środa, 27 sierpnia 2014

Przepraszam


Rozdziału dzisiaj nie będzie. Muszę zrobić sobie kilka dni wolnego od tej historii, bo jak wcześniej wspomniałam mam jakąś blokadę, 0 pomysłów na najbliższe rozdziały, choć wiem jak to się skończy ;) Nie chce pisać na siłę, dlatego musicie być cierpliwi ;) Poza tym bardzo chciałam podziękować za ponad 5000 wyświetleń :D To naprawdę wielka motywacja ;) Na razie to wszystko i do usłyszenia

sobota, 23 sierpnia 2014

Rozdział 25

kilka dni później

*Laura*

Właśnie wracaliśmy z ostatniego wywiadu. Nareszcie. Szkoda, że jeszcze zostało Miami, ale połowa za mną. W końcu znaleźliśmy się w naszym apartamencie. Chciałam szybko wejść do mojej sypialni, ale on musiał mnie zatrzymać. Nienawidzę tego, że jest silniejszy.
-Co chcesz?- zapytałam zła.
-Możemy pogadać?
-Nie! Puść mnie.- próbowałam się wyrwać, ale on tylko mocniej mnie złapał.
-Laura, przepraszam Cię.
-Myślisz, że głupie przepraszam załatwi sprawę. Nie! Jake ze mną zerwał. Przez Ciebie. Zadowolony? Nigdy go nie lubiłeś, ale żeby się na niego rzucać i go pobić. Nawet po Tobie się tego nie spodziewałam.
-Ja nie wiem co się wtedy stało ze mną...
-Nic się nie stało. Zawsze taki byłeś, jesteś i zapewne zostaniesz. Dla Ciebie nie liczy się nikt inny. Ty p**przony egoisto!- krzyczałam przez łzy.- Byłam szczęśliwa, ale Ty postanowiłeś to wszystko zniszczyć! Teraz mnie zostaw!- szybko poszłam do swojego pokoju i się zamknęłam. W końcu wszystko mu wygarnęłam, ale czy poczułam się lepiej? Sama nie wiem. Podeszłam do okna, ale miałam zamazany obraz. Łzy płynęły z moich oczu i nie mogły przestać. Tak bardzo chciałam wracać. Przytulić się do Nessy czy Delli. A tak muszę tu być z nim. Z tym dupkiem! Nienawidzę, nienawidzę go. Siedziałabym tak dłużej, ale nie mogę przez niego płakać. Nie. Ja...ja muszę być silna. Poszłam wziąć kąpiel. Gdy weszłam do ciepłej wody, poczułam się trochę lepiej, ale tylko trochę. Byłam zła, ale coraz bardziej zła na siebie. Czyżbym miała wyrzuty sumienia. Ale dlaczego? Dlaczego nawet po tym wszystkim się przejmuje nim. Ja go nienawidzę. Nie prawda, to twój przyjaciel. Nie! To mój wróg... . Wyszłam zaraz i poszłam do szafy. Na dole jest jakaś impreza, a ja teraz potrzebuje alkoholu. Chociaż na chwilę, muszę o tym wszystkim zapomnieć. Gotowa wyszłam z pokoju. Niestety on tam musiał siedzieć. 

-Gdzie idziesz?- spytał. Co go to interesuje. Niech się w końcu zajmie sobą. Mam dość. Mam go dość. Nic nie odpowiedziałam, tylko szybko wyszłam stamtąd. Udałam się do windy i zaraz byłam na dole. Poszłam do baru w hotelu, gdzie akurat odbywała się ta impreza. Gdy tylko przekroczyłam próg od razu odurzył mnie zapach alkoholu połączony z nikotyną i innymi używkami. Do tego ta głośna muzyka i pełno ludzi tańczących do jej rytmu. Zaraz udałam się do baru i zamówiłam drinka. Wypiłam go szybko i po chwili miałam następnego. Czułam jak alkohol zaczyna działać. Po kilku drinkach poszłam na parkiet i poddałam się muzyce. Nie pamiętam dokładnie, ale chyba ktoś ze mną tańczył. Było cudownie. On był cudowny. 


*Ross*

Gdy tylko Laura wyszła stwierdziłem, że pójdę za nią. Ta kłótnia mnie zabolała, ale ona mówiła prawdę. Bolesną prawdę. Musiałem ją znaleźć, bałem się o nią. A jak coś jej się stanie? Nigdy sobie tego nie wybaczę. Zaraz znalazłem się na dole, w holu. Miałem wyjść, bo myślałem, że poszła na miasto na jakąś imprezę. Przynajmniej tak była ubrana. Pięknie ubrana. Wtedy usłyszałem jakieś dźwięki, to tu musi być ta impreza. To nawet lepiej. Zaraz znalazłem się na miejscu. Zacząłem jej szukać, ale ledwo co widziałem. I zobaczyłem ją. Z jakimś kolesiem, który ją gdzieś ciągnie. Była pijana, bo ledwo szła. To moja wina. Chciałem szybko się do niej przedrzeć, ale ludzie mi to uniemożliwiali. Pośpieszyłem się, bo nagle znikła mi z oczu. Zacząłem się rozglądać, aż ujrzałem jakiś korytarz, chyba prowadzący do toalet. Byłem po chwili na miejscu i niesamowicie się wkurzyłem. Ten koleś się do niej dobierał. Ona próbowała go odepchnąć, ale była słaba i mocna zalana. Szybko podszedłem do niego, odciągnąłem od Lau i uderzyłem. Na szczęście też był pijany, bo zaraz leżał na ziemi, ledwo przytomny. Wróciłem do niej, a ona już spała. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do naszego apartamentu. Położyłem ją na łóżku i przykryłem kołdrą. Spała tak słodko. Chciałem z nią zostać, ale gdyby rano mnie zobaczyła, zabiła by mnie, więc zaraz poszedłem do siebie. Byłem na siebie zły. To wszystko moja wina. Tylko moja. 


czwartek, 21 sierpnia 2014

Rozdział 24

*Ross*

W końcu wylądowaliśmy. Już miałem dość, ta dziewczyna ciągle gadała i gadała. Nie miałem spokoju. Chciałem pogadać z Laurą, ale oczywiście nie wyszło. Na lotnisku stała jakaś grupka fanek, ale zaraz przyjechała po nas taksówka i ruszyliśmy do naszego hotelu. W ciszy. Na miejscu okazało się, że będziemy mieszkać w 5-gwiazdkowym hotelu. Dostaliśmy jeden z lepszych apartamentów z dwoma sypialniami. Nasz wyglądał tak, że po wejściu od razu mamy wielki salon z balkonem naprzeciwko drzwi, a po lewej i prawej stronie nasze sypialnie. Gdy zostaliśmy sami, Laura poszła od razu do siebie i się zamknęła. Jak to ma tak wyglądać, to ja sam nie wiem. Nie odzywa się do mnie od początku podróży. Postanowiłem, że czas pogadać. Zacząłem pukać, ale nic nie odpowiadała. Słyszałem tylko jak płacze. Płacze, przeze mnie, a ja nie mogę nic zrobić. Zacząłem się dobijać, ale dalej nic.
-Laura!...Proszę otwórz. Laura...- i nic. Dalej próbowałem, aż w końcu zadzwonił telefon. To był reżyser z planem na jutro. Mamy spotkanie z fanami o 12, a wieczorem wywiad w telewizji. Dostaliśmy teksty co mamy mówić, jakby co. Ale co z tego jak my sami nie rozmawiamy. Była już 22, a Laura dalej nie odpowiadała. Zrezygnowany poszedłem do siebie. Może jutro będzie lepiej. 


*Laura*

Chyba poszedł, a ja co. Siedzę pod oknem i czytam te durne teksty. Jak ja to lubię Lyncha, jaki to świetny przyjaciel. Czytam i płaczę. Przyjaciel, który wszystko zniszczył. P**przony egoista, który myśli tylko o sobie. Ja coraz bardziej myślę, że nie dam rady. A jutro spotkanie, wywiad. Właśnie wywiad. Nie dam rady..tak kłamać. Jak mam mówić, że go lubię...jeśli ja go nienawidzę. Nienawidzę....znowu zaczęłam płakać. Nie mogłam przestać. W dodatku za oknem też się rozpadało. Jakby pogoda współgrała z moim nastrojem. Czułam się źle. Teraz byłam sama, reszta w LA. Ale to tylko tydzień. Dasz radę, dam radę, muszę. Tylko co potem?

ranek

Obudziłam się rano, szczerze nawet nie wiem kiedy wczoraj zasnęłam. Była 9, a wg planu mamy spotkanie o 12, więc mam sporo czasu. Poszłam zatem do mojej łazienki, a tam stała wielka wanna. O tak... tego właśnie potrzebowałam. Zaczęłam przygotowywać kąpiel, napuściłam wody, dodałam jakiś olejek i sole i zaraz znalazłam się w wannie. Było mi tak przyjemnie. Poczułam się taka odprężona, jakby wszystkie problemy wyparowały. Niestety, ale to niemożliwe. Umyłam przy okazji włosy i chciałam jeszcze posiedzieć, ale gdy spojrzałam na zegarek była już prawie 10. No nieźle. Wysuszyłam włosy, zrobiłam lekki makijaż i poszłam szukać czegoś do ubrania. Wybrałam to, bo co jak co, ale w LA jest cieplej niż w NY.  Gotowa już chciałam otworzyć drzwi i szybko wyjść, ale przypomniałam sobie, że on tam może siedzieć. Nie chciałam go teraz widzieć tym bardziej, że i tak mamy cały dzień zaplanowany razem. Zatem delikatnie otworzyłam drzwi i lekko wychylając głowę zobaczyłam czy jest pusto. Nikogo na szczęście nie było, więc zabrałam torebkę i zeszłam a dół w celu zjedzenia jakiegoś śniadania.

popołudnie

Zaczęło się udawanie wielkiej przyjaźni. Uwielbiam swoich fanów, ale już nie mogę wytrzymać. Nie przeszkadza mi pozowanie do zdjęć, chyba że muszę pozować z Lynchem. Te udawane uśmiechy, radość. Jak ja się muszę powstrzymywać, żeby nie wybuchnąć płaczem. Jeszcze ciągłe pytania. Dlaczego nie jesteście razem? A co z Raurą? Jaka Raura, jaka para. Myślałam, że będzie łatwiej. A to dopiero początek.

**************************************************************************
Kolejny rozdział za nami, a ja chciałam podziękować za liczne komentarze i wyświetlenia ;D
p.s. zapraszam jeszczebedzieszmoja.blogspot.com ;)

wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 23

*Laura*

W dodatku reżyser miał dla nas "niespodziankę":
-Otóż moi kochani, jak wiecie serial się spodobał zatem będziecie teraz udzielać licznych wywiadów, po za tym spotkania z fanami, gale. Na początek tzn. od jutra jedziecie na promocję. Jedziecie czyli jedzie Laura i Ross. Najpierw 4 dni w NY, a potem 3 dni w Miami. Tam będą czekać na was fani, więc liczę, że wiecie jak się macie zachować. Jeszcze dzisiaj przyjedzie do was asystentka ze szczegółami, więc pomału się pakujecie. Lot macie jutro popołudniu. Na razie to wszystko, więc życzę wszystkim miłej przerwy, aż do 2 sezonu.- gdy to usłyszałam, myślałam że zemdleję. Jak to mam lecieć na tydzień i to z kim. Z nim? Wybiegłam zaraz stamtąd. Musiałam pobyć sama. Wszystko przemyśleć. Tak bardzo nie chce tam lecieć. Ale nie mogę tak po prostu powiedzieć nie. Fani, reżyser, ekipa oni na mnie liczą. Nie mogę ich zawieść. Szkoda, że Raini i Calum nie lecą. Byłoby mi łatwo. A tak lecę sama. Sama z nim. Znowu znalazłam się na plaży, znowu płakałam. A jeszcze kilka dni temu wszystko było ok. Było cudownie. A teraz. Teraz jest źle. Siedziałam na piasku, z podkulonymi nogami i patrzyłam na ocean. Uwielbiam tu być. Uwielbiam tu myśleć. Niestety, ktoś mi musiał przerwać. A był to on. On czyli Lynch.
-Laura...możemy pogadać?
-Nie!- krzyknęłam, ale ciągle płakałam. Akurat przy nim. Głupie łzy.- Nie,...nie możemy. Chce Ci tylko powiedzieć, że to że mamy spędzić ten tydzień razem nic nie zmienia.- mówiąc to coraz bardziej płakałam.- Ja...ja...dalej Cię...nienawidzę. Ja nie....nie zapomniałam.- mówiąc to już całkiem się rozkleiłam. On chciał mnie przytulić, ale go odepchnęłam. Czułam się źle, ale nie chciałam jego pocieszenia. Nie chciałam. Pobiegłam do domu i zamknęłam się w pokoju. Rzuciłam się na łóżko i dalej płakałam. Łzy płynęły jak jakiś potok, który nie ma końca. Dlaczego to wszystko mnie spotyka? Dlaczego akurat mnie? Ja chyba nie dam rady.... W tym momencie ktoś zaczął pukać, ale ja nie miałam ochoty na towarzystwo. Nie teraz. Tym kimś okazała się Nessa. W końcu jej otworzyłam i po prostu przytuliłam. Zaraz przyszła Delly z gorącą czekoladą i opowiedziałam im o wszystkim. O wczorajszym dniu, o dzisiejszym. One mnie tylko przytuliły, bez słowa, ale właśnie tego teraz najbardziej potrzebowałam. Bezwarunkowego wsparcia i zrozumienia. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

następny dzień


Obudziłam się koło 9, zeszłam na dół, a tam czekała na mnie Nessa. Przekazała mi co i jak, bo wczoraj przyszła asystentka, a ja spałam. Przez te ostatnie wydarzenia byłam wykończona. Lot mamy dopiero o 14, więc wróciłam do siebie, wzięłam prysznic. Poszłam do szafy i ubrałam się w to . Zeszłam dalej na dół, bo byłam głodna. Tam czekało na mnie gotowe śniadanie, zrobione przez Delly czyli naleśniki z owocami i bitą śmietaną. Ona wie jak mi poprawić humor. Szkoda, że już tam siedział Lynch, ale starałam się go ignorować. Sama nie wiem jak przetrwam ten tydzień. Będzie ciężko. Jeszcze muszę udawać, że przecież to mój przyjaciel. On. On wszystko zepsuł. Jeszcze kilka dni temu było cudownie, a teraz. Teraz. Dobra, nie mogę znowu o tym myśleć, bo zaraz się poryczę. Zjadłam szybko i wróciłam do siebie. Trzeba się jeszcze spakować. Po godzinie byłam gotowa, ale tylko fizycznie. Tydzień z nim. Sama. Ja i on..... .


*Ross*

Było już po pierwszej, więc zaczęliśmy się zbierać na lotnisko. Oczywiście wszyscy z nami muszą jechać, bo chcą się pożegnać na lotnisku. Jakby nie można było w domu. Przecież nie będzie nas tylko tydzień. Właśnie tydzień. Mam nadzieję, że Laura mi wybaczy i pogodzimy się. Tak mi jej bardzo brakuje. Niby widzimy się codziennie, ale ona mnie ciągle unika, ignoruje. To straszne. A jeszcze tydzień temu byliśmy przyjaciółmi. Chodź teraz chciałbym żeby była dla mnie kimś więcej niż tylko przyjaciółką. Oby ten wyjazd coś poprawił, bo na razie jest źle.

*Laura*

Lot nie miał trwać kilka godzin, a ja miałam przez ten czas siedzieć obok niego. Siedzenia były potrójne, a obok nas siedziała jakaś dziewczyna w naszym wieku. Stwierdziłam, że lepszej okazji nie będzie i zaproponowałam zamianę. Ona się ucieszyła, bo usiądzie obok Lyncha, nie wiem co one w nim widzą. Ja się cieszę, bo nie muszę obok niego siedzieć. Dzięki temu miałam widok z okna i spokój. Chociaż z tego. Założyłam słuchawki, włączyłam muzykę i przestałam interesować się nimi, interesować się resztą. Teraz jestem ja, ja i muzyka. Zero problemów, szkoda że tylko przez chwilę.

***
Zapraszam jeszczebedzieszmoja.blogspot.com :D

niedziela, 17 sierpnia 2014

Rozdział 22

*Vanessa*

Zbliżała się pierwsza, a Laury dalej nie było. Siedziałam właśnie z Delly i czekałam. Z tego co Ross nam opowiedział nie jest dobrze.
-A jak coś jej się stało? Albo jak sobie coś zrobiła?- pytałam zmartwiona.
-Nessa, nie martw się. Na pewno nic jej nie jest. Zaraz wróci, zobaczysz.- Rydel próbowała mnie pocieszać, ale nic to nie dawało. W końcu to moja młodsza siostrzyczka, boję się o nią. Już miałam dzwonić do niej kolejny raz, aż nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko tam pobiegłam i co za ulga. To była Laura. Gdy tylko ją zobaczyłam od razu przytuliłam. Była cała mokra i zmarznięta, ale na szczęście nic się nie stało.
-Laura, jak ja się o Ciebie bałam.- powiedziałam i dalej ją przytulałam.
-Przepraszam...- i zaczęła płakać.
-Nic się nie stało, nie płacz.- dalej ją tuliłam, a zaraz do nas dołączyła Delly. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby coś się stało Lau. Mimo, że czasem się kłócimy to i tak ją bardzo kocham. W końcu to moja mała siostrzyczka.- Dobrze, a teraz idź się umyj i przebierz. Zaraz do Ciebie przyjdziemy.- Laura poszła do siebie, a ja udałam się do kuchni w poszukiwaniu lodów czekoladowych. Na rozstania najlepsze.
-To co teraz?- spytała Delly.
-Nie wiem sama, ale chodźmy do niej. Myślę, że najlepiej żeby nie była sama.
-Dobrze.- powiedziała Rydel i udałyśmy się do pokoju Laury. Dalej była w łazience, więc rozsiadłyśmy się na jej łóżku. Zaraz wyszła i siadła między nami.
-Dobrze, że jesteście.- powiedziała Lau i znowu się popłakała. Przytuliłyśmy ją i się nawet lekko uśmiechnęła. Zabrałyśmy się za jedzenie lodów i co z tego, że jest 1 w nocy. To wyjątkowa sytuacja. Chciałam się dowiedzieć czegoś więcej co się takiego stało, ale Laura chyba nie była jeszcze gotowa, więc Delly zaczęła coś opowiadać, potem ja, aż w końcu zasnęłyśmy.

*Laura*

Obudziłam się wśród dziewczyn. Dobrze, że one chociaż są przy mnie, bo nie wiem co bym zrobiła. Wstałam, starając się ich nie obudzić. Spojrzałam na telefon, była 8. A co to za przypomnienie, ach zapomniałabym. Dzisiaj mamy ostatni raz spotkać się z reżyserem, bo właśnie skończyliśmy nagrywać pierwszy sezon A&A. W ogóle serial okazał się wielkim hitem. Spotkanie miało zacząć się o 10, więc mam jeszcze sporo czasu. Poszłam pod prysznic. O tak, tego mi było trzeba. Wszystkie złe emocje z dnia wczorajszego jakby spływały razem z wodą. Było mi tak dobrze, ale wszystko co dobre szybko się kończy. Zaraz wyszłam, zawinęłam się w ręcznik i poszłam szukać czegoś do ubrania. Wybrałam to i poszłam do łazienki. Musiałam jeszcze coś zrobić z włosami. Miałam na głowie siano. Gdy się w końcu z nimi uporałam, pomalowałam się i gotowa weszłam do pokoju. Dziewczyny właśnie się obudziły.
-Jak tam Laura?- spytała dalej zaspana Delly.
-Dobrze, i dziękuje za wczoraj.
-Ale jeszcze porozmawiamy?- spytała tym razem Nessa.
-Tak,..- wiedziałam, że muszę komuś się wygadać- ale teraz się śpieszę, bo mam dzisiaj spotkanie na planie.- właśnie spojrzałam na zegarek. Było już po 9. Ale ten czas szybko leci.
-No ok, to leć.- powiedziała uśmiechnięta Delly i dalej położyła się spać. Tej to dobrze.
Wyszłam z pokoju i w tym momencie musiał wyjść on. A już poczułam się lepiej, jednak jak go zobaczyłam wszystko wróciło. Dlaczego musimy razem mieszkać? Szybko odeszłam, ale złapał mnie za nadgarstek. 
-Laura...
-Puść mnie.- powiedziałam zła, a w oczach miałam łzy. Ale on nie mógł tego zobaczyć.- Nienawidzę Cię.- powiedziałam cicho, ale na tyle żeby to usłyszał. Szybko zeszłam na dół, wzięłąm jabłko i wyszłam z domu. Nie mogłam tam dłużej wytrzymać, nie z nim. Do oczu znowu napływały mi łzy. Cicho, uspokój się. Jest dobrze. Odetchnęłam głęboko, a że miałam więcej czasu stwierdziłam, że się przejdę. 


*Ross*

Wiedziałem, po prostu wiedziałem. Ona mnie nie znosi, nienawidzi. Ale ja się jeszcze dziwię. Pobiłem jej chłopaka, który z nią zerwał. Prze zemnie. Sam bym siebie nienawidził. Ale ja ją kocham. Tak kocham. Wczoraj, gdy uciekła. Szukałem jej. Naprawdę długo. Wróciłem do domu, a jej dalej nie było. Poszedłem do siebie, bo nie chciałem żeby reszta widziała w jakim jestem stanie. Bałem się. Bałem, że już jej nie zobaczę. Głupie? Być może. Ale gdy dzisiaj rano ją ujrzałem, poczułem taką radość w środku. Miałem ją ochotę przytulić i już nigdy nie puszczać. Ale jej słowa. "Nienawidzę Cię" Co ja mam teraz zrobić? Co? Muszę ją jakoś przeprosić, odzyskać zaufanie. Jeśli to w ogóle możliwe. Ok....teraz trzeba iść do studia, przynajmniej znowu ją zobaczę. Tak, zobaczę moją Lau. 

*Laura*

W studiu reżyser zaczął dziękować za wspólną pracę. W sumie to był świetny czas. Z świetnymi ludźmi, gdyby nie ostatnie wydarzenia. Właśnie, teraz siedziałam obok Raini, a on. On ciągle się na mnie patrzył. Już nie mogłam wytrzymać, chciałam stamtąd wybiec i już nie musieć na niego patrzeć. Ale to niemożliwe. W dodatku reżyser miał dla nas "niespodziankę".

**************************************************************************
Jak myślicie, co szykuje reżyser? ;) Piszcie w komentarzach ;D
p.s. zapraszam jeszczebedzieszmoja.blogspot.com nowy rozdział ;)

piątek, 15 sierpnia 2014

Rozdział 21

*Laura*

A była to Wiki z...to nie może być prawda...., bo ona była z Dominikiem. Co się dzieje? To jakiś żart? Przetarłam twarz, żeby zakryć moje zapłakane oczy, ale Wiki zobaczy wszystko.
-Laura? Co się stało?- chciałam jej się wyżalić, ale nie w obecności jego. Co on tu robi? Co oni robią razem?
-Nic..- powiedziałam i zwróciłam się do Dominika.- A Ty co tu robisz?! Śledzisz mnie? Zjeżdżaj!- krzyknęłam na niego.
-Laura!- tym razem Wiki krzyknęła.- Nie krzycz na niego. To właśnie jego chciałam Ci przedstawić.- a ja mało zawału nie dostałam. Co? Dominik z Wiki. Co on knuje. Wątpię, żeby jego zamiary były szczere.
-Ale jak to? Przecież to idiota, on Cię na pewno oszukuje. Nie możesz się z nim spotykać.
-Widzisz kochanie, mówiłem Ci, że tak będzie. Chodźmy lepiej.- Dominik zwrócił się do Wiki. Co? On na mnie nagadał? Chyba mu nie uwierzy?
-Laura, przepraszam ale myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami. Dominik mi mówił, że będziesz chciała nas rozdzielić, bo jesteś zazdrosna o niego. W końcu on cię rzucił. Ale myślałam, że nas zaakceptujesz.
-Nie wierzę, że mu uwierzyłaś! Przecież on kłamie.
-Laura przestań! W końcu kogoś znalazłam, a Ty to psujesz. Ja też zasługuje na szczęście, Ty masz w końcu Jake.- jak to powiedziała momentalnie do oczu napłynęły mi łzy.
-Myślałam, że mi ufasz, ale skoro wolałaś uwierzyć mu.- mówiłam już przez łzy.
-A jak było? Nigdy mi tego nie opowiedziałaś, bo co? To ja myślałam, że mówimy sobie wszystko, ale najwidoczniej zawsze były jakieś sekrety.
-Ja...
-Co?! Teraz przynajmniej wiem, jaka jesteś. Niby mi ufasz, a nie mówisz wszystkiego. A jeśli nie chciałaś mi powiedzieć co się stało to znaczy, że musisz jej się wstydzić. Czyli, najwidoczniej to prawda, że go zdradziłaś.- gdy to powiedziała, zamurowało mnie. Jak ja go zdradziłam. To on przecież..... . Chciałam coś powiedzieć, ale Wiki odeszła z nim, a ja stoję dalej pod szpitalem i płacze. Płaczę. Płaczę i nagle biegnę. Gdzie? Sama nie wiem, przed siebie. Byle dalej od wszystkich. Od nich. Od tych ludzi, na których się zawiodłam. Tak bardzo. Biegnę, i nagle się zatrzymuję. Gdzie jestem? W parku. Wszyscy uciekają, bo zaczyna padać, a ja teraz po prostu stoję i moknę. Płaczę i moknę. Dalej nie wiem co się stało, co się dzieję? Jake ze mną zerwał, bo pobił go Lynch. Wiki się na mnie obraziła, bo jest z Dominikiem. Wszystko naraz się wali. Przyjaźń, miłość, zaufanie. Dlaczego to musi mnie spotykać. Dlaczego akurat mnie? Mam dość tego wszystkiego. Było dobrze, a nagle się coś psuje i jestem sama. Czuję się sama, sama jak palec. Niby mam siostrę, Delli, ale tych najbliższych przyjaciół już nie. Czy to wszystko moja wina. Łzy napływają mi do oczu coraz bardziej. Nie mogę przestać, bo one chodź przez moment dają upust tym złym emocjom. Właśnie siedzę pod drzewem, cała mokra, zapłakana, zmarznięta. Ale co z tego? Kogo to teraz obchodzi? A jeszcze wczoraj wszystko było dobrze, szkoda, że wczoraj...

*Ross*

W końcu dotarłem pod szpital. Zaraz znalazłem salę Jake, na szczęście był sam. Już miałem wejść, ale się zawahałem. Co ja mu powiem? Nawet nie wiem dlaczego to zrobiłem. *głęboki wdech i wydech* Dobra, muszę go przeprosić. Pociągnąłem za klamkę i wszedłem. On odwrócił się w moją stronę, a ja...ja nie wiedziałem jak mam się zachować.
-Jake...ja...ja...przepraszam.- wydukałem te słowa i już chciałem wyjść, ale on wskazał mi ręką, abym usiadł przy nim. Podszedłem do niego.
-Ross...nie wiem, co wtedy w Ciebie wstąpiło, ale wybaczam Ci. 
-Dziękuje, nawet nie wiesz, jak źle się z tym czuję.- trochę mi ulżyło.- Nie ma z Tobą Laury?- spytałem, bo myślałem, że skoro nie wróciła do domu.
-Zerwaliśmy...- a dla mnie to był szok.
-Ale jak to?
-Wiesz, wtedy w klubie jak do mnie przyszedłeś, byłeś naprawdę wściekły...- dlaczego nic nie pamiętam?- i zanim zacząłeś mnie okładać, powiedziałeś...- no co mogłem takiego powiedzieć.-, że..że... mam się trzymać z dala od Laury, bo Ty ją naprawdę kochasz.- co takiego?!
-Co?
-Byłeś mocno pijany i pewnie tego nie pamiętasz....ale ja sam zauważyłem, że między wami coś jest. I może Laura tego na razie nie widzi, to ja zauważyłem. 
-Ale Jake...
-Nie, Ross...nie ma żadnego ale....-a może on ma rację. Laura jest dla mnie wyjątkowa, ale co z tego. Teraz mnie nienawidzi. Chciałem, ...sam ....nie wiem....podziękować Jakowi, ale zasnął. Opuściłem salę, szpital i poszedłem się przejść. Co teraz? Dlaczego to wszystko musi być takie skomplikowane? Sam nie wiem co czuję do Laury, czy to prawda, że mogłem się zakochać? Czy ja naprawdę mogłem się zakochać? Deszcz padał coraz mocniej, a ja nagle znalazłem się w parku. Pustym, bo kto by chciał tu być w taką pogodę. I nagle zobaczyłem ją. Ją, jak siedziała pod drzewem, cała drżała i była przestraszona. Tak, to była Laura. Nie wiedziałem co zrobić. Podejść do niej czy nie? Tak bardzo chciałbym z nią teraz porozmawiać, ale ona mnie nienawidzi.

*Laura*

Siedzę i nagle zobaczyłam go. Dlaczego akurat to musiał być on. Widzę, że do mnie podchodzi. Nie, ja nie chcę go teraz tu, to przez niego się wszystko zaczęło. Wstałam szybko i znowu zaczęłam biec. Słyszałam tylko jak krzyczy za mną moje imię. I co on sobie myśli? Mam mu teraz wybaczyć, tak po prostu. Jak by się nic nie stało. On o mało nie zabił Jake, nie zabił człowieka. Człowieka, którego kocham, a który mnie porzucił. Właśnie, rzucił mnie. Nagle znalazłam się na plaży, obejrzałam się w koło, ale na szczęście go zgubiłam. Podeszłam do brzegu i patrzyłam na ocean. Był taki spokojny w przeciwieństwie do mnie. Ja miałam ochotę krzyczeć, coś rozwalić. Ale co mi to da? Telefon ciągle dzwonił i dzwonił. To ten idiota Lynch, co on  chce. Niech da mi spokój, najlepiej na zawsze. Znowu ktoś dzwoni, ale tym razem to Nessa. No tak, zapomniałam o niej, o Delly, o reszcie. Przecież oni nic nie zawinili. A ja tylko sprawiam im kłopoty, może reszcie także. Spojrzałam na niebo, już przestało padać, ale i tak byłam cała mokra. Było coś po północy, a Vanessa nie dawała za wygraną. Trzeba wracać przynajmniej dla niej, dla nich. Bo na razie mam tylko ich, a może aż ich.

**************************************************************************
Rozdział beznadziejny, ale jest, zatem komentujcie ;)
jeszczebedzieszmoja.blogspot.com zapraszam ;D

środa, 13 sierpnia 2014

Rozdzial 20

*Laura*

Otóż zobaczyłam nieprzytomnego i całego zakrwawionego Jake, który leżał na ziemi pod ścianą. A nad nim stał wściekły Ross, który dalej kopał mojego chłopaka.
-Ty idioto!! Co Ty robisz? Zostaw go.- cała zapłakana zaczęłam odsuwać Lyncha i zaraz pobiegłam do Jake.- Jake! Obudź się! Słyszysz? Proszę....obudź się.- ciągle płakałam i nie wiedziałam co się dzieje.- A ty co się gapisz?! Dzwoń po pogotowie!- zwróciłam się do Lyncha, a ten się tylko uśmiechnął i sobie poszedł. Co się z nim dzieje?! To wszystko przez alkohol. Nieważne...szybko zadzwoniłam po karetkę, która zaraz przyjechała i zabrała Jake. Jakoś ich wybłagałam i pojechałam z nimi.
W szpitalu chłopak dalej był nieprzytomny. Po chwili pojawili się jego rodzice.
-Laura? Co się stało?
Ja cała zapłakana zaczęłam opowiadać im to co się przydarzyło w klubie. Dalej nie mogłam w to uwierzyć. Co wstąpiło w Rossa, myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi? Ale po dzisiejszej akcji, po prostu go....nienawidzę. Zaraz pojawił się lekarz.
-Czy ktoś jest z rodziny pana Jake Steela?
-Tak, jesteśmy jego rodzicami? Jak z nim panie doktorze?- zapytał spokojnie pan Steel.
-Zatem, wasz syn miał wiele szczęścia. Jeszcze chwila i mógł by tego nie przeżyć. Aktualnie jego stan jest stabilny, ma lekkie wstrząśnienie mózgu i kilka złamanych żeber. Nadale jest nieprzytomny, ale mogą państwo na chwilę wejść.
Gdy to usłyszałam od razu weszłam na sale. Jake wyglądał strasznie, blady, cały w bandażu. Gdy tylko go zobaczyłam, do moich oczu znowu naleciały łzy. Dlaczego? Dlaczego to musiało go spotkać? To wszystko przeze mnie, przez głupiego Lyncha. Ale Jake przecież mu nic nie zrobił. Nie rozumiem...
-Laura, widzę, że jesteś zmęczona. Możesz wrócisz do domu i odpoczniesz?- spytała jego mama.
-Nie dziękuje, wolę tu zostać.- usiadłam obok na krześle, akurat teraz nie chciałam zostawiać Jake samego.

Ranek

*Ross*

Obudziłem się z strasznym bólem głowy. Oj...nigdy więcej tyle nie piję. Mam nadzieję, że nie zrobiłem nic głupiego. Wziąłem prysznic i ubrałem się. Zszedłem na dół, a tam zaraz wydarła się na mnie Delly.
-Czy Ty już całkiem zwariowałeś?
-O co chodzi?
-Jeszcze się pyta o co chodzi? Całą noc cię szukaliśmy, a Ty sobie tak po prostu schodzisz. Po za tym przez Ciebie chłopak Laury leży poturbowany w szpitalu. Jak mogłeś go pobić?!- krzyknęła, a ja dopiero teraz zacząłem kojarzyć fakty. Co?! Ja go pobiłem? Ale jak? Po co?
-Co?!?!
-Tak, nie udawaj głupiego. Laura wczoraj dzwoniła, że jest w szpitalu i to przez Ciebie, a Ty dalej sobie balowałeś!
-A nic mu nie jest?- spytałem przerażony.
-Teraz już lepiej, ale jak mogłeś? Obiecałeś mi, że dasz spokój z alkoholem.
-Nie wiem co się stało....przepraszam...muszę gdzieś iść....- powiedziałem i szybko wyszedłem. Chyba trzeba iść do tego szpitala...ale nie wiem który... Nie, nie zadzwonię do Laury, pewnie mnie nienawidzi. Co się wczoraj stało? Jak mogłem go pobić? Nie, nie pamiętam. 

*Laura*

Obudziłam się dosyć wcześnie, bo spanie na szpitalnym krześle nie jest zbyt wygodne. A właśnie Jake? Co z nim? Szybko poszłam do łóżka, a on nagle się obudził.
-Laura....
-Och..Jake...jak się cieszę, że się obudziłeś...- zaczęłam płakać, ale to łzy szczęścia- Pójdę po lekarza i zaraz wracam. Jak powiedziałam tak zrobiłam. Lekarz stwierdził, że skoro pacjent jest przytomny to teraz będzie tylko lepiej. Całe szczęście. Nie wiem co bym zrobiła. Zaraz pojawili się jego rodzice, a potem zostaliśmy sami, bo Jake chciał mi coś powiedzieć.
-Laura..
-Tak?
-Musimy porozmawiać. Wiedz, że Cię kocham, ale...
-Ale?
-Hmm...ale my nie możemy być razem.
-Co?- spytałam zszokowana. Nie, to się nie dzieje naprawdę.- Jak to?
-Ja...ja...po prostu nie mogę tak. Nie wiem co jest między Tobą a Rossem, ale coś jest. Wtedy, w klubie, zaczął coś o Tobie mówić, a później sama wiesz jak to się skończyło. Skończyło się dobrze, ale...
-Jake....- zaczęłam płakać.- Ale ja nic do niego nie czuję. Ja sama nie wiem co się z nim dzieje. Ja Cię kocham...
-Laura...wiem, to trudne...ale ja się boję, co może być dalej..on jest nieobliczalny...- a ja zaczęłam płakać. Wiedziałam co ma na myśli. Przecież sam lekarz mówił, że kilka minut później bym przyszła i Jake mogłoby nie być. Ale ja go naprawdę kocham...wiem, że krótko jesteśmy razem...ale...
-Laura...nie powiedziałem Ci jeszcze o czymś...- spojrzałam na niego cała zapłakana.- Wiesz, moi rodzice wyjeżdżają za tydzień do Europy. Przeprowadzają się. Ja miałem sam podjąć decyzję czy chce z nimi jechać. I miałem zostać, dla Ciebie...ale...
-Rozumiem, nie kończ...- znowu się popłakałam, ale tym razem wybiegłam stamtąd. Ominęłam główne drzwi szpitala i z zapłakanymi oczami wpadłam na kogoś. A był/a to...

**************************************************************************
Zapraszam na drugiego bloga jeszczebedzieszmoja.blogspot.com :D

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział 19

*Ross*

Aktualnie znajdujemy się na plaży, a dokładniej w jakiś krzakach, bo randka Laury trwa w najlepsze. A w ogóle ten koleś jest jakiś niezniszczalny. Gdy byli w kinie, poszliśmy za nimi. Szkoda, że to musiał być horror. Długo przekonywaliśmy Paula, ale w końcu poszedł z nami. Wsypaliśmy kostki lodu za koszulkę Jake, a ten nawet nie drgnął. Serio? Wkurzyłem się i chciałem trafić go w głowę. Niestety dostał jakiś drągal przed nami i jeszcze musieliśmy przed nim zwiewać. W ukryciu przed kinem czekaliśmy jak wyjdą. Laura z tym idiotą poszli na szejki owocowe, więc Calum wymyślił, że kupimy im drugie na niby koszt firmy, a do jednego dosypie się ostrej papryczki. Nie pytajcie skąd ma papryczkę chili, on ją po prostu nosi w kieszeni. Więc gdy kelnerka zaniosła im nasze zamówienie, patrzyliśmy jak zaraz ten Jake się skompromituje. Z bananami na twarzy czekaliśmy, a tam nic. Po prostu wypił i poszli na plażę. Co ona widzi w tym idiocie? Czekaj, czekaj co on robi. Czyżby ją przytulał? Zaraz normalnie do niego podejdę i mu przywalę. Nikt nie będzie przytulał mojej Laury, nikt. Już miałem wstać, gdy nagle złapał mnie Calum i przywołał do porządku:
-Co ty robisz? Chcesz żeby nas zauważyli?
-Mam to już w dupie. Widziałeś, jak on się do niej klei?
-Ktoś tu jest zazdrosny?- spytał Paul.
-Wcale nie!- krzyknąłem na tyle głośno, że Laura z tym idiotą....jak mu tam...Jakiem? popatrzyli się w naszą stronę. Na szczęście chyba nas nie zauważyli.
-Durniu, zaraz by nas złapali.- powiedział zły Calum.
-Sorry, ale nie mówcie, że jestem zazdrosny. Po prostu ten Jake jest jakiś dziwny i podejrzany.
-Powiedzmy, że Ci wierzymy.- odpowiedział Paul.
-Nieważne...musimy się zbierać, bo oni idą już pomału wracają, a trzeba być przed Laurą, bo nas zabije.- odpowiedział przestraszony Calum.
-Szybko, mamy mało czasu.- odpowiedziałem.
Wróciliśmy do domu jakimś skrótem, Paul szybko włączył telewizor i usiedliśmy na kanapie jakby nigdy nic. Nie minęło 10 minut, a wróciła Laura. Odetchnęliśmy z ulgą po cichu. 
-Jak tam randka?- spytał Calum.
-Świetnie, gdyby nie 3 idiotów, która za nami łaziła.- powiedziała i odeszła na górę.
-K*rde, czyżby nas widziała?- spytał Paul. Czasem się zastanawiam czy on naprawdę jest taki głupi.
-Nie, krasnoludki.- odpowiedziałem. - Dobrze, że była w dobrym humorze, chyba nam nic nie zrobi.- uśmiechnąłem się.
-Może tak, ale skoro była w dobrym humorze tzn. że randka się podobała. No nic, my już lecimy. Pa!- powiedział Calum. A ja się wkurzyłem. Jak mogła podobać jej się randka z takim idiotą. To kretyn jakich mało. Tyle, nie będę myśleć o matole. Która w ogóle godzina? Już północ? Szybko ten czas leci. Poszedłem do siebie i położyłem się spać. Nie ma co, ale dzisiejszy dzień do najlżejszych nie należał.

*Laura*

Od tego spotkania z Jakiem minęło jakieś 2 tygodnie, a my zaczęliśmy się częściej spotykać. Może dla kogoś to szybko, ale zostaliśmy parą. Tak, Jake jest wspaniały i myślę, że naprawdę go kocham. Co się ogólnie działo przez ten czas. W zasadzie nic specjalnego. Praca jak praca. Ross chyba nareszcie dał mi spokój i taki aktualnie jest naprawdę świetny. Chyba można nawet określić nas przyjaciółmi. A zapomniałabym. Otóż Wiki poznała jakiegoś chłopaka przez internet. Mówiła, że jest świetny i niedługo będą mieć pierwsze spotkanie w realu. Nie wiem dokładnie o kogo chodzi, a ona nie chcąc zapeszyć sama wiele nie zdradziła. Ale chciałabym, żeby jej się udało. Tak jak mi z Jakiem. Oj, muszę się pomału zbierać, bo oczywiście jestem z nim umówiona. Idziemy dzisiaj na dyskotekę do nowego klubu.
Gdy dotarliśmy z Jakiem zabawa trwała już w najlepsze. Poszliśmy do baru po drinki i kogo tam zauważyłam. Oczywiście Rossa. Mam tylko nadzieję, że się nie upije, bo Rydel da mu popalić. Nieważne, co on mnie obchodzi. Przecież jestem tutaj z Jakiem. Moim Jakiem. On jest taki czuły i kochany. Ja to mam szczęście. Zaraz poszliśmy na parkiet i tańczyliśmy w najlepsze. Nie ma co, ale w tym klubie mają świetnego DJ. Muzyka jest genialna. Po kilkunastu piosenkach zeszliśmy chwilę odpocząć. Ja poszłam do baru, a Jake do toalety. Siedzę sobie spokojnie i popijam drinka, aż ktoś mnie łapie z tyłu. Na początku myślałam, że to Jake. Niestety, gdy się odwróciłam okazało się, że to Ross. A ten czego?
-Lau..ru..sia., Lau...- oj nieźle sobie popił.
-Ross, puść mnie.- a ten jeszcze bardziej mnie przyciągnął i zaczął całować po szyi. Boże, ale waliło od niego alkoholem. Myślałam, że zaraz zwymiotuję.
- Ross! Puszczaj, jestem tu z Jakiem i zaraz po niego pójdę, jak nie przestaniesz!- powiedziałam już zła, a ten nareszcie mnie puścił. Miał taką minę, że zaczynam się go bać. Na szczęście poszedł sobie i miałam w końcu spokój. Tylko gdzie się podział Jake? Popatrzyłam na zegarek, minęło już ponad 15 minut. Co on tyle robi? Przecież nie jest babą i nie musi poprawiać makijażu. Poczekałam jeszcze 5 minut i zaczęłam go szukać. Udałam się w stronę toalet, ale w życiu bym się nie spodziewała co tam zobaczę. Otóż....

**************************************************************************
Nowy blog ----> jeszczebedzieszmoja.blogspot.com
Zapraszam :D

sobota, 9 sierpnia 2014

Rozdział 18

*Laura*

...a dzwonił do mnie Jake. [ czy ktoś go obstawiał? ;D ]
(L): Halo?
(J): Hej Laura, moglibyśmy się jutro spotkać? Muszę z Tobą porozmawiać.
(L): W zasadzie, czemu nie. Ale o co chodzi?
(J): Jutro Ci wszystko wyjaśnię. Może być o 17 na plaży przy molo?
(L): Pewnie.
(J): Super, to do zobaczenia.
(L): Pa, do jutra.
I się rozłączył. Ciekawe o co chodzi? Nie widziałam go od tej nieszczęsnej dyskoteki. Ale może jutro wszystkiego się dowiem.

Wstałam rano, wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i zaraz popędziłam do pracy. Czas zleciał wyjątkowo szybko. Dzisiaj Ross, dobrze widzicie, nazwałam go Ross, jakby się trochę zmienił. Ostatnio w zasadzie jest przyjemniejszy. Ale nie wiem o co chodzi. Nieważne. Było w pół do piątej, właśnie skończyliśmy na dzisiaj, a ja już nie mam co wracać do domu, więc od razu udałam się na plażę, gdzie miał czekać na mnie Jake.
-Hej Laura.
-Hej, to dlaczego chciałeś się ze mną widzieć?
-Musimy porozmawiać. Wtedy na dyskotece....
-No właśnie. Co się stało? Dlaczego tak nagle uciekłeś, bez wyjaśnienie czy pożegnania?
-To przez Rossa.
-Ale co? Zrobił Ci coś? Nie rozumiem.
-Nie, po prostu...on mi powiedział, że wy jesteście razem. Tylko, że teraz niby się pokłóciliście i że...
-Że co niby?
-No że zadajesz się ze mną, żeby na nim się zemścić czy sprawić, żeby był zazdrosny. Że jestem jakąś głupią zabawką...
-I Ty mu uwierzyłeś? Po prostu nie wierzę!
-Wiem, przepraszam, ale wtedy poczułem się jak idiota, jak kompletny dureń. Powinienem na Ciebie poczekać i to wyjaśnić, ale po prostu nie mogłem. Potem długo nad tym myślałem... wybaczysz mi?
-Och Jake, sama nie wiem. Czemu wtedy do mnie się nie odzywałeś? Dzwoniłam, pisałam, a Ty nic.
-Wiem, byłem idiotą....przepraszam.
-Nie mam się co na Ciebie gniewać, ale trochę się na Tobie zawiodłam.
-Hmm... to może zacznijmy od początku?
-Zgoda, zatem jestem Laura.
-Jake.
-Bardzo miło mi Cię poznać.
-Mi również. Może chciałabyś się ze mną jeszcze spotkać?
-Czy Ty proponujesz mi randkę?
-Czemu nie, to jak?
-Bardzo chętnie.
-To może jeszcze dzisiaj. W kinie leci dzisiaj premiera świetnego horroru.
-Horror powiadasz? Zgoda, to do zobaczenia.
Pożegnałam się i udałam do domu całą w skowronkach. Na szczęście wszystko się wyjaśniło z Jake`m. On jest taki słodki....ach. Jeszcze ta randka. Ale najpierw muszę dorwać Lyncha. Też sobie wymyślił, pożałuje.

*Ross*

Właśnie wróciłem. Jestem wykończony, no cóż przepraszanie swoich byłych jest męczące. A i tak niektóre na mój widok mało co nie chciały mnie zabić. Bez przesady, na szczęście byłem u wszystkich i już spokój. Teraz razem z Calumem i Paulem będziemy oglądać filmy, oni też ze mną jeździli, więc są równie zmęczeni. Szkoda, że tylko ja oberwałem kilka razy po głowie, ale cóż.
-Dobra idę po jakieś przekąski, a wy odpalajcie.-powiedziałem i udałem się do kuchni.
-Ok, ale pośpiesz się, bo zaraz zaczynamy.
Gdy szukałem jakiś słodyczy po szafkach usłyszałem, że ktoś wrócił. Kto to? 
-Gdzie jest ten idiota?!- krzyknęła Laura, a to ona przyszła. Jeszcze mnie szuka? Tylko po co, może się za mną stęskniła, cały dzień się nie widzieliśmy. Poszedłem szybko do salonu.
-Hej Lau.... - i wtedy uderzyła mnie z liścia.- Ałłaaaa...za co?
-Za Jake!- krzyknęła zła i poszła do siebie.
-Stary, chyba się właśnie dowiedziała..- zaczął się śmiać Paul.
-No co Ty.- trzymałem się za obolały policzek. Ona to ma zamach.
-O czym?- spytał Calum. A no tak on nic nie wie. Paul mu zaczął wszystko wyjaśniać, a ja wróciłem po przekąski i zaczął się film. 
Minęła chyba godzina i nagle usłyszałem jak ktoś schodzi z góry. A no tak Laura. Odwróciliśmy się we 3 i nie wiem jak reszta, ale ja zaniemówiłem. Była taka piękna, a ubrana tak:
-Halo?! Ile będziecie się jeszcze gapić!- nagle odezwała się Laura, a ja się ocknąłem.
-Ślicznie wyglądasz. Gdzie się wybierasz?- spytałem
-Nie powinno Cie to interesować, ale powiem Ci. Idę na randkę z Jakiem. - gdy to powiedziała, poczułem złość i gniew. Jak to z nim? Z tym idiotą. O nie, nie pozwolę na to. Gdy tylko wyszła:
-Chłopaki idziemy za nimi!
-Ktoś tu jest zazdrooosny.- spytał, a raczej stwierdził Calum.
-Gdzie...pfff.... ja zazdroosny? Chyba śnisz.
-My i tak wiemy swoje.- powiedział Jake i przybili z Calumem piątkę.
-Idziemy!
Ja zazdrosny? Żarty sobie robią? Ja nigdy nie byłem o nikogo zazdrosny, co najwyżej ktoś o mnie. Idziemy za Laurą, bo....bo....ten Jake jest jakiś dziwny. No właśnie, tak, on jest dziwny. A zazdrość? To jakiś kiepski żart.

czwartek, 7 sierpnia 2014

Rozdział 17

*Ross*

..Laurę. Co ona tu robi?
-Niby czego się nie spodziewałaś? I co tu robisz?
-Po pierwsze: nie spodziewałam się, że jesteś w stanie komuś pomóc bezinteresownie, a po drugie: Delly kazała mi Cię znaleźć.
-I tak się po prostu zgodziłaś?- uśmiechnąłem się do niej.
-Zmusiła mnie, a teraz wracajmy. Chyba nie skończyliście rozmowy.
-Znowu będzie mi truła...jaki to jestem zły i inne...nuda.
-Nie jej wina, że ma takiego złego brata.- powiedziała i się zaczęła śmiać.
-Dzięki.- też zacząłem się śmiać. I tak udaliśmy się w kierunku domu. Po drodze śmialiśmy się i rozmawialiśmy. Było naprawdę fajnie. Laura jest inna niż wszystkie. Nie działają na nią moje teksty. Przy niej czuję się tak swobodnie, jak przy kumplach. Gdy byliśmy w połowie drogi:
-To ile jest tych skrzywdzonych lasek?- spytała.
-Czekaj, muszę policzyć.....- i zacząłem sobie przypominać, z kim to ja chodziłem. Chwilę to trwało.
-No nie przesadzaj, kilka?...kilkanaście?...kilkadziesiąt?, no nie mów, że kilkaset?- zaczęła się śmiać.
-Nie, aż taki nie jestem. Może kilkadziesiąt, a co chcesz należeć do ich grona?- przyciągnąłem ją do siebie i objąłem w pasie.
-Chciałbyś, ale możesz tylko pomarzyć.- lekko mnie odepchnęła i dalej zaczęła się śmiać
-Z czego się tak śmiejesz, co?
-Z Ciebie, jesteś śmieszny.- dalej się śmiała, a ja zacząłem robić głupie miny. Później zaczęła uciekać, a gdy ją w końcu dogoniłem i złapałem, znaleźliśmy się już pod naszym domem. Zdyszani, ale cały czas uśmiechnięci dochodziliśmy do drzwi, a Laura nagle spytała:
-Czemu zawsze taki nie jesteś?
-Jaki?
-No wiesz taki....normalny.- i nie wiedziałem co odpowiedzieć, ale nagle drzwi otworzyła nam Delly.
-Proszę, zguba się znalazła. Ja pędzę do Wiki, bo już pewnie wróciła z NY.- powiedziała Laura.
-Dobra leć, a my musimy pogadać.-odpowiedziała Rydel i spojrzała na mnie zła.

Znowu zaczęło się kazanie, ale nie słuchałem zbytnio. Ciągle myślałem nad tym co powiedziała Laura. Co miała na myśli? Przecież ja jestem normalny, znaczy....a może nie. Może to o to chodzi Delly. A właśnie chyba zauważyła, że nie słuchałem.
-Ross! Czy Ty mnie w ogóle słuchasz?
-Tak, tak słucham.
-Yhym...uważaj, bo uwierzę. To co mówiłam?
-No że.....no wiesz....dobra nie słuchałem.
-Ughh.... , mówiłam, że teraz musisz przeprosić te wszystkie dziewczyny. Osobiście.
-Ale Delly, wiesz ile ich jest? To zajmie wieczność.
-Trudno, skrzywdziłeś je, więc będzie kara.
-Jak ja je skrzywdziłem? Same chciały być ze mną. No co ja na to poradzę?
-Widocznie, sam szukasz takich łatwych i nieskomplikowanych dziewczyn. Jakby była coś warta, to byś się o nią starał. Pewnie nawet nie znasz takich dziewczyn? No wiesz, mądrych?
-Jest taka jedna.
-Naprawdę? Znam ją?
-Yyyy...nie...
-Nie chcesz mówić, to nie mów. I co jest gorsza od tych głupich panienek, bo od razu na Ciebie nie leci?
-Wręcz przeciwnie.
-To się o nią postaraj, a nie przyprowadzasz byle kogo. Zresztą nie ważne, zbaczamy trochę z tematu. Masz przeprosić te dziewczyny, zrozumiano?
-Dobra, niech będzie.
-To ustalone, chłopaki Ci pomogą. Jutro pojedziecie. A i jeszcze jedno, nie możesz tak pić do nieprzytomności na imprezach. Wiem, że jesteś dorosły, ale ja się o Ciebie naprawdę boję. Rozumiesz?
-Dobrze siostrzyczko, postaram się poprawić.
-Dziękuje i proszę unikaj paparazzich, bo potem cierpi na tym cały zespół.- i przytuliła mnie, wiem że się martwi o mnie, ale ja przecież daję sobie radę. Poszedłem do siebie na górę, jutro czeka mnie ciężki dzień.

*Laura*

Było już dosyć późno, więc pożegnałam się z Wiki i zbierałam do domu. W połowie drogi nagle usłyszałam telefon, a dzwonił do mnie....

**************************************************************************
Bardzo dziękuje za te ponad 2000 wyświetleń i liczne komentarze :D
p.s. zapraszam na mojego drugiego bloga revengeisneer.blogspot.com właśnie pojawił się 2 rozdział :D

wtorek, 5 sierpnia 2014

Rozdział 16

*Rydel*

Oczywiście lodówka świeciła pustkami, więc razem z Nessą i Laurą udałyśmy się po zakupy. Nie wiem czemu, ale ludzie dziwnie się na nas patrzyli. Nagle podbiegła do mnie i do Nessy Laura z jakąś kolorową gazetą. Zdyszana, z ciężkim oddechem zaczęła mówić:
-Widzia..dzia...łyśćie??- i pokazała nam artykuł o kim? O moim bracie Rossie.-Patrzcie co o nim piszą.
Zaczęłam czytać i nie mogłam uwierzyć, że to o nim. Co było napisane. Cytuję " Ross Lynch, gwiazda zespołu R5, idol miliona fanek, ale czy słusznie?" A dalej opisane, że to zapatrzony w siebie laluś, który zmienia dziewczyny jak rękawiczki i w ogóle nie liczy się z ich uczuciami. Co, mój brat? Wiedziałam, że miał wiele dziewczyn, ale że do tego stopnia. A dalej jego zdjęcia, jak zatacza się pijany do domu i wywiady z jego porzuconymi byłymi.
-Nie wierzę!
-Przykro mi Delly, ale to prawda.-powiedziała Laura.- Może w domu się aż tak nie zachowuje, ale widziałam go w akcji.
-No po prostu zabiję! Wracamy i to szybko. Muszę z nim poważnie porozmawiać.- ruszyłyśmy szybko w kierunku domu. Gdy tylko przekroczyłam próg, od razu krzyknęłam:
-Ross!!! Na dół i to szybko!!
-Już jestem, co się stało? Czemu tak krzyczysz? -spytał.- O wróciłyście już z zakupów, kupiłaś mi coś?- zaczął grzebać w torbach. No po prostu nie mogę.
-Zostaw to i patrz co o Tobie piszą! Jak mi to wytłumaczysz?!- spytałam wkurzona. On zaczął czytać i nie zrobiło to na nim wrażenia.
-Pff....i o to ta cała awantura?
-Co? Ross, ja się o Ciebie martwię. Nie rozumiem dlaczego taki jesteś? Widzisz ile dziewczyn skrzywdziłeś.
-Skrzywdziłem?
-Tak, skrzywdziłeś. Zrobiłeś im nadzieję, a potem od razu rzuciłeś. I co mają znaczyć te twoje zdjęcia. Dlaczego aż tyle pijesz? Tłumacz się.
-O matko.... czasem się trochę więcej napiję i tyle. A o dziewczyny to ja im wcale nie dawałem żadnej nadziei, chodziły ze mną, bo same chciały.
-A widziałeś co teraz piszą w internecie. Mieliśmy mieć jeszcze koncert przed końcem wakacji, a teraz fani się od nas odwracają.
-I to niby wszystko moja wina?!
-Nie, przepraszam, ale teraz będziesz musiał je wszystkie przeprosić. I koniec z takim podrywaniem.
-No chyba śnisz, nie będę nikogo przepraszał....zresztą ja spadam, nie chce mi się gadać o byle głupotach.-powiedział i poszedł. A we mnie się gotowało. Co się z nim stało? Czy ta sława mu tak uderzyła to głowy?
-Ross, stój! To nie są żadne głupoty, wracaj!- ale jego już nie było.

*Ross*

Miałem już dość słuchania Rydel. Nic się takiego nie stało, ale ona musi mi robić kazanie. Nuda. Jeszcze przeze mnie miałby się nie odbyć koncert? Akurat, przez jakiś głupi artykuł. Szedłem przed siebie, cały czas. W końcu znalazłem się w parku.  Usiadłem na ławce, nikogo na szczęście nie było. Ne miałem specjalnej ochoty na towarzystwo. Nagle usłyszałem coś dziwnego. Czyżby płacz. Wstałem, porozglądałem się, ale nic. Podszedłem do jednego drzewa, a tam siedziała skulona i przestraszona mała dziewczynka. Spytałem:
-Co się stało? Czemu płaczesz?
Wtedy ona na mnie spojrzała, miała całe zapłakane oczy???
-Bo...bo...ja się....zgubiłam.- mówiła przestraszona.
-Nie bój się, chodź poszukamy twoich rodziców.
-Dobrze.- powiedziała i lekko się uśmiechnęła. Odwzajemniłem uśmiech i ruszyliśmy na poszukiwania. Poszedłem z nią w stronę głównej fontanny w parku, licząc, że tam znajdę jej rodziców.
-W ogóle jestem Ross, a Ty jak masz na imię?
-Sara.- i w tym momencie pobiegła przed siebie do kogoś. No, w końcu znalazłem jej rodziców.
-Dziękujemy bardzo, tak się o nią baliśmy.- powiedziała jej mama.
-Naprawdę nie ma za co dziękować.- uśmiechnąłem się, potem się pożegnaliśmy i każdy poszedł w swoją stronę. Jednak w tym momencie przybiegła jeszcze do mnie Sara i mnie przytuliła:
-Dzięki Ross, pa- pomachała mi na pożegnanie. Nie wiem czemu, ale poczułem nagle się taki szczęśliwy. Uśmiechnąłem się do siebie i już odchodziłem, gdy nagle ktoś powiedział:
-No nie spodziewałam się tego po Tobie.- odwróciłem się i ujrzałem...

niedziela, 3 sierpnia 2014

Rozdział 15

*Laura*

..był to nie kto inny jak mój były, Dominik. Tylko jego mi tu brakowało.
-Laura, ale ślicznie wyglądasz.- i uśmiechnął się bezczelnie.
-Spadaj, nie mam ochoty się z tobą użerać.
-Już idę, ale wkrótce się znów zobaczymy.- był bardzo tajemniczy. O co mu mogło chodzić. Nagle podszedł do nas Calum.
-O hej dziewczyny, wracacie już?
-Tak, a co?-spytała Raini.
-A pomogłybyście mi w czymś? Bardzo proooszę.- zrobił minę małego szczeniaczka, że aż żal było mu odmówić.
-Ok, ale o co chodzi?-spytałam.
On wskazał nam ręką na Lyncha. Ktoś tu dzisiaj nieźle zabalował. Widok był przekomiczny. Lynch chodził na czworaka i udawał psa, nawet chciał pogryźć kilku ludzi. Jak to zobaczyłyśmy z Raini to wybuchnęłyśmy śmiechem. Musiałam mu zrobić zdjęcie, będę miała szantaż na niego, zła ja :D. 
-To co? Pomożecie go odprowadzić do domu. Proszę...
-Zgoda, ale szybko, bo zaraz naprawdę kogoś dziabnie.- powiedziała rozbawiona Raini.
Podeszliśmy do niego i Calum chciał go podnieść. Ale Lynch łatwo się nie poddawał. Spróbowaliśmy we 3, a on dalej łaził na czworaka. Ile on wypił? Nagle Raini krzyknęła:
-Waruj!- a on o dziwo zatrzymał się, więc Raini kontynuowała.- A teraz wstawaj na 2 łapy. Dobry piesek.- on wszystko wykonał jak na dobrego psa. Ludzie się trochę na nas dziwnie patrzyli, ale przynajmniej było się z czego pośmiać.
-Ok, chodźmy szybko do auta i wracajmy.-rzekł Calum. 
Niestety, Lynch nie chciał wejść do auta dobrowolnie. Wciskaliśmy go na siłę. Po kilku minutach udało się, szybko zapięłam mu pasy i mogliśmy odjeżdżać. Siedziałam z nim z tyłu, a on już przestał udawać psa. A szkoda, jako pies nie był zły.
-Laura, Laura....- zaczął się do mnie przytulać.
-Calum, jedź szybciej, bo ja już długo z nim nie wytrzymam.- powiedziałam, bo zaczął się do mnie....dobierać? Już chciałam go walnąć z liścia, ale na szczęście dojechaliśmy. Wysiadłam z auta, a ten mnie złapał z tyłu i dalej się przytulał. 
-Puść mnie! Ej, pomóżcie.-powiedziałam do reszty, a Ci się tylko uśmiechali. Przyjaciele....
-Ale tak uroczo wyglądacie....- powiedziała Raini. Powiedziałabym jej coś, ale nie miałam siły już na to. Po za tym czułam jakby ktoś nas obserwował? Nieważne, dowlokłam się jakoś do drzwi z Lynchem na plecach, który ciągle mnie trzymał. Znalazłam klucze i szybko otworzyłam drzwi.
-Dobra, odklejcie go ode mnie i połóżcie na kanapę.- Lynch nie dawał za wygraną, ale w końcu Calum pociągnął go mocniej i puścił. Nareszcie wolna. Blondyn, jak tylko położył się, to od razu zasnął.
-To by było na tyle.-powiedziała Raini.
-Dzięki i do zobaczenia.- pożegnałam przyjaciół i poszłam spać.

Sobota, ranek
Tak chciałam sobie pospać, ale niestety nie dane mi. Ktoś dobijał się do drzwi. Oczywiście wrócili i zapomnieli klucza.
-Hej Laura, chyba już nie spałaś?- spytała Rydel. No tak, kto śpi o 7 w sobotę.
-Nie, skąd. Lepiej powiedzcie jak było.
-Super, musicie się zabrać z nami następnym razem.- powiedział Riker.
-A właśnie gdzie jest Ross?- spytała Nessa.
-W ogródku. Trzy metry pod ziemią.- powiedziałam poważnym tonem, a oni chyba na prawdę uwierzyli.- Żartuję przecież, na kanapie śpi. Wczoraj nieźle się upił.
-Ale nas przestraszyłaś.-powiedziała z ulgą Delly.- Ale jak to? Znowu się upił. Ja mu dam. Idziemy go porządnie obudzić.

*Rydel*

Byliśmy już w salonie.
-Ross!! Chyba pora wstawać!- powiedziałam głośno, a on aż spadł z kanapy.
-Ałl....cicho...moja głowa.- powiedział.
-Co?! Głowa Cię boli, ale jak to?! Obiecałeś, że nie będziesz tak pił?!- dalej mówiłam głośno.
-Ale...to nie....przez...alkohol, przecież....mnie znasz...- próbował się uśmiechnąć, ale coś mu nie wychodziło.
-Och, naprawdę?! -tym razem Riker.
-Dlaczego tak głośno mówicie!- krzyknął Rocky.
-Bo chcą ukarać Rossa, idioto!- odpowiedział mu Ell.
-Sam jesteś idiotą!- i tak zaczęłi się kłócić. Trwało to chwilę, aż w końcu:
-Dobra, przestańcie....łeb mi pęka..... . Okej, napiłem się, ale...to ostatni raz....a teraz cisza!- krzyknął Ross, trzymając się za głowę.
-Mam nadzieję!- krzyknęłam ostatni raz, bo naprawdę go głowa bolała.
Popołudniu udaliśmy się na plażę. O dziwo obyło się bez kłótni, wszyscy się świetnie bawili. Nawet Ross z Laurą się dogadywali normalnie, czy coś tu zaszło gdy nas nie było? Zbliżała się noc, więc wróciliśmy do domu. Zmęczeni zaraz poszliśmy spać, nieświadomi co czeka nas jutro.
**************************************************************************
Rozdział nudny, ale jest :) Myślę, że za 2 dni pojawi się kolejny, więc bądźcie cierpliwi, tym bardziej, że małymi kroczkami zbliżamy się do zapowiedzianego zwrotu akcji ;D Btw bardzo dziękuje za liczne komentarze i liczę na kolejne 

piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział 14

*Laura*

W końcu piątek. Wolne po pracy. Lyncha nie ma. Cały dom dla mnie. Cudownie. Tylko co by tu porobić. A no tak. Dzisiaj ma lecieć jakaś nowa komedia w tv. W sumie i tak nie mam innych planów. Poszłam zrobić sobie popcorn. Film się zaczął i był naprawdę dobry. Śmiałam się do rozpuku (?), aż nagle ktoś przyszedł. Tak, Lynch wrócił i tyle spokoju :(.
-Co tu robisz? Nie byłeś umówiony dzisiaj z Paulem.
-Byłem, ale mu coś wypadło. - powiedział.... hm....smutny.
-A Angela?
-Co? Z nią już dawno zerwałem.
-Kiedy? Bardzo ją polubiłam, no wiesz była taka....hm...chciałam powiedzieć inteligentna, ale chyba obraziłabym inteligentnych ludzi.- zaczęłam się śmiać.
-Ale śmieszne. Boki zrywać.- powiedział.- A Ty co oglądasz.- zanim mu odpowiedziałam, ten już się zdążył przysiąść i podjadał mi popcorn.
-Komedie i łapy precz od miski.
-Taka jesteś? Nie podzielisz się posiłkiem?- zrobił takie wielkie słodkie oczy, zaraz wtf? Laura.
-Z tobą? Nigdy.- starałam się powiedzieć to poważnie, ale nie wyszło.
-Ach tak...- zaczął mnie łaskotać, a ja mam straszne łaskotki.
-O nie,....hah.... proszęęę, ....tylko..ha ha...mnie nie łaskocz. Dam już ci ten popcorn.
-Grzeczna dziewczynka.
Skupiliśmy się na filmie, który był naprawdę nie zły. Już dawno się tak nie uśmiałam, aż brzuch mnie zaczął boleć. Lynch, o dziwo był dzisiaj wyjątkowy znośny. Nawet fajnie się z nim spędza czas, gdy nie jest taki nachalny. Wtedy się skończył popcorn, pobiegłam po drugi. Gdy wróciłam, nie wiem jak, ale zaczęliśmy się nim obrzucać, oczywiście cały czas się śmiejąc. Nagle Lynch spadł z kanapy, a ja runęłam na niego. Śmialiśmy się jeszcze bardziej, aż on nagle przestał.
-Laura...- powiedział cicho, a ja przestałam się śmiać. On patrzył mi się prosto w oczy, a ja w jego. Ta chwila była taka dziwna..., ale jednocześnie....magiczna. Zaczęliśmy się do siebie zbliżać, czułam jak serce mu bije. Czy ja go chcę pocałować? Nie,...może? Sama nie wiem, ale było przyjemnie. I gdy nasze usta dzieliły centymetry, nagle zadzwonił mój telefon. Momentalnie się ocknęłam i próbowałam wstać z Lyncha, a on się tylko uśmiechał, ale nie tak obleśnie jak zwykle, tak.... uroczo? Boże, co się ze mną dzieje? Spojrzałam na telefon. To Wiki. Szybko odebrałam i podeszłam do schodów. Gadałyśmy przez chwilę, dowiedziałam się, że wraca w niedziele popołudniu. Niestety, musiała zaraz kończyć, więc się rozłączyłam. Odwróciłam się i w tym samym momencie Lynch złapał mnie za nadgarstki i przyszpilił do ściany.
-To może skończymy to co przerwał nam telefon.- powiedział to tym swoim uwodzicielskim tonem. Świetnie, znowu wrócił nachalny kretyn.
-Nie wiem, o co ci chodzi. Puść mnie!- byłam wkurzona.
-No jak to o co? Widziałem, że chciałaś mnie pocałować.- przysunął się do mnie tak blisko, że nasze ciała się stykały.
-Wydawało Ci się, a teraz puść mnie!- byłam już zła. Naprawdę zła, a nie mogłam się wyswobodzić. Był ode mnie jak wiadomo silniejszy. W tym momencie przywarł do mnie tak blisko, że czułam jego oddech na szyi. Zaczął mnie muskać ustami po policzku, a ja chyba się zaczęłam rumienić, co zauważył Lynch. Głupi organizm. Następnie szepnął mi do ucha:
-Przyznaj, że Ci się podobam, kotku.- i w tym momencie wpił mi się w usta. Byłam w takim szoku, że dopiero po chwili skojarzyłam co się dzieje. Odepchnęłam go z całych sił i kopnęłam, chyba wiecie gdzie. On z bólu, aż się skulił i położył na podłodze.
-Nigdy, ale to przenigdy nie nazywaj mnie kotkiem! I nie całuj, gdy mówię NIE! Zrozumiano?!
-Yhy...- powiedział leżąc i trzymając się za bolące miejsce. Ze mną się nie zadziera. W tym momencie dalej zadzwonił telefon.
(L) Hej Raini, co tam?
(R) Jest dzisiaj impreza w klubie na plaży, wpadniesz?
(L) Jasne, zaraz będę. To pa.
Poszłam na górę się przygotować.Poprawiłam włosy i makijaż. Ubrałam się w to:
Zeszłam na dół, a Lynch dalej zwijał się w bólu. Piękny widok. Szkoda tylko, że normalny był przez chwilę, ale nie można mieć wszystkiego. Wyszłam z domu i udałam się w kierunku plaży.

*Ross*

Ile ta Laura ma siły? Tak strasznie boli. Biedny ja :(. W ogóle to było dziwne, najpierw chce, potem nie. Nigdy nie zrozumiem kobiet. Nagle usłyszałem dzwonek do drzwi, a że dalej nie mogłem wstać, więc się jakoś doczołgałem. Okazało się, że przyszedł Calum. Lubię go, mimo, że różni się ode mnie i Paula.
-Co się stało Ross?- spytał, w końcu leżałem na ziemi.
-Laura....
-Nieźle musiałeś jej podpaść.- pomógł mi wstać jednocześnie śmiejąc się ze mnie. 
-Lepiej nie pytaj. A tak w ogóle po co wpadłeś?
-Imprezka jest dzisiaj na plaży, idziesz ze mną?
-Na imprezę, zawsze.
Dotarliśmy szybko na miejsce. Zobaczyłem grupkę pięknych dziewczyn i impreza się zaczęła. Oczywiście nie mogło się obyć bez alkoholu. 

*Laura*

....jakiś czas po północy....
-Raini, ja już się pomału zbieram. Jutro wraca cała banda.
-Dobra, idę z Tobą. I tak robi się coraz nudniej.
Wychodziłyśmy właśnie z klubu i w tym momencie ktoś do nas podszedł. Był to nie kto inny jak....

**************************************************************************
Rozdział jak rozdział, ale bądźcie cierpliwi, bo jak obiecałam akcja zmieni się jeszcze o 180 stopni. Na razie zapraszam do czytania i komentowania :D