niedziela, 7 września 2014

Rozdział 29 cz.I

*Laura*

Stoimy właśnie w kolejce do odprawy i zaraz spotkamy się z resztą bandy. Już jesteśmy w LA. Bałam się tego tygodnia, a minął wyjątkowo szybko. W dodatku skończył się dobrze, nie licząc ostatniego wypadku. A co do tego, dużo o tym myślałam ostatniej nocy, ale sama nie wiem co dalej. Na razie zgrabnie unikałam jakiejkolwiek rozmowy z Rossem, co było nie łatwą sztuką podczas kilkugodzinnego lotu samolotem. Tylko co z tego? Ta rozmowa i tak mnie nie ominie. Musimy sobie wyjaśnić, że to nic nie znaczyło. Bo nie znaczyło? Tak, to był błąd, chwila czy moment, który już nie wróci i się nie powtórzy, bo to było jednorazowe. Tak, ja nic do niego nie czuję, on do mnie też nie. Po za tym czy on wie co to znaczy miłość. Szczerzę wątpię, że to słowo występuje w jego słowniku. Jesteśmy przyjaciółmi i nimi pozostaniemy. Przyjaźń to dobre rozwiązanie w przypadku Lyncha. On mimo, że się trochę zmienił skrzywdził wiele dziewczyn. A ja? Ja nie mogłabym być z kimś takim. Bo on nie mógł się całkowicie zmienić. Ludzie się nie zmieniają od tak. Chyba, że nachalny podrywacz to jedna z wielu masek Rossa. Tylko po co sobie zawracać tym głowę. Ja i on to niemożliwe, choć fanki serialu mają inne zdanie. Ale przecież to nie one decydują o moim życiu, o naszym życiu. Właśnie, każdy podejmuje własne decyzję, a ja już podjęłam swoją. To był wypadek, trzeba zapomnieć i żyć dalej. Tak, tylko jeszcze trzeba to mu powiedzieć, a z tym może być trudniej.
-Witajcie kochani!- krzyknęła w naszą stronę Rydel, a ja gdy tylko ich wszystkich zobaczyłam uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Tęskniłam, a to był tylko tydzień. Co będzie jak będę musiała wyjechać, gdzieś dłużej? Chyba tego nie przeżyję.- Jak tam było? Jak lot? Opowiadajcie.- dopytywała się dalej Delly. Litości dopiero wróciliśmy.
-Było świetnie, lot też świetny. A teraz wracajmy, jestem padnięta.- odpowiedziałam zrezygnowana.
-Ok, ok, ale tylko na chwilę, bo mamy dla was niespodziankę.- rzekła Nessa.
-Już się zaczynam bać.- powiedziałam, a wszyscy zaczęli się śmiać.

*Vanessa*

-To co ruszamy?- spytałam wszystkich.
-A gdzie w ogóle jedziemy?- spytał Ross.
-To ma być niespodzianka. Ile razy można powtarzać.- odpowiedziała Delly.- Teraz chodź tu z Laurą, bo zawiążemy wam przepaski na oczy.
-Co? Niby po co?- spytała zdezorientowana Laura.
-Bo to ma być...- rzekł Riker.
-...niespodzianka. Tak, wiemy.- dokończył Ross. Zaraz wsiedliśmy i ruszyliśmy w drogę. A gdzie dokładniej? Na plażę. Tak, tam zorganizowaliśmy imprezkę, a raczej ognisko z pochodniami. Jest tam naprawdę pięknie i już się nie mogę doczekać ich min. Siedziałam na miejscu pasażera z przodu, przy Rikerze. Co do niego. Dalej nic nie wyjaśniliśmy, bo było zamieszanie z tą niespodzianką. Może uda mi się wtedy z nim wszystko wyjaśnić. Tylko co wyjaśnić? Sama nie wiem. Lubię go i to nawet bardzo, ale jesteśmy przyjaciółmi. Po za tym on na pewno też tak myśli. Delly tylko tak gadała, żebym poczuła się lepiej. Bo popatrzcie sami. Riker ma tyle fanek na świecie, a miałby spodobać się mu ktoś taki jak ja. Wątpię. Pozostaje tylko przyjaźń, a raczej aż.

*Laura*

Dojechaliśmy gdzieś, ale nie wiem gdzie. Wszystko przez tą głupią przepaskę na oczy. Naprawdę już nie mieli co wymyślić. Hmm...tylko gdzie nas wywieźli. Czekaj, czuję piasek pod stopami? Czyżby plaża? I po to jechaliśmy tu ściśnięci w aucie, jak mogliśmy pójść spokojnie na nogach. Nie ma daleko. 
-Jesteśmy na miejscu. Możecie teraz popatrzeć.- nareszcie. Czułam się źle z tym czymś na twarzy. Gdy tylko się pozbyłam tej przepaski moim oczom ukazał się niesamowicie piękny widok. Otóż pośrodku było rozpalone wielkie ognisko, a wkoło znajdowały się pochodnie i lampiony. Do tego leciała muzyka i wszędzie znajome twarze. Przyszli Calum z Raini, Jake i wiele osób z planu. Cudownie, wspaniała niespodzianka. Tak za wszystkimi tęskniłam, a minął ledwo tydzień.
-Dziękuje wam.- poszłam przytulić się do Delly i Van, bo za pewne i to głównie zasługa.
-Hola, hola, a kto pomagał rozstawić pochodnie?- odezwał się Riker, który udawał złego, ale średnio mu to wychodziło.
-Dobra, dobra chodźcie tu.- przytuliłam się jeszcze z Rockym i Elem oraz oczywiście z panem Rikerem.- Wam też dziękuje, zadowoleni?
-Teraz tak.- wszyscy zaczęliśmy się śmiać i tak rozpoczęła się świetna imprezka.

kilka godzin później

Bawiłam się cudownie, głównie rozmawialiśmy przy piwie. Dzisiaj nie było większego alkoholu, bo jutro niektórzy do pracy czy coś. Zresztą i tak się świetnie bawimy, nie trzeba nam nic specjalnego do zabawy. Ktoś wyciągnął gitarę i teraz wszyscy wspólnie śpiewamy, o ile to można nazwać śpiewem, ale liczą się chęci. Odeszłam na chwilę od reszty i usiadłam na brzegu, niedaleko molo. Jest świetnie, tylko szkoda, że nie ma Wiki. Jesteśmy, a może byłyśmy sobie takie bliskie? Nie mogę w to uwierzyć, że pokłóciłyśmy się tak poważnie przez chłopaka. I to w dodatku przez Dominika. Muszę z nią pogadać, o ile będzie chciała. Mam nadzieję, że nie tylko mi jej brakuje, lecz też za mną tęskni. Tyle się teraz dzieje, a ja nie mam o tym komu powiedzieć. Potrzebuję jej. Trzeba się będzie wkrótce spotkać, tylko bez Dominika. Ciekawe co on tak w ogóle kombinuje? Wątpię w miłość do Wiki. Nie żebym jej źle życzyła, wręcz przeciwnie, ale on nie jest dobrym materiałem na chłopaka. Jeszcze niedawno mnie nachodził i prosił o wybaczenie. O co mu chodzi? Już nie długo się dowiem. Pewnie myślałam bym tak dłużej, ale ktoś się do mnie dosiadł....

*Vanessa*

Impreza trwa w najlepsze, ale ja muszę pogadać z Rikerem. Po prostu nie zniosę tego dłuższego unikania się. Czy to nie on siedzi na molo? Chyba tak. Trzeba podejść bliżej. Tak to on. Teraz tylko czeka mnie rozmowa, a raczej aż. Dam radę.
-Riker?- dopiero teraz się odwrócił i mnie zobaczył.
-O hej, co tam?- z powrotem patrzy w kierunku oceanu.
-Chciałam Cię przeprosić za to, że ostatnio uciekłam. Zachowałam się głupio, ale po prostu się boję.- teraz już był odwrócony w moją stronę. Nasze spojrzenia się zetknęły, a ja zatonęłam w jego oczach. Pięknych oczach. Stop. Nie mogę, nie teraz.
-Czego się boisz?
-Sama nie wiem, że nam nie wyjdzie i wtedy stracimy także przyjaźń. A przecież mieszkamy razem. Po za tym...Ty..- on uważnie słuchał, a ja poczułam jakbym miała jakąś gulę w gardle, bo nie mogłam nic powiedzieć. Łzy zaczęły cisnąć mi się do oczu, choć próbowałam się powstrzymać.-..Ty..przecież i tak ...n..nic...do mnie nie czujesz., więc po prostu za..pomnijmy...- powiedziałam to z trudem, a on się nie odzywał. Czyli dobrze zrobiłam, Szybko uciekłam od niego, bo już nie mogłam powstrzymać łez. Głupia ja? Na co liczyłam? Że powie mi, że mnie kocha. Taaa...byłam kolejną głupią fanką i tyle.

5 komentarzy:

Jeśli przeczytałeś, zostaw kilka słów po sobie. To wielka przyjemność, a przede wszystkim ogromna motywacja do pisania dalszych rozdziałów :)