciała muzyka i wszędzie znajome twarze. Przyszli Calum z Raini, Jake i wiele osób z planu. Cudownie, wspaniała niespodzianka. Tak za wszystkimi tęskniłam, a minął ledwo tydzień.
-Dziękuje wam.- poszłam przytulić się do Delly i Van, bo za pewne i to głównie zasługa.
-Hola, hola, a kto pomagał rozstawić pochodnie?- odezwał się Riker, który udawał złego, ale średnio mu to wychodziło.
-Dobra, dobra chodźcie tu.- przytuliłam się jeszcze z Rockym i Elem oraz oczywiście z panem Rikerem.- Wam też dziękuje, zadowoleni?
-Teraz tak.- wszyscy zaczęliśmy się śmiać i tak rozpoczęła się świetna imprezka.

kilka godzin później

Bawiłam się cudownie, głównie rozmawialiśmy przy piwie. Dzisiaj nie było większego alkoholu, bo jutro niektórzy do pracy czy coś. Zresztą i tak się świetnie bawimy, nie trzeba nam nic specjalnego do zabawy. Ktoś wyciągnął gitarę i teraz wszyscy wspólnie śpiewamy, o ile to można nazwać śpiewem, ale liczą się chęci. Odeszłam na chwilę od reszty i usiadłam na brzegu, niedaleko molo. Jest świetnie, tylko szkoda, że nie ma Wiki. Jesteśmy, a może byłyśmy sobie takie bliskie? Nie mogę w to uwierzyć, że pokłóciłyśmy się tak poważnie przez chłopaka. I to w dodatku przez Dominika. Muszę z nią pogadać, o ile będzie chciała. Mam nadzieję, że nie tylko mi jej brakuje, lecz też za mną tęskni. Tyle się teraz dzieje, a ja nie mam o tym komu powiedzieć. Potrzebuję jej. Trzeba się będzie wkrótce spotkać, tylko bez Dominika. Ciekawe co on tak w ogóle kombinuje? Wątpię w miłość do Wiki. Nie żebym jej źle życzyła, wręcz przeciwnie, ale on nie jest dobrym materiałem na chłopaka. Jeszcze niedawno mnie nachodził i prosił o wybaczenie. O co mu chodzi? Już nie długo się dowiem. Pewnie myślałam bym tak dłużej, ale ktoś się do mnie dosiadł....

*Vanessa*

Impreza trwa w najlepsze, ale ja muszę pogadać z Rikerem. Po prostu nie zniosę tego dłuższego unikania się. Czy to nie on siedzi na molo? Chyba tak. Trzeba podejść bliżej. Tak to on. Teraz tylko czeka mnie rozmowa, a raczej aż. Dam radę.
-Riker?- dopiero teraz się odwrócił i mnie zobaczył.
-O hej, co tam?- z powrotem patrzy w kierunku oceanu.
-Chciałam Cię przeprosić za to, że ostatnio uciekłam. Zachowałam się głupio, ale po prostu się boję.- teraz już był odwrócony w moją stronę. Nasze spojrzenia się zetknęły, a ja zatonęłam w jego oczach. Pięknych oczach. Stop. Nie mogę, nie teraz.
-Czego się boisz?
-Sama nie wiem, że nam nie wyjdzie i wtedy stracimy także przyjaźń. A przecież mieszkamy razem. Po za tym...Ty..- on uważnie słuchał, a ja poczułam jakbym miała jakąś gulę w gardle, bo nie mogłam nic powiedzieć. Łzy zaczęły cisnąć mi się do oczu, choć próbowałam się powstrzymać.-..Ty..przecież i tak ...n..nic...do mnie nie czujesz., więc po prostu za..pomnijmy...- powiedziałam to z trudem, a on się nie odzywał. Czyli dobrze zrobiłam, Szybko uciekłam od niego, bo już nie mogłam powstrzymać łez. Głupia ja? Na co liczyłam? Że powie mi, że mnie kocha. Taaa...byłam kolejną głupią fanką i tyle.

piątek, 5 września 2014

Rozdział 28

*Ross*

Nagle poczułem jak ktoś mnie przewraca. Leżałem z twarzą w piasku, a ten ktoś siedział mi na plecach i się triumfalnie śmiał. Tak, tym kimś była Laura.
-Ha ha ha i jak smakuje piasek?- zapytała, a ja podniosłem głowę w tym momencie.
-Wiesz, wyjątkowo dobrze.
Gdy ona zaczęła wstawać ja szybko się odwróciłem i teraz we dwójkę turlaliśmy się w stronę wody. W końcu się zatrzymaliśmy. Musiało to wyglądać komicznie, bo ludzie się dziwnie na nas patrzyli.
-Może ze mnie łaskawie zejdziesz?- mówiła zdyszana Lau. Właśnie zapomniałem wspomnieć, że po tym wszystkim wylądowałem na niej.
-Nie, dzięki. Tu jest bardzo wygodnie.- zacząłem się wiercić, a ona śmiała się podczas próby zepchnięcia mnie. Teraz oboje się śmialiśmy jak wariaci. Co z tego, że nie byliśmy sami. Co z tego, że każdy szeptał coś na nasz temat. Cieszyłem, a raczej cieszyliśmy się chwilą. Właśnie tą chwilą. Znowu byliśmy szczęśliwi. Znowu jesteśmy przyjaciółmi. Już przestałem się śmiać i patrzyłem na nią. Obserwowałem każdy element jej doskonałej twarzy. Zaczynając od ust, a kończąc na oczach. Pięknych i dużych oczach. Dopiero teraz zorientowałem się, że ona też już się nie śmieje. Nasze spojrzenia spotkały się, a ja zatonąłem w jej brązowych oczach. Nagle czułem się jakby czas się zatrzymał, jakby nigdy nie istniał, a ten moment trwał w nieskończoność. Oczywiście w pozytywnym znaczeniu. Nasze oddechy stały się spokojniejsze, choć moje serce zaczęło walić jak szalone. Nie kontrolując tego moja twarz zbliżała się do niej. Dalej nie odrywałem wzroku, ale ona również nie. Jakbyśmy zastygli w tej chwili. Moja twarz była już niebezpiecznie blisko, poczułem jej ciepły oddech. Przyjemny oddech na moim policzku. Momentalnie zerknąłem na jej usta i gdy wzrok powrócił wyżej, ujrzałem ponownie te piękne oczy, które sam nie wiem co wyrażały w tym momencie. Będąc pod wpływem chwili nie zastanawiałem się co robię, ale nie widząc żadnego sprzeciwu zbliżyłem swoje usta do jej pełnych ust. Wtedy stało się coś zupełnie nieoczekiwanego. Ledwo musnąłem jej wargi, ale niestety matka natura miała lepszy pomysł. Otóż w tym właśnie momencie przyszła większa fala i nas całkowicie zmoczyła, a przypominam, że turlając się z plaży wylądowaliśmy przy samym brzegu oceanu. Woda rozbiła magiczną bańkę, a my nagle obudziliśmy się z tego, jakże przyjemnego transu. Teraz, trzeźwo myśląc, zdałem sobie sprawę z obrotu sytuacji. Oczywiście nie miałbym nic przeciwko, ale Laura chyba nie była zadowolona. Przynajmniej tak wyglądała. To głupie, wiem, że ona raczej nie darzy mnie uczuciem, ale zawsze jest nadzieja, a może raczej była. Spojrzałem na nią i może to lepiej, że woda nam przerwała. Jeszcze nasza przyjaźń wisiała by na włosku. Dlaczego musiałem się w niej zakochać? Dlaczego w ogóle się zakochałem? Nie wiem, ale miłość w moim przypadku to chyba kara. Dlaczego? Bo to nieodwzajemniona miłość czyli straszna miłość. Ona nawet nie wie, że coś do niej czuję. Choć gdyby nie woda to skończyłoby się inaczej. Tylko ciekawe jak? Chyba, że....nie...to nie możliwe.....,już prędzej przestała by się odzywać i koniec naszej przyjaźni. Tak to prawdopodobne, tym bardziej, że jeszcze nie dawno mnie nie znosiła.
-Yyyy...Ross...ja już się zbieram do hotelu...
-Co?...znaczy..ja też..

w tym samym czasie

*Rydel*

-Vanessa! Vanessa!- gdzie ona się podziała. Zawsze, gdy jest potrzebna to jej jak na złość nie ma. Poszłam na górę, może gdzieś tu ją znajdę. Zaraz byłam w jej pokoju. Jest. Leży sobie na łóżku, patrzy w sufit, a w uszach ma słuchawki. To dlatego mnie nie słyszała. A już myślałam, że coś z moim głosem nie tak. Co za ulga. Usiadłam przy niej na łóżku. Gdy mnie zobaczyła podniosła się do pozycji siedzącej i zdjęła słuchawki.
-Coś się stało?- spytała.
-To Ty mi powiedz. Co się dzieje? Wyglądasz na zmartwioną.
-Nic się nie dzieje. Wydaje Ci się.- kogo ona chce oszukać, bo chyba nie mnie.
-Przecież widzę, że coś jest nie tak. No mów, poczujesz się lepiej, jak się komuś wygadasz.- pomyślała chwilę, ale chyba podziałało.
-Ugh...no dobra. Chodzi o ....Rikera.
-Co z nim?
-Nie wiem czy wiesz, ale on...od zawsze....no on..
-Co on?
-No on....onmisiępodoba.- wymamrotała coś pod nosem niezrozumiałego, ale ja doskonale usłyszałam. Jednak można ją trochę pomęczyć, co nie?
-Możesz powtórzyć? Nic nie słyszałam.
-No on mi się podoba!- krzyknęła trochę zła, ale na szczęście nikogo po za nami nie było w domu.
-Wiedziałam.- uśmiechnęłam się szeroko.
-To po co kazałaś mi to powtarzać? Zresztą nieważne. Chodzi o to, że na tym naszym biwaku prawie się pocałowaliśmy...
-Co? Kiedy?- czego ja się tu dowiaduję.
-Ach...to było wtedy jak poszłaś z Ellem i Rockym po drewno do ogniska, my zostaliśmy sami i tak jakoś wyszło. Wy nam przerwaliście.
-Och...przepraszam.- też nie mieliśmy kiedy wrócić. W sumie, że ja tego nie zauważyłam, niby potem się trochę dziwnie zachowywali, ale oni zwykle są dziwni, więc?
-Nic nie szkodzi, tylko potem było dziwnie. Ja go unikałam, on mnie. Znaczy, chciałam to wyjaśnić, ale się bałam. Może on to zrobił, bo mu było mnie żal czy coś.
-Co Ty za głupoty wygadujesz. Riker nie jest taki. Po za tym niby dlaczego miało mu być żal ciebie, jesteś wspaniała.
-Ta..dzięki, ale jak tak ciągle myślę. Potem jeszcze ta akcja z Laurą i Rosem. Pamiętasz?
-No tak, ale co to ma do rzeczy.
-Wtedy chciałam pogadać z Rosem, co mu strzeliło do łba. Szukałam go, ale bez skutku. Gdy wracałam do was wpadłam na Rikera. Chciałam go znowu ominąć, ale on pociągnął mnie za rękę do swojego pokoju. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Chwilę siedzieliśmy w ciszy, on chciał coś chyba powiedzieć, ale nie.... potrafił? Chciałam już wyjść, ale znowu mnie złapał. Przyciągnął do siebie i pocałował...
-Serio?- gdy to usłyszałam, byłam zdziwiona. Znaczy widzę, że coś pomiędzy nimi jest, ale dlaczego ja się dowiaduje o pocałunku ostatnia. Riker też mi nic nie mówił.
-Tak, pocałował mnie. Byłam na początku zdezorientowana, ale zaczęłam odwzajemniać pocałunek, który na początku delikatny, stawał się coraz bardziej namiętny. Jednak po chwili wróciłam do świata żywych odsunęłam się od niego i powiedziałam, że to nie może tak być. Że jesteśmy przyjaciółmi, mieszkamy razem, że to wszystko nie ma sensu...
-Po prostu nie wierzę!
-No wiem.- odpowiedziała zrezygnowana i runęła z powrotem na łóżko.
-A co on na to?
-Nie wiem, bo zaraz uciekłam stamtąd do was, a od tamtej chwili unikam go jak ognia.
-Ale dlaczego? Przecież sama powiedziałaś, że Ci się podoba. Zresztą Ty też nie jesteś mu obojętna.
-Boje się. Jakby to nie wypaliło, byłoby niezręcznie. Nie chce tracić takiego przyjaciela. A dodatkowo on na pewno nie chciałby być z kimś takim jak ja.
-I tu się mylisz. Pamiętaj, że nie tylko wy z Laurą mi się zwierzacie.
-Co? Mówił coś o mnie.
-Sama go zapytaj, a nie leżysz i się użalasz nad sobą. Nie ma się co martwić na zapas, a po za tym jak nie spróbujesz to nigdy się nie dowiesz co by było. Po za tym myślę, że wam by się udało, a unikając się nawzajem wcale sobie nie ułatwiacie życia.
-No wiem.
-To dobrze. Mam nadzieję, że coś z tym zrobisz.
-Tak, mamo.
-Ja ci dam mamo.- szturchnęłam ją w ramie i obie zaczęłyśmy się śmiać.- Dobra, to ja już lecę.- gdy byłam przy drzwiach, Nessa spytała się:
-Delly?
-Tak?
-A tak w ogóle to po co do mnie wpadłaś?
-O dzięki, wyleciało mi z głowy. Pamiętasz, że jutro wraca Ross z Laurą i pomyślałam, że można zorganizować imprezkę powitalną.
-Świetny pomysł. Jak coś to Ci pomogę.
-Dzięki, ale na razie masz załatwić sprawę z Rikerem.- wyszłam z pokoju i udałam się na dół. Muszę zająć się pomału tą imprezką. Trzeba pomyśleć nad gośćmi, jedzeniem itp. A co do Nessy i Rikera. Szczerze? Zachowują się jak dzieci. Przychodzą do mnie i mówią o sobie nawzajem, zamiast normalnie pogadać. Ale mam nadzieję, że teraz Van w końcu zmądrzeje i skończą się te głupie podchody. Ile można?

*Laura*

Całą drogę wracaliśmy w ciszy. On był pogrążony w swoim świecie, a ja w swoim. Ciągle myślałam o tym zajściu na plaży. Sama nie wiem co to miało być. Dobrze, że przyszła ta fala. A może nie? Z jednej strony się cieszę, bo w końcu jesteśmy przyjaciółmi. Znowu przyjaciółmi i to od nie dawna, w zasadzie od dzisiaj tak dokładniej. Ten dzień był takim wprowadzeniem mojego wybaczenia w praktykę. No właśnie, ledwo się u nas poukładało, a tu znowu jakieś komplikacje. Jednak z drugiej strony, jakaś część mnie....chciała tego? Dziwne, nigdy nie pomyślałam o nas jako parze? To już brzmi strasznie. Zresztą przecież to niemożliwe. My razem? Żart. W dodatku nieśmieszny. Co gorsza, nie wiem co on sobie pomyślał. Dzisiejszy dzień był świetny i nie chce tracić tej przyjaźni przez niewinny wypadek. Wypadek? Czy to był wypadek, skoro gdy tylko nasze usta zetknęły się na ten ułamek sekundy poczułam się wspaniale. Tak, było wspaniale, ale to chwila była wspaniała. Tylko chwila i nic więcej. Ale czy na pewno?
-To...miłego pakowania..
-A..? No tak....- nawet nie wiem kiedy i jakim cudem, ale byliśmy już w pokoju. Dziwne, że się nie przewróciłam po drodze. Szybko udałam się do swojej sypialni i wyciągnęłam walizkę. Zapowiada się ciężka noc, zważając że nie znoszę pakowania to ciągle w głowie mam nasz "pocałunek".


środa, 3 września 2014

Rozdział 27

*Laura*

Jutro wracamy w końcu do LA. Nareszcie. Nawet nie wiedziałam, że się tak stęsknię za moimi przyjaciółmi. Właśnie przyjaciółmi. Jak wrócę, muszę porozmawiać z Wiki. Zabolało, gdy uwierzyła mu. Szkoda, że nigdy jej o tym nie opowiedziałam. Sama nie wiem dlaczego? Może się za bardzo wstydziłam, tylko czego? Że mnie zdradził? To on powinien się wstydzić, a nie ja. Jestem głupia. Ugh...dobra koniec myślenia o Dominiku. To debil. Tak, po prostu debil. A propo debilów jest jeszcze niewyjaśniona kwestia z Rossem. Teraz jest dziwnie, jeszcze dziwniej niż było w NY. Nie wiem, może to przez to, że uratował mnie od tego kolesia, pewnie od gwałtu. Boże, gdyby nie on. Ale nie mogę. Ciągle widzę go stojącego nad Jake`em, już nieprzytomnym Jake`em, który leży w kałuży krwi. I ta mina Lyncha, nie wyrażająca żadnych właściwych emocji, tylko radość? Prawie zabił człowieka i czuje radość. Ale był pijany. I znowu to samo. Z jednej strony to, a z drugiej tamto. Koniec, muszę przestać myśleć. Chociaż na chwilkę, ale czy to możliwe? Nie sadzę. Dobra, weź się w garść. Jesteś w słonecznym Miami, czas pozwiedzać miasto skoro jutro wyjeżdżam. To dobry pomysł, tym bardziej, że mamy wolne. Tu na szczęście nie było tyle spotkań promocyjnych czy wywiadów. A jak jutro wrócę to takie prawdziwe wakacje. Chwila przerwy od kolejnego sezonu. Już nawet zapomniałam jak to jest nie chodzić do pracy, ale co ja się cieszę. Zaraz szkoła i to chyba jeszcze gorsze od pracy na planie. Ale praca i szkoła to dopiero będzie mieszanka wybuchowa. Jak ja dam radę? Cicho....mam wakacje, nie mogę sobie zawracać głowy pracą. Jestem chyba nienormalna, choć może ktoś nazwałby to pracoholizmem. Nieważne. Która to? 12, czyli mam jeszcze sporo czasu zanim wyjadę stąd. Wzięłam torebkę, a w niej najpotrzebniejsze rzeczy i wyszłam z pokoju, a następnie z naszego salonu w kierunku drzwi. Niestety, coś mnie zatrzymało. A raczej ktoś. Ross.
-Gdzie się wybierasz?- pyta jakby był moim ojcem. Serio? Bądź spokojna i odpowiedz normalnie.
-Idę pozwiedzać miasto?
-Mogę z Tobą? 
-Nie.- i wyszłam. Wyszłam, ale tylko za drzwi, a nie z hotelu. Poczułam wyrzuty sumienia. K*rde, on chce jakoś to naprawić, a ja wszystko psuję. W końcu przecież się przyjaźniliśmy. Chyba? Tak, to można nazwać przyjaźnią, która skończyła się niefortunnym wypadkiem w klubie. Ale czy wypadek może być fortunny? Odbija mi. Trzeba podjąć decyzję. Dobra, zabiorę go ze sobą. Może nie będzie tak źle.
-Ross?
-Laura? Jeszcze nie poszłaś?- a co nie widać?. 
-Nie i pomyślałam, że jak jeszcze chcesz to możemy przejść się razem?- a spróbuj teraz odmówić, to już się do Ciebie nie odezwę. 
-No, jasne.- i uśmiechnął się. Szeroko się uśmiechnął. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak dawno nie widziałam tego głupkowatego uśmiechu i chyba mi go brakowało. Oczywiście też odwzajemniłam uśmiech i ruszyliśmy na podbój miasta.

*Ross*

Dzisiejszy dzień był super, a raczej jeszcze jest, bo siedzimy na plaży. Może nie jest tu tak pięknie jak w LA, ale Miami też daję radę. A właśnie co do dzisiaj, to chyba ruszyliśmy do przodu. Cały dzień się śmialiśmy i w ogóle. Jak mi tego brakowało. Dobrze, że wypadł ten wyjazd.
-Dobra, mam dość siedzenia na piasku. Idziesz do wody?- spytałem Lau.
-Nie, ja się jeszcze poopalam, ale idź.- zaraz znalazłem się w wodzie. Była cieplutka. W sumie co się dziwić, jak tu są takie wysokie temperatury. Upał. To nie to co NY.
Właśnie sobie pływałem, ale nudno tak samemu, nie licząc oczywiście obcych ludzi obok, więc trzeba zaciągnąć tu Marano. Oj coś czuję, że się jej to nie spodoba. Trudno, będzie śmianie. Szybko wyszedłem z wody i pomału udałem się w stronę naszych ręczników. Na szczęście leżała na brzuchu i mnie nie widziała. Ale ja ją widziałem i muszę przyznać, wygląda nieziemsko w tym bikini. No nic. Trzeba się brać za mój plan. Stanąłem nad nią i złapałem za biodra. Chyba spała, bo gdy tylko jej dotknąłem mokrymi rękami to pisnęła.
-Ross!! Ty idioto puść mnie!- krzyczała, gdy przerzuciłem ją przez ramię i udałem się w stronę wody. Cały czas waliła rękami po moich plecach, jakby to coś miało zmienić. - Tylko nie wrzucaj mnie do wody. Proszę, proszę...- ja zacząłem się śmiać.
-Ale jesteś zmienna, dopiero co nazwałaś mnie idiotą, a teraz prosisz?
-Nie, Ty dalej jesteś idiotą, ale idiotą, który może mnie postawić spokojnie na ziemi.
-Za tego idiotę nie ma mowy!- krzyknąłem wesoły i jeszcze szybciej udałem się do wody.
-Nie! Proszę...- chwyciła mnie się tak mocno, ale musi być kara za idiotę. Zaraz znalazła się w wodzie. Zła i mokra, zaczęła mnie ochlapywać i gonić mnie. Ale jestem szybszy. Gdy znalazłem się na brzegu, zauważyłem, że nigdzie jej nie ma. Przecież dopiero była za mną. Nagle....

***
Łapcie rozdział, bo dawno nie było :D Nic się specjalnego nie dzieje, ale mam nadzieję, że niej jest źle. Być może za 2 dni pojawi się kolejny rozdział, ale niczego nie obiecuję ;) Trzymajcie się i komentujcie :) Po za tym jak pierwsze dni szkoły? :)