środa, 30 lipca 2014

Rozdział 13

*Laura*

Wstałam, była 10, więc mam jeszcze 2 godziny. Zeszłam na dół, żeby coś zjeść, a tam ktoś był. Włamywacz czy co? Podeszłam bliżej, a to jakaś dziewczyna. Raczej by się nie włamała, no nie?
-Heeej, a Ty to kto?-spytałam.
-O hej! Ja jestem nową dziewczyną mojego kochanego Rossia, Angelica.-odpowiedziała.
-Naprawdę? Od kiedy on ma dziewczynę?
-Wczoraj się poznaliśmy, ale coś czuję, że to ten jedyny. Jest w końcu taki przystojny, mądry, cudowny.....- i tak zaczęła mówić jaki to Lynch jest świetny. Uwaga! Na wymioty się zbiera. Widzę, że dziewczyna inteligencją nie grzeszy, ale w sumie jest na poziomie tego debila. Przynajmniej będę mieć spokój. Nie uwierzycie, ale ona już zaczęła opowiadać o ich ślubie, dzieciach itp. 
-Widzę, że go naprawdę kochasz. To takie......uroocze?, mimo tak krótkiej znajomości. Tak w ogóle Laura jestem.
-I wy mieszkacie razem?-spytała, chyba trochę zazdrosna, tylko o kogo, o idiotę.
-Tak, ale jeszcze mieszka z nami 5 ludzi, więc nie martw się. Po za tym nie byłabym w stanie rozbić tak pięknej i szczerej "miłości". 
-Ufff....kamień z nerki..-tak, dobrze słyszeliście. Powiedziała kamień z nerki?! - Bo ja i moje Rossiątko tworzymy idealną całość. Jak dwie połówki cytryny. On i ja....- sorki, przestałam słuchać, tego jakże 
"fascynującego" monologu. Oni tworzą cytrynę? Chyba się wzruszę. Laska rządzi, serio. Już ją polubiłam. 
Gdy ona tak mówiła i mówiła, naprawdę długo mówiła, ja jadłam płatki z mlekiem. Zjadłam, a ona dalej mówiła.
-Laura, bardzo Cię lubię. Możesz zostać dróżką na naszym ślubie.
-Och, to dla mnie zaszczyt, zawsze o tym marzyłam.Ale muszę się pomału zbierać, bo za niedługo jadę na plan.- juhu, dróżka Lyncha. Życie jest piękne.
-Ross też jedzie?
-Tak, ale możesz się zabrać z nami. On na pewno chciałby się pochwalić taką "świetną" dziewczyną.
-Dzięki, jesteś kochana.
Szybko poszłam na górę, bo było coś po 11. Czas tak szybko leci przy 'inteligentnej" rozmowie. Niestety, po drodze musiałam spotkać kretyna.
-O Laura.... .
-Dalej jestem na ciebie zła, więc spadaj Lynch. A po za tym na dole czeka twoja przyszła żona, więc pędź do niej i to szybko.- zaczęłam się śmiać, nie mogłam wytrzymać.
-Co?!- spytał zdezorientowany. A jego mina bezcenna.
Naprawdę czasu coraz mniej, więc pognałam do pokoju. Szybki prysznic, a strój na dzisiaj wybrałam taki:
Zeszłam na dół do kuchni. A tam Angela opowiadała Lynchowi chyba o ich wspólnej przyszłości, bo on miał nietęgą minę. 
-Dobra, zbierajcie się zakochani, bo musimy wychodzić.
Po półgodzinie byliśmy na planie. I znowu kolejny dzień pracy.

*Ross*

Boże, jak ta Angela mnie zaczyna wkurzać.Mam na imię Ross, ale nie dla niej Rossiu, albo Rosiątko-Dupątko. Czy ja mam 5 lat? Wszyscy się ze mnie śmieją. A mnie się podziwia i ubóstwia. Chyba niedługo będę musiał z nią zerwać. Dobrze, że przynajmniej jest ładna.
-Ok, przerwa 20-minutowa.-powiedział reżyser.
Każdy udał się w stronę stołówki. Wziąłem tackę z jedzeniem i podszedłem do stolika. gdzie była reszta ekipy, znaczy Calum, Raini i Laura. Oczywiście szła ze mną Angela, a oni się już śmiali.
-Witaj Rangelino.-powiedział Calum, a reszta się śmiała.
-Kto?-spytałem.
-No Ty i Angela.-powiedziała Raini.
-Jacy oni kochani, co nie Rossiu?-powiedziała Angelica, a ja mało nie wybuchłem.
-Och Rossiątko, jak to słodko brzmi. Mały Rossiu.-zaczęła się śmiać Laura.
-Bo mój Rossiu jest taki słodziutki i piękniutki. Oj Rossiątko ma coś na buzi. Daj wytrę.-powiedziała Angela, a reszta turlała się ze śmiechu. -Jak Ty Rossiu radziłeś sobie be ze mnie?
-No właśnie. Chwalmy Pana, że pojawiłaś się w jego życiu. Bez ciebie to "małe i niewinne stworzenie" by nie przeżyło.-powiedziała Lau przez śmiech.
-Widzisz Rossiu.
-Dość tego! Przestańcie się k**de ze mnie w końcu śmiać.-i wybuchłem.- A jeśli ten związek ma wypalić, nie mów do mnie jak do dziecka.Czy ja jestem jakieś Prosiątko?? Uhgg....zrozumiano?- byłem zły. Ja tu pracuje na wizerunek latami, a teraz się wszyscy ze mnie śmieją. Serio, Calum aż spadł z krzesła i dalej się śmiał. Świetnie. Na szczęście przerwa się skończyła, a reszta pracy zleciała wyjątkowo szybko.

Oczywiście Angelica nie odstępowała mnie na krok, więc wybraliśmy się na miasto. Zabrałem ją do restauracji. W końcu jestem dżentelmen, a ona co? Zamówiła najdroższe danie i prawie nic nie zjadła. Za to ciągle gadała  i to nie było by złe, gdyby mówiła o mnie. Bo o mnie można rozmawiać godzinami. Ale ona mówiła o sobie, jaka to ona wspaniała, cudowna..... . Nuda. Przecież wiadomo, ze to ja jestem wspaniały. Gdy temat zszedł na imiona naszych dzieci, zamurowało mnie. Koniec. To jakaś wariatka. 
-Dobra, cicho, przestań gadać. Teraz ja coś powiem.
-Słucham, Rossią.... Ross.- no ma szczęście.
-Zrywam z Tobą. Wiem, to straszne, bo jestem niesamowity, ale zaczynasz mnie przerażać. Jakie dzieci?!
-No nasze....- zaczęła płakać. Hola, hola....na litość to ona mnie nie weźmie. 
-Znamy się dzień. Rozumiesz co to znaczy? Zwykle moje związki trwały tydzień, ale nie dam rady. Żegnam.- wstałem od stołu i miałem iść, a ta zaczęła mnie błagać, prosić żebym dał jej szanse. Kobieto, pogódź się, że to koniec. Po za tym powinna być wdzięczna, że miała szanse być ze mną. Ile kobiet na świecicie tego pragnie, a nigdy się to nie spełni. Ale cóż. Jestem tylko jeden. Każda chce mnie mieć. Zapłaciłem i wróciłem do domu. 


*Angelica*

(A) Halo?! Szefie, mam materiał. Właśnie ze mną zerwał.
(X) To świetnie, wracaj szybko. Popamiętają mnie w końcu, buhahah!! (złowieszczy śmiech).

**************************************************************************
Ok, macie rozdział. Myślę, że nie jest najgorszy. Niedługo pojawi się kolejny. 
Przede wszystkim chciałam jednak podziękować za ponad 1000 wyświetleń. To duża motywacja, a teraz zapraszam do czytania i komentowania :D

poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział 12

*Ross*

....coś po północy....
Nie mogłem zasnąć po tym horrorze, więc poszedłem do Paula, który spał w pokoju Rockiego.
-Paul, śpisz?
-Nie, nie mogę zasnąć. Boję się.
-Ja też. To co robimy?
-Nie wiem, może chodźmy do Laury?
-Ale już całkiem nas wyśmieje.
-A masz inny pomysł.
-Nie! Dobra chodźmy.
Poszliśmy szybko do jej pokoju, bo na korytarzu było strasznie. Nie śmiejcie się ze mnie. Horrory naprawdę są straszne. W końcu byliśmy u Laury, tak słodko spała. Tylko jak ona mogła zasnąć?
-Laura.-powiedziałem szeptem, żeby ją obudzić, a ona nic. Więc zacząłem krzyczeć. -Laura! Laura!
-Czego?! Wiecie, która jest godzina? Wypad.-powiedziała zła.
-Ale my nie możemy zasnąć.-oznajmił Paul.
-Jaja sobie robicie?- spytała.
-Możemy u Ciebie spać?-spytałem najsłodziej jak się dało.
-Możesz tylko pomarzyć. Wypad!
-No proszę, proszę. Zgódź się.- prosiliśmy ją tak dobre 10 minut, błagaliśmy na kolanach. Wtedy się łaskawie zgodziła. Zaczęliśmy wślizgiwać się pod kołdrę, a ona:
-Nie było mowy o łóżku, na podłogę!
-Ale na podłodze też jest strasznie.- powiedziałem.
-No chyba sobie żartujecie? Ja z wami w łóżku. Na głowę już całkiem upadliście.
-Co za to chcesz?-spytał Paul. A ona pomyślała i powiedziała:
-Lynch się ode mnie odwali!
-Nie, nie, nie.....chyba śnisz, kotku.-odpowiedziałem, głupi nie jestem.
-To won z pokoju.
-Ross! Ja tam nie wracam.-powiedział Parker- A jakby dał Ci spokój na tydzień?
-Dobra, ale śpicie na skrajach łóżka i nie wolno się do mnie przytulać, jasne?!
-Tak, ser!- powiedzieliśmy. Wskoczyliśmy do łóżka, a po chwili Laura zasnęła. Wtedy się do niej przytuliłem, a co. Trzeba korzystać, bo obiecałem, że na tydzień dam spokój. Ale kto by o tym pamiętał. Szkoda, że Paul też się musiał przytulać, ale lepsze to niż nic. Zasnęliśmy.

*Laura*

Rano się budzę, a ci kretyni wtuleni we mnie. Boże, jak to wyglądało? Ja, a po środku dwóch gości, nie złą bym miała opinię. Nagle spojrzałam na zegarek, była 8:20, a tu trzeba zaraz wychodzić. Głupi debile mieli mi zrobić śniadanie. No trudno:
-Wstawać!!! I to migiem, zaspaliśmy i mamy mało czasu.-wyskoczyłam tak gwałtownie z łóżka, że oni pospadali, dobrze im tak. Mówiłam, że nie wolno się przytulać.
-Ała...!-krzyknęli jednocześnie.
-Szybko! Lynch zbieraj się, zaraz wychodzimy. Paul, jak chcesz możesz iść z nami na plan. A teraz migusiem i won z pokoju!-krzyknęłam i szybko poszłam wziąć prysznic. Ubrałam się w to:
i szybko popędziłam na dół.
-Nie ma czasu na śniadanie, wychodzimy!- krzyknęłam i już byliśmy w drodze na plan.
 Dzień minął wyjątkowy szybko i spokojnie, bo miałam w końcu spokój od Lyncha. Przynajmniej na tydzień. Reżyser powiedział, że jutro mamy być dopiero na 12, więc umówiliśmy się dzisiaj na dyskotekę wieczorem.
W domu oczywiście w ramach zakładu chłopaki zrobili mi smaczny obiad, wysprzątali calusieńki dom, nawet musieli kibel umyć. Na koniec zażyczyłam sobie masażu stóp i winogron podawanych prosto do moich ust. To się nazywa życie. Zbliżała się siódma, a po ósmej mieliśmy się zbierać na miasto.
-Dobra, na razie tyle. Macie chwilę przerwy, bo ja się idę zbierać na dyskotekę.-powiedziałam.
-Nareszcie.-powiedzieli i padli zmęczeni na kanapę.
-Ale to nie koniec.-zaśmiałam się pod nosem i szybko poszłam do siebie. Po półgodzinnym grzebaniu w szafie wybrałam to:
ale zamiast szpilek wzięłam czarne koturny, żeby nie było. Zeszłam szybko na dół.
-Laura.....seksownie wyglądasz.Mrau....-powiedział Lynch i puścił mi oczko.
-Lynch, tydzień spokoju, zapomniałeś?
-K**de, jak ja wytrzymam.-uśmiechnął się do mnie, jak to on potrafi, a ja już mam go dość.
Szybko wyszliśmy i zaraz byliśmy na miejscu. Niestety, był tam też Dominik. Zaczął do mnie podchodzić, ale kazałam moim sługom, jak to pięknie brzmi, go grzecznie spławić. Na szczęście zaraz poszedł. Wtedy pojawił się Jake i już wiedziałam, że wieczór będzie udany. Świetnie się z nim bawiłam, ale na chwilę wyszłam do łazienki z Raini.
-Laura, fajny ten Jake.-powiedziała.
-No nie, podoba mi się, ale nie wiem co z tego wyjdzie.
-Myślę, że Ty też mu się podobasz.
-Naprawdę? Byłoby idealnie, a teraz wracajmy, bo został tam z Lynchem i Parkerem.
Szybko wróciłyśmy, ale nigdzie nie mogłam znaleźć Jake. Poszłam się spytać Caluma, a on powiedział, że ostatni raz widział go z Lynchem. Super. Poszłam do tego debila, a ten lizał się z jakąś głupią panienką. W sumie może da mi spokój w końcu. No nic, musiałam się dowiedzieć gdzie jest Jake.
-Lynch, chodź na chwilę. Musimy pogadać.
-Ale teraz?- spytał, bo akurat zrobili sobie przerwę. Wiecie kto.
-Tak, teraz! Gdzie jest Jake?
-Jake.., jaki Jake? A ten koleś co z Tobą był?
-Tak, gdzie on jest?
-Kazałem mu iść, tak jak temu Dominikowi. Wedle twoich rozkazów.-i ukłonił się.
-Ty dupku!! Nie kazałam Ci spławiać Jake! Idioto, zepsułeś mi wieczór!
-Ojeju..., możesz go spędzić ze mną.- znowu mi puścił oczko. Zaczął się do mnie przytulać.
-Nie tykaj mnie świnio! Mam Cię dość. Miałeś mi dać spokój.
-Ale ty mnie tak przyciągasz...- uśmiechnął się, jego zdaniem uwodzicielsko.
-K**de, odwal się ode mnie! Mam Cię ochotę normalnie udusić. Co mam zrobić, żebyś dał mi spokój?
-Może na początek buziak?
-Grr..spiep**aj!
-Gdzie idziesz? Be zemnie?- spytał tak żałośnie, że zbierało mi się na wymioty.
Jak on mnie denerwował. Miałam ochotę go zatłuc, choćby łopatą. Szybko podeszłam do reszty, pożegnałam się i wyszłam. Nie miałam ochoty na zabawę.

*************************************************************************
Hej :D
Dzisiaj rozdział troszkę dłuższy, ale za to nie wiem kiedy pojawi się następny, ponieważ ciągle zmieniam fabułę ;) Na razie zapraszam do czytania i komentowania ;D pozdrawiam :)

niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział 11

*Ross*

...kilka minut wcześniej.....
-Laura, Laura...Laura, ile się jeszcze będziesz na mnie gniewać?-zapytałem.
-Daj mi spokój, Lynch.-odpowiedziała.
-Ale to było niechcący.
-Niechcący?! Niechcący wszedłeś mi do garderoby kilka razy, kiedy się przebierałam? Niechcący podstawiłeś mi nogę i niechcący wylałeś na mnie kawę?
-No....tak.-uśmiechnąłem się szeroko.
-Wiesz co, przestań robić z siebie idiotę większego niż jesteś. I odwal się ode mnie w końcu!-krzyknęła i weszła zła do domu.
-No..Laura...-pobiegłem za nią. Jak ja lubię ją wkurzać. Ale serio te rzeczy były niechcący, no może po za garderobą ;).
W domu czekała na nas uśmiechnięta Rydel i Vanessa. Widać coś knują.
-W końcu wróciliście, jak było na planie?-spytała Rydel.
-Co się Ci stało Laura, czemu masz poplamioną bluzkę.-zapytała Nessa.
-Lepiej nie pytaj.-odpowiedziała i posłała mi złowrogie spojrzenie.
-No ok. Ale mamy dla was nowinę.-powiedziała Delly.
-Jaką?-spytałem.
Wtedy Nessa zaczęła mówić o tym, że ma wolne, wakacje i inne sprawy. Jakoś nie bardzo słuchałem, aż do czasu, gdy usłyszałem, że mam zostać sam w domu z Laurą na kilka dni. Cuuudownie.
-Nie ma mowy!!! Zwariowałaś?! Ja mam zostać z tym osobnikiem, niewiadomego gatunku..-wskazała na mnie, no co ona ode mnie chce? Przecież jestem słodziutki.-....na kilka dni. Chyba nie chcecie, żebym trafiła do więzienia?
-Że co, o czym Ty gadasz? Jakiego więzienia?- zapytałem zdziwiony.
-Oj Ross, ona żartuje, przecież nic Ci nie zrobi. Tak, Laura?-powiedziała Rydel.
-Nic nie obiecuję.-powiedziała zła i spojrzała na mnie tak, że zaczynam powoli się bać o własne życie.
-Czyli się zgadzasz?-spytała Nessa.
-Ok, ale tylko ze względu na Ciebie i pamiętaj, że masz u mnie przysługę.-powiedziała Laura, a Nessa pobiegła ją uściskać.
-Zapowiada się wspaniały tydzień.-uśmiechnąłem się do Laury.
-A Ty lepiej śpij z otwartymi oczami....ha ha ha.-zaśmiała się złowrogo, a ja naprawdę zaczynam się jej bać. Ale przecież ona tylko żartuje. Powiedzcie, że żartuje. Na pewno żartuje. 
-Dobra to my się zbieramy i niedługo jedziemy, a wy możecie zaprosić Wiki czy Paula na noc.- oznajmiła Rydel.
-Ale Wiki akurat jedzie na tydzień do NY. I co? Będę musiała sama siedzieć z tymi debilami? Świetnie, po prostu świetnie.-rzekła Laura.
-Też się cieszę.-powiedziałem.

*Laura*

Reszta już pojechała, a ja zostałam sama z Lynchem. Po prostu cudownie. Jeszcze zaraz ma wpaść Paul. Szkoda, że Wiki wyjechała, jak ja wytrzymam z dwoma debilami pod jednym dachem? Szybko się umyłam i zeszłam w piżamie, znaczy w koszulce sięgającej do ud, spod której nie było widać spodenek. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi:
-O hej stary, wchodź.- powiedział Lynch do Parkera. Popatrzyli się na mnie znacząco.
-Zboczeńcy, mam pod spodem spodenki, więc się tak nie podniecajcie.
-Szkoda.-powiedział Lynch, mając obleśną minę. Świnia.
-To co robimy?-spytał Paul.
-Może coś pooglądamy?-zaproponowałam, bo i tak nie mam na nic innego ochoty.
-Ok, ale co? Komedia, thriller?-pytał blondyn.
-A co powiecie na horror?- spytałam się nich, a oni się dziwnie na siebie popatrzyli.- No nie mówcie, że się boicie?
-My? Skąąąd.-powiedzieli wspólnie. Coś mi tu śmierdzi.
-Tak, to co powiecie na mały zakład.
-Jaki?-zapytał Paul.
-Kto pierwszy się przestraszy, będzie musiał przez 1 dzień usługiwać reszcie. To co zgoda?- powiedziałam.
-Co myślisz Ross?- Paul spytał się Lyncha, ale coś dziwnie wyglądali. 
-Zgoda!-powiedział Lynch.
-Dobra, to ja idę przygotować popcorn. Zaraz wracam.
Wróciłam, siadłam pomiędzy chłopakami na sofie i rozpoczął się maraton.
-To co zaczynamy.- powiedziałam.
-Dobra, włączaj szybko.- odpowiedział zdenerwowany Lynch. Czyżby się bał?
-Już, już. O włączę wam mój ulubiony. "Egzorcyzmy Emily Rose"
-Jak to twój ulubiony?- spytał Paul i popatrzył zmartwiony na Lyncha.
-Cicho, zaczyna się. A po za tym chyba się nie boicie?
-Nieee....-odpowiedzieli.
Oglądaliśmy już jakieś pół godziny, aż nagle pojawił się straszny moment. Chłopaki pisnęli jak dziewczynki.
-Ha ha ha....wygrałam! Frajerzy!- śmiałam się z nich i nie mogłam przestać.
-Dobra, przestań już. Wygrałaś, a to nie jest śmieszne.-powiedział zły Lynch.
-Ktoś tu nie umie przegrywać i się boi horrorów. -dalej się śmiałam.- Dobra, ja już idę spać, a rano czekam na śniadanie.- powiedziałam i poszłam spać, bo jutro do pracy.

***************************************************************************
Hej :D chciałam bardzo podziękować, ponieważ wczoraj miałam ponad 100 wyświetleń ;) dziękuje, bo to sprawia, że chcę się pisać ;) kolejny rozdział pojawi się niedługo, zapewne jutro ;D dodatkowo chciałam zaprosić do czytania, ponieważ już niedługo nastąpi zwrot akcji o 180 stopni, nie żartuje :D jeszcze wszystko się zmieni, więc mam nadzieję, że nie będzie nudno ;D na razie tyle   pa ;)

sobota, 26 lipca 2014

Rozdział 10

*Laura*

Zaczął się kolejny dzień. Niestety, trzeba było wstać wcześniej, bo praca. Spojrzałam na zegarek. Była koło 7, więc mam prawie 2 godziny. Poszłam wziąć krótki prysznic, umalowałam się i ubrałam. Następnie szybko pobiegłam w stronę szafy. Dzisiaj ubrałam się w to:
Ja i spódniczka w kwiaty? Chyba humor mi dopisuje. Gotowa zbiegłam na śniadanie, a dochodziła 8. Z domu do studia schodzi mi 20 minut, więc mam jeszcze trochę czasu. Zrobiłam sobie płatki z mlekiem i czekałam na Lyncha. Dlaczego akurat on musiał dostać tą rolę? A nie Jake? O właśnie ciekawe co z Jakiem, całkiem o nim zapomniałam przez ....grrr..... debila Lyncha i idiotę Dominika. Ja to naprawdę mam takie szczęście. Popatrzyłam na zegarek, było 20 po 8, a debila dalej nie było. No super, jeszcze muszę go obudzić. Ten dzień zaczyna się wprost świetnie. Udałam się na górę i gdy weszłam do jego pokoju przeżyłam szok. Takiego syfu w życiu nie widziałam, sterta brudnych ubrań, resztki jedzenia i...a co to.....fuuu..karaluchy. Ohyda. Dobra budzę go i szybko wychodzę, bo się zaraz porzygam. 
-Lynch!!!! Wstawaj, zaraz wychodzimy do studia.-krzyknęłam, a on nic.-Lynch! Ty debilu, idioto, dziadzie j**any wstawaj, bo zaraz ci nogi z dupy powyrywam!!!! Mamy 10 minut, a Ty co? Śpisz sobie.- zdarłam z niego kołdrę i przez moment się przeraziłam. Na szczęście miał bokserki. Uf....jego nagiego widoku bym nie zniosła.
-O, Laura, a co Ty tu robisz? I czemu zdarłaś ze mnie kołdrę? Niegrzeczna, lubię takie.- powiedział to takim tonem i jeszcze mi puścił oczko.
-Jak cię zaraz trzepnę..... wstawaj masz kilka minut i wychodzimy. Pośpiesz się!- już byłam nieźle wkurzona.
-Dobra, dobra, tylko się ubiorę, więc mogłabyś mnie zostawić samego, a w zasadzie możesz zostać jak chcesz?- i znowu użył tego swojego, jak on myśli uwodzicielskiego tonu, a dla mnie jest on po prostu żałosny.
-Czekam na dole.- wyszłam, bo już zaczęłam się dusić w tym syfie. 
Zaraz zszedł i udaliśmy się do studia.

*Ross*

Praca na planie jest świetna. Raini i Calum są świetni, a dodatkowo mogę powkurzać Laurę. Jak ja to lubię. Była przerwa i trzeba było się przebrać w kolejny strój. Gotowy, stwierdziłem, że zajrzę do garderoby Lau. Może się jeszcze przebiera ;). Gdy wszedłem, była już prawie ubrana. Co za pech.
-Lynch! Wynocha!- krzyknęła, gdy mnie zobaczyła.- Albo czekaj, zasuń mi sukienkę, bo sama nie dam rady.
Podszedłem do niej i zamiast zacząć zasuwać, ja odsuwałem. No co? To tak z przyzwyczajenia.
-Lynch! Czy Ty mnie właśnie rozbierasz? Zasuwaj tą sukienkę i wypad!- powiedziała, a ja szybko zasunąłem sukienkę. Po prostu zwykle nie ubieram dziewczyn, wręcz przeciwnie. Była gotowa.
-No, idź już, na co czekasz?- powiedziała i poszła poprawić włosy.
-Chyba należy mi się jakaś nagroda? Be zemnie byś sobie nie poradziła.- wskazałem jej palcem na policzek, aby mnie pocałowała.
-Jaka nagroda? Za to, że zacząłeś mnie rozbierać?! Powaliło, wypad!!!!
Siedziałbym tam dłużej, ale reżyser zawołał nas na plan.

*Vanessa*

...w tym samym czasie...
Siedziałam sobie dzisiaj w domku. W końcu dostałam wolne, na cały tydzień. Nareszcie, potrzebowałam przerwy. Jednak nie chce cały czas siedzieć w domu, więc wpadłam na fajny pomysł. Poszłam do Rydel, która była w kuchni.
-Hej Rydel, mam pewien pomysł, i chciałam Cię zapytać co o nim myślisz.
-Ok, słucham.
-Zatem, mam teraz wolny tydzień i chciałabym pojechać gdzieś na wakacje, odpocząć. I właśnie pomyślałam, że mogłybyśmy pojechać nad jezioro pod namioty. Co Ty na to?
-Świetny pomysł, tylko, że Laura z Rossem nie mogą jechać.
-Ooo, zapomniałam o nich. A tak bardzo chciałam jechać.-powiedziałam smutna.
-W sumie, mogliby zostać sami. Może Laura trochę odpuści Rossowi, po za tym może do nich przyjść Wiki czy Paul.
-Super! Tylko ciekawe czy się zgodzą.
-Ross na pewno, ale Laura.... oj nie wiem. Musisz z nią pogadać.
-No dlaczego ja? Jak się dowie, to mnie zabije.
-Ktoś się musi poświęcić. - i się zaśmiała.
-Zgoda, to jak wrócą to im powiem. Laura będzie musiała tu wytrzymać, ja też potrzebuje wolnego.
-Ja też! To powiem reszcie i moglibyśmy się pomału zbierać.
Wszystko ustalone, więc poszliśmy się pakować. A ja czekałam na Laurę, ciekawe jak to przyjmie. No nic, da sobie radę. Nagle usłyszałam krzyki, a potem dzwonek. Widać wrócili.

piątek, 25 lipca 2014

Rozdział 9

*Laura*

....bo w drzwiach zobaczyłam Dominika.
-Co Ty tu robisz? I skąd wiesz gdzie mieszkam?-spytałam.
-Nieważne, możemy porozmawiać?- spytał.
-My już nie mamy o czym rozmawiać.-odpowiedziałam, chciałam zamknąć już, ale on był niestety szybszy. Wyciągnął mnie na dwór i zaczął:
-Laura, wiem jak to wygląda, ale ja naprawdę się za Tobą stęskniłem.
-Myślisz, że jestem taka głupia? Wracasz po tym wszystkim i na co liczysz, że, rzucę Ci się na szyje i będziemy żyli długo i szczęśliwie? Daj mi spokój i idź, bo zaraz po kogoś pójdę.- już chciałam iść. Niestety, złapał mnie za nadgarstek. To był ułamek sekundy i nasze twarze dzieliły centymetry. Patrzył mi się w oczy, a ja jak sparaliżowana, nie mogłam się ruszyć. Nagle pocałował mnie, a ja? Ja....nie wiem co się działo, ale chyba zaczęłam odwzajemniać jego pocałunek. Jakbym zapomniała o tym wszystkim, o tym co mi zrobił. Czy ja go ciągle kocham? tak?....może....nie, nie! Nie kochasz go! Wtedy go odepchnęłam. Zamknęłam za sobą drzwi i powoli się zsunęłam na ziemie. Byłam wściekła, jak on mógł? Co gorsza, jak ja mogłam? Poszłam do kuchni, a na stole stały butelki wina. Szybko otworzyłam jedną i naraz wypiłam połowę. Tak, teraz tylko alkohol mi pomoże. Chciałam w tym momencie, zapomnieć o nim, o tym co się teraz stało. Jakby wino miało pochłonąć wszystkie moje problemy. Już lekko wstawiona, usłyszałam, że mnie szukają. No tak impreza, butelka, Lynch. No nic, szybko poszłam do salonu, choć chwiejnym krokiem. Usiadłam i zapytałam:
-Czyja kolej?
-Moja!-krzyknął Ross, czekaj czy ja właśnie Lyncha nazwałam R.o....., nie, niemożliwe. On natomiast kręcił i wypadło na mnie.
-O tak, szykuj się na nieziemski pocałunek.-powiedział do mnie i uśmiechnął się jak to on.
-Zaraz zwymiotuję,...-powiedziałam po cichu.-Dobra Lynch, szybko i bezboleśnie, miejmy już to z głowy.
On zaczął się do mnie przysuwać, a ja:
-Czekaj chwile.- zatrzymałam go ręką.
-Co znowu?-chyba zaczął się wkurzać, a i dobrze.
-Dajcie jeszcze wina, jestem jeszcze zbyt trzeźwa, żeby to zrobić.- i znowu wypiłam prawie pół butelki.
-Boże, siostra! Nie pij tyle.-powiedziała Nessa.
-Ok, jestem gotowa.-odpowiedziałam już naprawdę nieźle wstwiona. Ścisnęłam oczy jak najmocniej się da, nie chciałam tego oglądać. Podniosłam głowę i zrobiłam coś na wzór dzióbka. Nagle poczułam, że ktoś wpija mi się w usta. A no tak Lynch. Ale hola, hola gdzie ten język? Choć w sumie. Pocałunek był nawet niezły jak na niego. Podobało mi się, ale przecież się nie przyznam. Nie wiem ile to trwało, ale go w końcu odepchnęłam.
-Tyle tego dobrego, panie Lynch.
-Ale słodko wyglądaliście..-powiedziała Wiki.
-Co? Chyba żartujesz?- odpowiedziałam.
-No nie mów, że Ci się nie podobało?-spytał Lynch i puścił mi oczko. Aż się wzdrygnęłam. 
-Wyobraź sobie, że miewałam lepsze pocałunki. A teraz chodźmy do basenu. Muszę poooopppływać.
Tak alkohol zaczął działać. Nagle wszyscy wstali i razem skoczyliśmy do basenu. Co z tego, że w ubraniach, liczy się zabawa :D.

*Rydel*

....następnego dnia....
Gdy wstałam, myślałam, że zaraz głowa mi pęknie. Oj przesadziłam z alkoholem, ale jak widać nie tylko ja. I w tym momencie popatrzyłam, że pod stołem śpi Laura i wtulony w nią Ross. Jak tylko się obudzą to będzie zabawnie. Reszta natomiast spała gdzie popadnie, Vanessa na stole, serio? Riker na schodach, oj to musiało być nie wygodne. A Ell na Rockym. Jakby ktoś to zobaczył. Udałam się do kuchni, starając się nikogo nie obudzić, ale to było trudne, bo wszędzie panował chlew. I kto to wszystko posprząta? No nic, poszłam zrobić sobie kawę, a zaraz za mną przyszłą Nessa:
-Jak się spało?-zapytałam.
-Nawet dobrze, mimo, że na stole.-powiedziała zaspana, ale uśmiechnięta.-A widziałaś Laurę z Rossem.
-No, tak słodko wyglądają.- I zaśmiałyśmy się obie. Nagle usłyszałyśmy krzyk.
-Laura wstała.-powiedziałyśmy razem i znowu się zaśmiałyśmy.

*Laura* 

...kilka minut wcześniej....
Obudziłam się z strasznym bólem głowy, po co ja tyle piłam? Nagle, zauważyłam, że śpię pod stołem i czyjąś rękę, która mnie obejmowała. Odwróciłam się i kogo ujrzałam? Aż kogo innego jak nie tego palanta Lyncha. Tak się wkurzyłam:
-AAAA! K**wa, co Ty robisz!!? Zboczeniec jeden, zabieraj te rękę, bo zaraz ci tak przyłożę, że własna matka Cie nie pozna!!!.-krzyknęłam do niego, a cała reszta się obudziła, po za Lynchem.
-Jeszcze 5 minut, mamo...-powiedział przez sen i się mocniej wtulił.
-Czy ty k**de nazwałeś mnie przed chwilą mamą?! -zapytałam takim tonem, że od razu się obudził i chyba się trochę przestraszył.
-Pytam się czy nazwałeś mnie mamą?!- zapytałam ponownie, a cała reszta się odsunęła.
-Yyyy....niieeee- powiedział przestraszony, a ja zaczęłam go okładać pięściami. Po wszystkim wstałam i powiedziałam:
-Jeszcze raz będziesz przy mnie spał, albo nazwiesz mnie mamą to gorzko pożałujesz. A wy też miejcie się na baczności.- zwróciłam się do reszty, która patrzyła na mnie z przerażeniem w oczach. Nie powiem, fajnie to wyglądało.
-No chyba już pożałowałem.-powiedział skruszony i obolały.
-To!? To było tylko ostrzeżenie, pamiętaj!- wyszłam szybko i pobiegłam do pokoju. Zanim jednak tam doszłam , spojrzałam kątem oka na blondyna. Chyba się mnie bał. Dobrze, niech wie z kim zadziera.
Następnie szybko wzięłam prysznic i ubrałam się w to:
Poszłam na dół zjeść śniadanie, a tam zobaczyłam Lyncha, który zwiał jak mnie zobaczył. Zaśmiałam się. Po śniadaniu razem z Wiki, która dzisiaj u nas spała, poszłyśmy do galerii na zakupy. Nigdy zbyt wiele nowych ubrań ;).

czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział 8

*Laura*

....ale może zacznijmy od początku, wstałam dzisiaj dosyć wcześnie. Oczywiście zasnęłam w ubraniu, no tak, mój były. Hyyy....dobra, nie mogę myśleć o tym dupku. To przeszłość. Więc, jak już mówiłam wcześniej, gdy wstałam, poszłam na dół, bo byłam bardzo, ale to bardzo głodna. Schodząc zobaczyłam na podłodze w korytarzu nikogo innego jak...... Lyncha, w samych bokserkach, śpiącego..yyy...chyba w własnych wymiocinach. Ohyda! Ktoś tu zabalował, a ja poszłam obudzić resztę, żeby to zobaczyli. Taki piękny widok z rana ;).
Gdy wszyscy zobaczyli Lyncha, nagle Riker powiedział:
-Dajcie mi aparat! Szybko, muszę mu zrobić zdj na pamiątkę. Będę miał go czym szantażować.-powiedział i zaśmiał się złowrogo. Ach ci bracia. Zatem z racji tego, że prawie wszyscy wstali, no poza naszą śpiącą, zarzyganą królewną poszliśmy na śniadanie.

*Rydel*

Gdy tylko rano zobaczyłam Rossa, pomyślałam z kim ja mieszkam? Dlaczego to właśnie ja muszę być spokrewniona z takimi debilami? Bo w zasadzie, reszta nie jest wcale lepsza. No nic, trzeba coś zjeść, więc zaczęłam robić tosty dla wszystkich i wtedy, wpadłam na genialny pomysł.
-Wiecie, skoro dzisiaj jest sobota, to co wy na to, żeby zrobić małą imprezkę?- spytałam.
-Genialny pomysł.-odpowiedziała Nessa.
-Super, to ja zaproszę Wiki.- rzekła Lau.
-Widzę, że nie ma sprzeciwu, zatem chłopaki pojedziecie po zakupy, a my trochę ogarniemy dom.
-No dobra.-odrzekli smętnie, żeby tylko się nie przepracowali czasem. I w tym momencie wszedł do kuchni Ross. Zaspany i w dodatku na twarzy miał jakieś resztki jedzenia. Boże, co za oblech.
-Jak się spało?- spytał Rocky śmiejąc się.
Ross się przeciągnął i powiedział:
-Źle, plecy mnie bolą, głowa....wszystko. A to co?-zapytał, a ja zauważyłam, że wziął ogórka, który był przyklejony do jego twarzy i ... zjadł go.
-Fuuu..... jaki ty jesteś obrzydliwy!- krzyknęła Laura.- Wyrzygałeś to i zjadłeś z powrotem. Co z Tobą nie tak?- powiedziała i chyba zaczęło jej się zbierać na wymiociny, mi zresztą również.
-O co wam chodzi? Był dobry.-powiedział poszedł do lodówki i zaczął coś jeść. Po śniadaniu każdy zabrał się do swoich obowiązków, bo szykowała się dzisiaj niezła imprezka ;).

*Laura*

Zbliżał się wieczór, więc zaraz będzie imprezka. Świetnie, trochę zabawy nigdy nikomu nie zaszkodziło. Miałam jeszcze chwilę czasu, zanim przyjdzie Wiktoria, więc poszłam szukać czegoś na przebranie. Ubrałam się to:
Może trochę strojnie jak na imprezkę we własnym domu, ale kto wie jak to dalej się potoczy. Zeszłam na dół i akurat przyszła Wiktoria. Nagle podszedł do mnie blondyn.
-Fiu fiu.....-gwizdnął i uśmiechnął się do mnie.
-Nie gwiżdż na mnie, bo zobaczysz.-oddaliłam się od niego, a imprezka powoli się rozkręcała.
Rocky z Ellem przynieśli alkohol. Kolejka za kolejką i wszyscy od razu w świetnym humorze. Aż ktoś wpadł na pomysł zagrania w butelkę. I zaczęło się.
-Dobra, kto kręci pierwszy?-spytałam.
-Ja, ja, ja - krzyczał Riker i zachowywał się jak małe dziecko. Chyba za dużo ktoś tu wypił. No nic zakręcił. Wszyscy patrzyli na butelkę, aż w końcu zatrzymała się. Na kim, na Vanessie. Chyba oboje byli zadowoleni. Gdy zaczęli się całować,wszyscy krzyknęli:
-Awwwww....jak słodko.
-Dobra, koniec tego dobrego siostra. Kto następny kręci?-spytałam.
Następnie kręcił Ell, wypadło na Rydel. Czyżby przypadek, nie sądzę. Potem kręciła Wiki i trafiła na Puala. Oj nie była zadowolona, w przeciwieństwie do niego. Nagle butelkę dorwał Lynch, a ja zaczynałam mieć złe przeczucia.
-Teraz moja kolej.-powiedział i puścił mi oczko. Co on sobie myślał? Panie, proszę tylko nie ja, tylko nie ja. Nagle usłyszałam dzwonek i z ulgą tam pobiegłam. Jednak byłam niesamowicie zdziwiona , bo w drzwiach zobaczyłam...

środa, 23 lipca 2014

Nowa postać

Hej :D
Mam dla was wiadomość. Za kilka, bądź kilkanaście rozdziałów pojawi się nowa postać. Będzie nią Selena Gomez (ale jako normalna dziewczyna, a nie aktorka czy coś ;D ). I tu mam dla was zagadkę. Jak myślicie, jaką rolę będzie miała Selena w moim opowiadaniu. Czekam na wasze odpowiedzi :D A następny rozdział wkrótce się pojawi ;) 

Rozdział 7

*Laura*

...a był to Lynch. Zdziwiona co on tu robi podeszłam do niego i zapytałam:
-A ty tu czego szukasz? Zjeżdżaj już lepiej.
-Och, jeszcze nie dotarła do Ciebie dobra nowina.-powiedział tajemniczo i się uśmiechnął.
Nie wiedziałam o co mu chodzi, podeszłam do Raini i Caluma. O na pewno Lynch nie zepsuje mi tego dnia. Tylko ciekawe kiedy pojawi się Jake jako Austin, bo kto inny? Jest przecież taki przystojny <3. Nagle podszedł do nas ktoś i się przedstawił:
-Witam wszystkich! Jestem reżyserem serialu Austin&Ally, nazywam się Kevin Kopelow i to ze mną będziecie współpracować przez najbliższe tygodnie. Widzę, że już się poznaliście, więc na razie jesteście wolni. Dzisiaj jest piątek, więc widzimy się w poniedziałek o 9 i zaczynamy.- powiedział i uśmiechnął się.
-Przepraszam, ale nie wiemy kto będzie grał rolę Austina.- powiedziałam.
-Jak to kto. Stoi obok was, Ross Lynch.
-Co???-zapytałam tak zdziwiona, że myślałam że zaraz zemdleję.
-Widzę, że się cieszysz Laura.-uśmiechnął się do mnie Lynch.
-Nie, nie, nie... to musi być jakaś pomyłka. On nawet nie wiedział o tym serialu, a teraz ma zagrać główną rolę?
-Tak, panno Marano. Nie ma w tym nic dziwnego, był najlepszy. A teraz żegnam i do zobaczenia w poniedziałek.-powiedział i poszedł.
A mnie zamurowało. Dlaczego akurat on? A Jake? I co teraz będę musiała z nim pracować? Nie wystarczy, że z nim mieszkam? Za co? Pytam się za co?
-Laura? Laurunia? Halo?- machał  mi ręką przed nosem ten debil.
-Czego chcesz?
-I co? No powiedz, że się cieszysz. Bo ja bardzo.- puścił mi oczko, miałam coś mu zrobić, ale nie będę przy ludziach. A już go sobie wyobrażałam, leżącego na ziemi i z trudem łapiącego oddech, po tym jak miałam go lekko przydusić. To było by takie piękne. Szkoda. Szybko wyszłam, żeby dalej, żeby nie spełnić swojej obietnicy. Nie chce przecież od razu stracić pracy. Wzięłam Wiki i poszłyśmy się przejść na plażę. Musiałam odreagować, a widok oceanu jest najlepszy.


*Ross*

Wygrałem, a mina Laury bezcenna. Widać jak się cieszy. O Paul idzie:
-Gratulacje Ross.
-Dzięki, stary. Może wybierzemy się na jakąś imprezkę? Trzeba to uczcić.-zaproponowałem.
-W sumie, dzisiaj jest niedaleko w klubie. To co idziemy?
-To chodźmy, trzeba zaszaleć.- zaśmiałem się i poszliśmy z Paulem. Zapowiadała się udana noc.

*Laura* 

Niestety Wiki już musiała wracać, a ja nie miałam ochoty spotykać Lyncha, więc jeszcze sobie spacerowałam po plaży. Był piękny zachód słońca. Nagle ktoś mnie zatrzymał i zakrył oczy:
-Zgadnij kto to?-spytał nieznajomy.
-Jake???- spytałam pełna nadziei.
-Nie zgadłaś, myśl dalej.
Kto to mógł być, bo nie chyba nie...
-Lynch?-pytając modliłam się, żeby to nie był on. Ale chyba poznałabym go po tym irytującym głosie.
-Nie, nie zgadłaś.-odetchnęłam z ulgą, gdy to nie był on. Ale dalej nie wiedziałam kto to był.
-Puść i pokaż, bo w życiu nie zgadnę.- odwróciłam się i kogo zobaczyłam. Dominika. Byłam zła. Kto to Dominik, mój były, który mnie zdradził z moją byłą przyjaciółką Jessicą. 
-Co ty Tu robisz? Daj mi spokój.
-Spodziewałem się milszego powitania.
-Naprawdę? Po tym co mi zrobiłeś?
-Dalej mi to wypominasz? To było dawno i po pijaku. Po za tym widzę, że już sobie znalazłaś następnych, skoro mnie nie pamiętasz? Przecież byliśmy jeszcze parą jeszcze nie tak dawno.-powiedział.
-Co Cię obchodzi co teraz robię, w końcu jak sam mówisz nie jesteśmy już parą. Poza tym co robisz znowu w LA? Miałeś być w Miami?-zapytałam oschle.
-Stęskniłem się za Tobą.-powiedział to z uśmiechem.  
A ja go tak nienawidzę. Zdradził mnie i ma czelność mi się pokazywać na oczy. 
-Akurat, zjeżdżaj i daj mi spokój.- chciałam szybko pójść, ale złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Chciał mnie pocałować.Jego twarz coraz bardziej się zbliżała.Dzieliły nas centymetry. W tym momencie, nie wiem co się ze mną działo, bo też tego chciałam, mimo, że mnie tak skrzywdził. Na szczęście się opamiętałam, odepchnęłam go i uciekłam stamtąd. Szybko wróciłam do domu, zamknęłam się w pokoju i rzuciłam na łóżko. Znowu powrócił ten ból, ten sam, gdy się dowiedziałam, że mnie zdradził. A w tym czasie Nessa ciężko chorowała. Cieszyłam się, że mam tak świetnego chłopaka, który wspiera mnie w trudnym momencie. On jednak wolał zabawiać się z moją przyjaciółką. Tylko dlatego, że nie miałam dla niego zbyt dużo czasu. Powinien to rozumieć. A Jessica nie lepsza. Wtedy poznałam, że od dawna chciała mi zabrać Dominika. Czekała tylko na odpowiedni moment. Na szczęście poznałam wtedy Wiki. Gdyby, nie ona nie wiem jak przetrwałabym ten trudny okres w moim życiu. W zasadzie to był najgorszy okres mojego życia. I w tym momencie rozpłakałam się na dobre, nie mogłam przestać. To wszystko wróciło, te złe emocje. Pamiętam, że po tamtym razie obiecałam sobie, że nie dam się tak skrzywdzić, że nie będę płakać. I nie płakałam, aż....do dzisiaj. Zmęczona, nawet nie wiem kiedy zasnęłam. 
Rano natomiast czekał mnie niewiarygodny widok.....

poniedziałek, 21 lipca 2014

Rozdział 6

*Laura*

Tym kimś okazał się przystojny brunet o niebieskich oczach. Podał mi rękę  i zapytał:
-Nic Ci się nie stało? Przepraszam, ale Cię nie zauważyłem. Jestem Jake Steel.- i uśmiechnął się do mnie. Ma taki piękny uśmiech. Och.
-Nic się nie stało, jestem Laura Marano. Też starasz się o rolę do serialu?-spytałam.
-Tak, jako Austin. A ty pewnie szykujesz się do roli Ally?- spytał i znowu się uśmiechnął. Mówiłam już, że ma piękny uśmiech? Chyba tak, ale co tam.
-Tak, ale konkurencja duża.
-Na pewno dasz radę.

"Prosimy wszystkie kandydatki do roli Ally Dawson o udanie się do pomieszczenia nr 2. Dziękuje."

-O chyba mnie wołają, to powodzenia i mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy.-poszłam i pomachałam mu na pożegnanie, on też życzył mi powodzenia i odszedł. 
Weszłam do sali, a tam wielka kolejka do przesłuchania. Super jeszcze trzeba będzie tyle czekać.

Po godzinie

*Ross*

-Hej Paul, i jak Ci poszło? Mnie chyba nieźle.-powiedziałem.
-Mi też, ale nie wiadomo. Zresztą zaraz ogłoszą wyniki.-odpowiedział.
W sumie nie ma to jak dowiedzieć się w ostatniej chwili o castingu, ale fajnie by było gdybym się dostał. Fanki już by chyba poszalały na mój widok. Nie, co ja mówię. One już szaleją ;). Nagle ktoś wyszedł i powiedział.
-Witam wszystkich chętnych starających się o rolę Austina Moona. Wszyscy byliście świetni, ale możemy wybrać tylko jedną osobę. Osoby, które wymienią niech wystąpią i udają się do sali nr 1. A zatem, gratulacje dla: Jake Steela, Paula Parkera i...Rossa Lyncha. Reszcie serdecznie gratulujemy, a Was zapraszam do środka.
-Stary dostaliśmy się do 3.-powiedział szczęśliwy Paul.
-Świetnie, ciekawe kto dostanie role?-powiedziałem. Ha dostałem się do finału, jak zgarnę jeszcze te rolę to będzie idealnie.
W sali kazali nam stanąć w rzędzie i zaczęli gadać o roli, o przyszłych obowiązkach i inne bzdety. Powiedźcie lepiej, że się dostałem, a nie. Przecież, bądźmy szczerzy Paul nie ma ze mną szans.

*Laura*

Wybiegłam szczęśliwa z sali nr 2 i gdy tylko zobaczyłam Wiktorię, krzyknęłam:
-Dostałam główną rolę! Zagram Ally!
-Gratulacje!- i zaczęłyśmy tańczyć nasz wspólny taniec radości. Ludzie się trochę na nas dziwnie patrzyli, ale co z tego. Udało się! Mam główną rolę, Nessa się ucieszy. Jestem taka szczęśliwa, chyba już nic nie zepsuje mi dzisiaj humoru.
-Dalej nie wierzę, że mi się udało!-krzyczałam.
-Wiedziałam, że Ci się uda świetnie śpiewasz i grasz na pianinie. Ta rola była stworzona dla Ciebie.-powiedziała Wiki.
-Dzięki, kochana. W ogóle nie mówiłam Ci, ale zdążyłam poznać fajnego chłopaka. Nazywa się Jake i starał się o rolę Austina.
-Co? I czemu się nie chwalisz? Jak on by dostał tą rolę, to byś chyba skakała do nieba.-zaśmiała się.
-Ha ha ha, bardzo śmieszne. Ale naprawdę był przystojny. Jakby dostał rolę, byłabym w siódmym niebie.-powiedziałam.
Nagle usłyszałam, że wszystkie osoby, które się dostały są proszone na główną halę. Mamy się poznać i w ogóle.
-Dobra ja lecę. Trzymaj kciuki, żeby to był Jake.-powiedziałam do Wiki i szybko udałam się w kierunku sali, gdzie nas wołali.
Gdy doszłam na miejsce poznałam Raini Rodriguez, która ma zagrać Trish. Fajna dziewczyna, może się zaprzyjaźnimy. Był tam także Calum Worthy, który będzie grał Deza. Już go lubię. Jednak dalej nie wiedziałam, kto ma grać Austina? Oby to był Jake. Nagle ktoś wszedł do sali, a był to....

***************************************************************************
Rozdział trochę nudny, ale nie długo powinien pojawić się kolejny ;) Zatem zapraszam do czytania i komentowania, pa ;D

niedziela, 20 lipca 2014

Rozdział 5

*Ross*

.... się obudziłem, w dodatku cały mokry. Tak, to był sen i niestety przerwany w takim momencie. Dopiero teraz zauważyłem, że przede mną stoi Laura z wiadrem, już wiem dlaczego jestem mokry i Wiktoria.
-Co się stało? Dlaczego mnie oblałaś, w dodatku lodowatą wodą?-zapytałem.
-Stary, wypowiadałeś jej imię przez sen jak jakiś wariat.-powiedziała Wiki.
-I jeszcze zacząłeś mnie tak ściskać, że myślałam, że zaraz zemdleje. Zaczynam się Ciebie bać, to Ty lepiej powiedz co to było?- spytała Laura.
-A nic, śniłaś mi się.- uśmiechnąłem się do nich.
-Co??? Yyyy.... to musiał być koszmar...- powiedziała.
-Wręcz przeciwnie, prawie się pocałowaliśmy. Ale skoro nam przerwałaś to możemy to dokończyć teraz.-puściłem jej oczko.
-O Boże, jaki ty jesteś obleśny.... .-powiedziała.- Wiki jak ja tu przeżyje, z tym czymś. W dodatku mu się śniłam....yyyyyy....a fu, aż mi nie dobrze.-wzdrygnęła się. O co jej chodzi, przecież jestem świetny. Nigdy nie zrozumiem kobiet.

*Laura*

Wczorajszy dzień to była męka. Dosłownie. Wstałam, było koło 9 i poszłam szybko do łazienki wziąć prysznic. Ciepła woda spływała wolno po moim ciele, a ja czułam jak emocje dnia wczorajszego mnie opuszczają. Owinęłam się ręcznikiem, włosy zostawiłam mokre i rozpuszczone i poszłam do pokoju poszukać czegoś do ubrania. Ja wychodzę, a na moim łóżku leży Lynch i głupkowato się do mnie uśmiecha. Zdałam sobie sprawę, że przecież stoję w samym ręczniku. Byłam taka wnerwiona.
-A ty co k**wa robisz w moim pokoju!!!!! Ktoś Cię tu zapraszał?! Wynoś się, bo zaraz coś Ci zrobię.
-Śmiało.-powiedział tylko i puścił do mnie oczko. Wtedy miarka się przebrała. Tak mnie wkurzył, że myślałam, że mu nogi z dupy powyrywam. Ruszyłam w jego kierunku z wzrokiem mordercy. Gdy to zobaczył, chyba trochę się przestraszył, bo mało nie spadł z łóżka. I dobrze, niech wie, że ze mną się nie zadziera. Nagle znalazł się w rogu, skąd nie ma już ucieczki. Już miałam go złapać, za tę szyję i wtedy ręcznik zaczął mi spadać. W ostatniej chwili go złapałam.
-No weeeeź, tyle czekałam na ten moment, a Ty musiałaś go złapać.-powiedział zdołowany.
Co on właśnie powiedział? Czekał, aż stanę przed nim naga. We mnie już się gotowało.
-Chyba sobie kpisz? Jak ja Ci zaraz....- i walnęłam go z liścia. Nie wytrzymałam.
-Za co?-powiedział takim tonem, jakby się miał rozpłakać.
-Jeszce się pytasz za co? Wynocha z mojego pokoju, bo zaraz poprawię!!! Zjeżdżaj i nie pokazuj mi się na oczy!-krzyknęłam, a on szybko poszedł ciągle trzymając się za czerwony policzek. Może zbyt mocno go walnęłam? Nie o to to nie, należało mu się. Świnia! Szybko się ubrałam w to: 
i zeszłam na śniadanie. Tam zobaczyłam Lyncha i dalej miałam ochotę mu przywalić.


*Rydel*

-O hej Laura, a Tobie Ross co się stało?-spytałam, gdy zobaczyłam jego czerwony policzek.
-Twój braciszek wszedł mi do pokoju, gdy byłam prawie naga.- powiedziała Laura.
-Co? Ross jak mogłeś.
-Brawo brat.-powiedział Riker i przybił piątkę z Rossem.
-Tak, jeszcze go zachęcaj. Sorry Laura za nich, ale ja nie mam nad nimi władzy.-powiedziałam.
-Wiem, przecież to nie twoja wina. A tak w ogóle to gdzie jest Vanessa.- spytała.
-Pojechała na plan (Vanessa jest aktorką), a i kazała Ci przypomnieć, że o 11 jest przesłuchanie do tego nowego serialu Disneya.
-O dzięki, zapomniałabym. Dobra, to ja szybko jem i pędzę, bo miałam iść tam razem z Wiki.-powiedziała Laura.- A która godzina jest w ogóle?
-9:30- odpowiedziałam jej.
-To ja już muszę iść pa.- i szybko uciekła.
-Rydel, jakie przesłuchanie?-spytał Ross.
-Będą produkować jakiś serial o chyba przebojowym piosenkarzu i nieśmiałej kompozytorce. I szukają nastolatków w waszym wieku. Z tego co pamiętam, to chyba ma się nazywać Austin&Ally, jakoś tak. A co chciałbyś spróbować jako aktor?
-Czemu nie, skoro Laura poszła.-odpowiedział.-A gdzie się odbywa?
-W głównej siedzibie Disneya w LA. A w ogóle dałbyś spokój Lau, to nie dziewczyna dla Ciebie.
-Tak, tak siostrzyczko. Ja idę, pa.-powiedział i szybko się zmył.

*Ross*

(R): Hej Paul, słyszałeś o castingu do serialu Disneya?
(P): Tak, właśnie się tam wybieram. A co?
(R): O to świetnie. Idę z Tobą. Laura, też ma tam być, więc trochę ją podenerwuję.
(P): Spoko, to spotkajmy się za pół godziny pod moim domem i idziemy. Zgoda?
(R): Dobra, to do zobaczenia.
Rozłączyłem się. Była 9:40, więc miałem jeszcze trochę czasu. Oj jakby nie zdążyła złapać tego ręczniczka, to tak miło by mi się zaczął dzień. Mam nadzieję, że jeszcze nadarzy się okazja.


*Laura*

Właśnie z Wiki dotarłyśmy pod studio Disneya. Była 11:40, więc udało się nam dotrzeć na czas.
-Denerwujesz się?-spytała mnie nagle Wiki.
-Trochę, nie wiem jaka będzie konkurencja. A fajnie byłoby dostać rolę.
-No tak, jakby Ci się udało to potem kariera aktorki przed Tobą, jak u Nessy. -zaśmiała się.
-Fajnie by było, a po za tym własna kaska. Dobra chodźmy już, bo jeszcze się spóźnimy. 
Weszłyśmy do środka, a tam tłumy. Ciężko będzie, ale może dam radę, Zobaczymy. Jak by tego było mało, wpadłam na kogoś i się przewróciłam. Tym kimś okazał się....

Rozdział 4

*Ross*

... a mianowicie, zobaczyłem jak Laura powala jakiegoś kolesia na ziemię. Tego zupełnie się nie spodziewałem, pomału zaczynam się jej bać. Szybko do nich podbiegliśmy.
-Co tu się stało?-spytałem.
-Nic, po prostu koleś zwinął mi telefon, to zasłużył na karę. Dobrze, że zauważyłam.-powiedziała Laura, dalej przyciskając złodzieja do ziemi jakby nigdy nic. Nagle wstała i poszły z Wiki do stolika. Koleś jak tylko zobaczył, że idzie szybko zwiał, aż się za nim kurzyło. Razem z Paulem poszliśmy do dziewczyn.
-Zawsze tak reagujesz?-spytał Paul Laury.
-Ale jak?
-Tak agresywnie?-odpowiedziałem.
-To? To jeszcze nic, nie widzieliście Laury w prawdziwej akcji.-powiedziała Wiktoria i zaczęła się razem z nią śmiać.
-W takim razie wolałbym nie widzieć Cię w akcji.-powiedziałem.
-I bardzo dobrze, lepiej mi nie podpadaj Lynch.- oznajmiła Laura i dalej się śmiała.

*Laura*

Impreza się rozkręcała, a ja nie chciałam siedzieć z Lynchem i Parkerem. Akurat musieli przyjść za nami. 
-Wiki, idziesz potańczyć?-zapytałam się.
-Dobra chodźmy.- zgodziła się i szybko zwiałyśmy od chłopaków. 
Mamy przynajmniej chwilę spokoju. Nie specjalnie widzi mi się spędzanie z nimi wieczoru. Gdy byłyśmy bliżej parkietu, nagle złapała mnie jakaś dziewczyna i zaciągnęła na bok. Dziwne to było, ale cóż. Wiki poszła za mną.
-Hej! Widzę, że znasz Rossa. Jesteś jego nową dziewczyną?- zapytała prosto z mostu, a mi oczy prawie na wierzch wyszły, gdy to usłyszałam.
-Laura, czy jest coś o czym nie wiem?-spytała się mnie Wiki, śmiejąc się, a ja zrobiłam minę typu "Are you f**king kidding me?"
-Nie, nie jestem jego dziewczyną! W życiu! FU, jak mogłaś o tym pomyśleć?-powiedziałam do Wiki, a później zapytałam się dziewczyny.- A w ogóle kim jesteś? I dlaczego zadajesz takie straszne pytania?
-Sorry, jestem Kimberly, była dziewczyna Rossa i myślałam, że ty jesteś nową, skoro ze mną zerwał.
-Czekaj, czy to z Tobą zerwał przez telefon?
-Tak, a skąd to wiesz?
-Długo by mówić, ale ogólnie to co Cię on obchodzi skoro z Tobą zerwał i to w taki chamski sposób.- powiedziałam.
-Nie wiem, chciałam go prosić, żeby do mnie wrócił. Wciąż go kocham.- i zaczęła płakać.
-Oj nie płacz, on nie jest tego wart. Uważam, że powinnaś się na nim zemścić, a nie po nim płakać. W ogóle ile byliście parą, że aż go tak kochasz?
-Prawie 2 tygodnie.-powiedziała przez łzy.
-Tylko? i Ty to nazywasz miłością. Upokorzył Cię i tyle. Zresztą, nie widziałaś co o nim piszą. Z tego co widzę to w tym przypadku to prawda.- powiedziałam.
-Masz rację, to co powinnam zrobić?-spytała.
-Nie wiem, masz jakiś pomysł Wiki?
-Hmm, najlepiej go ośmiesz tak jak on Ciebie. Teraz masz idealną okazję. Siedzi przy stoliku, więc możesz np. wziąć choćby szejka i wylać na niego, a przy okazji my z Laurą będziemy miały śmianie, co nie?-powiedziała Wiki.
-Świetny pomysł, Ty to masz głowę. Już nie mogę się doczekać, jak zobaczę jego minę, ha ha ha.- rzekłam.
-Nie wiem czy powinnam?....dobra zrobię to, należy mu się. Chodźmy!- powiedziała Kimberly.
I szybko udałyśmy się do naszego stolika. Tak jak ustaliłyśmy po drodze, my razem z Wiki wrócimy jakby nigdy nic, a zaraz do nas dojdzie Kimberly. W końcu muszę wszystko dokładnie zobaczyć, ha ha ha.... . 
- Jak się tańczyło?- nagle zapytał Paul, patrząc się ciągle na Wiki. Oj ona też będzie miała z nim ciężko.
-Co...tańce..a świetnie.-powiedziała zakłopotana, w końcu planowałyśmy zemstę. 
Nagle zobaczyłam, jak Kimberly szła w naszym kierunku. Dałam jej znak i zaczęło się.
-O hej Ross, co tam u Ciebie?- zwróciła się do Lyncha.
-Hej, a my się w ogóle znamy? A tak....sorry... Kimberly, to z Tobą dzisiaj zerwałem?- spytał, co za koleś. Jak można nie poznać swojej od nie dawna byłej dziewczyny.
-Tak, to ja. Chciałam Ci tylko powiedzieć, że cieszę się, że zerwaliśmy. To był mój najgorszy związek.- powiedziała i w tym momencie wylała szejka truskawkowego na głowę Rossa. Bezcenne. Jego mina, mówiła wszystko. Ja z Wiktorią nie wytrzymałyśmy i zaczęłyśmy się śmiać jak wariatki. Paul zresztą też.

*Ross*

-AAAAAAA!!! Co ty zrobiłaś?! Jak ja teraz wyglądam!A jak zaraz zjawią się paparazzi? Nie mogę tak wyglądać! A wy przestańcie się ze mnie śmiać!!! Wracamy.-krzyknąłem, jednocześnie zacząłem strzepywać ze siebie, chyba szejka. Boże, co za dziewczyna, jak ja mogłem z nią chodzić? Wariatka! Trudno, trzeba szybko wracać. A ci dalej się ze mnie śmieją.
-Na co czekacie? W ogóle przestańcie się w końcu śmiać, to nie jest wcale zabawne.
-Oj z naszej perspektywy jest i to bardzo. Ale ślicznie teraz wyglądasz, ha ha ha.-powiedziała Laura i się ze mnie śmiała, ale chociaż powiedziała, że jestem śliczny. W sumie ładnemu we wszystkim ładnie.
-Koniec, wracamy! I to już.- krzyknąłem już zły i szybko poszliśmy do domu.
-Lau, w zasadzie czemu my z nimi wracamy?-spytała Wiki.
-Chodź,  muszę zobaczyć jak w domu się będą z niego śmiali, ha ha ha.
-Przestańcie już!- krzyknąłem, a zaraz znaleźliśmy się pod domem. Nareszcie! Na szczęście nikogo nie było, Paul wrócił do siebie, a ja poszedłem się szybko umyć i przebrać.
Gdy wróciłem na dół, zobaczyłem, że dziewczyny oglądają jakiś film, więc się przysiadłem. W dodatku koło Laury. 
-Co oglądacie?
-Horror, ale nie dla dzieci, więc lepiej idź już spać. Dobranocka dawno się skończyła.-powiedziała Laura.
-Bardzo śmieszne, zobaczymy kto się będzie bał. Jak coś zawsze możecie się do mnie przytulić.
-Chciałbyś.-powiedziała Laura i zaczęliśmy oglądać film. 

Jak to w horrorze, pojawiła się straszna scena. Oczywiście nie dla mnie. Spojrzałem na Laurę, a ona wyglądała na przestraszoną. A udawała taką odważną. Nagle się do mnie przytuliła. Nie spodziewałem się tego, ale podobało mi się. Przytuliłem ją mocniej, a ona wcale nie uciekła, wręcz przeciwnie. Szepnąłem jej do ucha, że przy mnie nie musi się wcale bać, ona się uśmiechnęła. I wtedy nasze spojrzenia się zetknęły. Patrzyliśmy się na siebie tak przez dłuższą chwilę, nie mogłem oderwać od niej wzroku. Była taka piękna, a ja chyba też nie byłem jej obojętny. W sumie co się dziwić, przecież jestem boooski. Nagle Laura zaczęła się do mnie przybliżać, a ja do niej.Poczułem jak serce jej coraz mocniej bije. Szeptałem jej imię, ona się uśmiechała. Nasze twarze zaczęły dzielić centymetry. Zamknąłem oczy, a nasze usta prawie się zetknęły i wtedy.....

sobota, 19 lipca 2014

Rozdział 3

*Vanessa*

Gdy usłyszałam, że ktoś przyszedł poszłam szybko w kierunku drzwi. Pewnie Laura wróciła. Nie myliłam się.
-Nareszcie wróciłaś! Chodź poznasz naszych współlokatorów. O hej Wiki, nie zauważyłam Cię. Zapraszam.-powiedziałam.
-Hej! Śliczny macie dom.-powiedziała Wiktoria.
-Dziękuje, a teraz chodźcie ze mną do salonu, tam wszyscy czekają.-powiedziałam.
-Dobra, dobra. Już idziemy.- powiedziała zła Laura. Nie rozumiem jak można się nie cieszyć, że zamieszkamy z R5.
-Hej wszystkim, to jest właśnie moja siostra Laura, a to jej przyjaciółka Wiktoria.
-Cześć, miło was poznać.-odpowiedziały wspólnie.
-Hej, jestem Rydel, a to moi bracia: Riker, Rocky i Ross. Na niego to lepiej uważajcie.-zaśmiała się, ale nie wiem o co jej mogło chodzić.- A to nasz kumpel Ell. Też gra z nami w zespole. Po za tym mamy jeszcze młodszego brata Rylanda, który mieszka jeszcze z rodzicami.
-To teraz kiedy wszyscy się znają, siadajcie tu razem, a ja coś przygotuje do jedzenia, zgoda?-zaproponowałam.
-Ok, ale ja Ci pomogę.-powiedziała Rydel i obie udałyśmy się do kuchni.

*Laura*

To teraz wiem, kto tak chamsko zapipczał na mnie klaksonem, gdy szłam do Wiki. Tak, to był Ross. Poznałam go po tym uśmieszku, gdy mi się teraz przyglądał. Ciekawe czy on mnie poznał. Nieważne, chciałam się stamtąd szybko zmyć.
-To my idziemy na górę.- powiedziałam i poszłam do swojego pokoju z moją przyjaciółką.
Już na górze:
-I co, chyba nie jest tak źle?-zapytała Wiktoria.
-A pamiętasz, jak Ci mówiłam o tych durniach co na mnie pipczeli. To oni, ten Ross i Riker.
-Serio? Ty to masz szczęście.- i zaczęła się ze mnie śmiać.
Tak to jest bardzo śmieszne. Naprawdę. Nagle ktoś wszedł do mojego pokoju.
-Puka się! A po za tym nikt Cię tu nie zapraszał.-powiedziałam zła, gdy zobaczyłam Rossa.
On jakby nigdy nic usiadł sobie w fotelu. Ledwo go znam, a już mi działa na nerwy.
-Coś mówiłaś?-zapytał.
-Nie nic, proszę rozgość się.-powiedziałam z wymuszonym uśmiechem.
-Aha, więc pewnie jest wam trochę ciężko?-zapytał, a ja nie wiedziałam o co mu biega.
-Nie, dlaczego?-spytała Wiki.
-No cóż, przebywanie w jednym pomieszczeniu z taką osobą jak ja może trochę krępować. W końcu jestem sławny, ale nie macie się czego bać.-odpowiedział całkowicie normalnie.
Myślałam, że tam padnę, a Wiktoria już zaczęła się śmiać. On dalej kontynuował:
-Nie musicie się mnie wstydzić, jeśli chcecie autograf czy coś. Dla moich fanów wszystko.-rzekł.
Ledwo powstrzymując się od śmiechu, nie to co Wiki, podeszłam do niego spokojnie. Trzymając jedną rękę na sercu, drugą położyłam mu na ramieniu i z całkowitą powagą, co było trudne powiedziałam:
-Wiem, że dla twojej psychiki to będzie szok, ale....... my nie jesteśmy twoimi fankami.
Tak go to zamurowało, że nie kontaktował przez kilkanaście sekund. Machałam ręką przed nim, aż w końcu
-Co? Czekaj, czekaj....-powiedział, a ja zasłoniłam mu usta ręka i rzekłam:
-Nic nie mów, wiem, że to zbyt wielka trauma dla Ciebie.-mówiąc to już nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać. Wiktoria już dawno się turlała przy łóżku ze śmiechu.
-Jak to jest w ogóle możliwe?
-Ale to, że nie jesteśmy twoimi fankami? Nie mam bladego pojęcia.-powiedziałam.
-Dziwne, bardzo dziwne. A znacie mojego przyjaciela, mieszka w okolicy.-zapytał.
Nagle Wiktoria spoważniała i zapytała:
-Tylko nie mów, że nazywa się Paul Parker.
-Widzę, że go znasz. Więc w takim razie może wybralibyśmy się we 4 gdzieś. Noc jeszcze młoda.-i znowu ten jego uśmieszek. Gdy to usłyszałam, zaczęłam się krztusić.
-Co? Ledwo się znamy dzień, a Ty już proponujesz nam randkę?-spytałam niedowierzająco.
-Nie nazwałem tego randką, ale skoro tak stawiasz sprawę. To co?
-Nie ma mowy! A teraz lepiej jak sobie pójdziesz.-powiedziałam i pokazałam mu drzwi.
-Ale dlaczego?
-Idź już, pa pa
W końcu wyszedł, a my z Wiki nie wiedząc co to przed chwilą miało być wybuchłyśmy śmiechem.
-Boże, za co mnie tak karzesz? No za co?- spytałam dalej się śmiejąc. 
-Będzie ciekawie.-powiedziała Wiktoria. 
Miała niestety rację. 

*Ross*

Dalej nie rozumiem, jak mogły mi odmówić i co to znaczy, że nie są moimi fankami? To przecież niemożliwe. Tylko spójrzcie na mnie. Nagle wpadłem na Rydel.
-Patrz jak chodzisz!-krzyknęła.
-Oj już daj spokój, jeszcze bardziej popsuj mi humor.
-Co się stało?-zapytała, a ja powiedziałem jej o tym co przed chwilą się stało.
-O ego zabolało.-zaśmiała się.-Wiesz braciszku, w końcu trafiłeś na mądre dziewczyny. Jak Ty to przeżyjesz?-dalej się śmiała.
-Jakby były mądre, to przecież by mnie ubóstwiały, jak każda zresztą. Właśnie sobie przypomniałem, że miałem z kimś zerwać, ale jak ona miała na imię?
-Serio? I ty się dziwisz, że Lau z Wiki cię nie wielbią? Co się z Tobą stało?Jak możesz taki być?
-Jaki? Boski, przystojny i utalentowany?
-Nie było pytania. Ja idę, bo z Tobą się nie dogada.-powiedziała i zostałem sam. 
A co do Laury to jeszcze będzie mnie ubóstwiać. Niech się dziewczyna szykuje, bo mnie się nie odmawia. Piękna z nas będzie para. Tylko muszę zerwać z tą, jak jej tam Kim....Ashley....no nie pamiętam, ale to i tak koniec. O napisała, że chciałaby się spotkać. A jednak Kimberly. W sumie nie mam ochoty się z nią spotykać, może zerwę przez telefon? W sumie czemu nie. Dobra dzwonię.
(K): Halo, to ty Ross?
(R): Tak, to ja. Musimy pogadać.
(K): Słucham o co chodzi?
(R): Chciałem Ci powiedzieć, że nie możemy się dalej spotykać. Wiem, smutno Ci, bo komu by nie było, ale to nie Twoja wina, tylko moja.
(K): Czy Ty zrywasz ze mną przez telefon? Jak możesz. Przecież tworzymy świetną parę.
(R): No właśnie tworzyliśmy, nic mnie nie słuchasz. Może to jednak Twoja wina, że zrywamy. Nieważne, to koniec. Było miło, ale się skończyło.
(K):Świnia!
(R):Co ty powiedziałaś? Halo? 
I się rozłączyła. No jak tak można, nagle się odwróciłem i zobaczyłem Laurę, moją Laurunię, była taka śliczna i Wiki.
-Idziecie gdzieś? Może bym się wybrał z wami.
-Nie wierzę, zerwałeś z dziewczyną przez telefon?- zapytała Laura.
-Oj nie takie rzeczy się robiło. To co gdzie idziemy?-uśmiechnąłem się do nich.
-My idziemy, ale bez Ciebie. Pa.-powiedziała i wyszły z Wiki. 
Dlaczego beze mnie? Co ja takiego zrobiłem?Trudno, nie to nie. Ich strata. Może czas odwiedzić Paula. 

********
-Hej stary, nie wiem czy wiesz, ale będziemy teraz prawie sąsiadami?-powiedziałem do Paula.
-To świetna nowina. Wchodź, zapraszam.-powiedział.-To co tam nowego u Ciebie?
-Normalnie w zasadzie, ale teraz mieszkają z nami 2 współlokatorki. Jedna wpadła mi w oko, ale coś ciężko mi z nią idzie. Laura się nazywa.
-Tobie ciężko idzie? To naprawdę dziwne. Mi też się taka jedna podoba, ale ona jest taka niedostępna.
-Czyżby Wiktoria Justice?
-Tak, a skąd wiesz?-zapytał.
-Bo to przyjaciółka Laury i mówiła zresztą, że cię kojarzy. 
-Czyli obie są takie?
-Niestety, a liczyłem, że będzie tak pięknie. Bo wiesz, jak można nie być moim fanem?
-Nie wiem stary. To co robimy? Może chodźmy na plażę?- zapytał.
-Świetny pomysł. Może znajdziemy tam dziewczyny i zacznie się podryw.-zaśmiałem się, a Paul razem ze mną.
Poszliśmy na plaże, gdzie miała być impreza. Gdy znaleźliśmy się na miejscu nie mogłem uwierzyć w to co ujrzałem, a mianowicie....

Rozdział 2



*Narrator*

Lotnisko (ten sam dzień)

-W końcu w domu!- krzyknęła Rydel.
-Tak, jeszcze jeden koncert i w końcu prawdziwe wakacje.- powiedzieli rozmarzeni Ell i Rocky.
-Nareszcie wylądowaliście! Tak za wami tęskniłam. A teraz mówcie, jak tam trasa?- zapytała Stormie (mama rodzeństwa Lynch).
-Dobrze!-krzyknęli wszyscy i pobiegli się przytulić.
-To co wracamy do domu?- zaproponował Mark (tata).
-O tak, marzę o położeniu się we własnym łóżku.- powiedział Ross.
-Ok, to zbierajcie się szybko i jedziemy.-rzeka Stormie.
Zatem udali się wszyscy w stronę samochodu, ale nie ominęła ich grupka fanek. Rozdali kilka autografów, zrobili z nimi pamiątkowe zdjęcia i ruszyli szybko w kierunku parkingu. W aucie Mark miał im do zaoferowania jakąś niespodziankę.
-Słuchajcie mnie wszyscy!-powiedział-Pamiętacie jak prosiliście mnie z mamą o samodzielne zamieszkanie?
-Tak?- wszyscy zapytali z uśmiechem na twarzy.
-Więc postanowiliśmy zgodzić się na waszą prośbę, skoro tak świetnie daliście sobie radę w trasie, a Ross jest już pełnoletni.-powiedział Mark.
-Naprawdę?!-krzyknęli szczęśliwi.
-Tak, tak.-powiedziała uśmiechnięta Stormie.
-Ale,...-rzekł Mark.
-Jakie ale?-przerwała mu Rydel.
-W domu, w którym zamieszkacie, były 2 wolne pokoje, które wynajęliśmy, więc będziecie mieć współlokatorki. Mam nadzieję, że wam to nie przeszkadza?- spytał Mark.
-Nie, skąd. W końcu nie będę jedyną dziewczyną.-odpowiedziała zadowolona Rydel.
-Współlokatorki?-zapytali się w tym samym czasie Ross i Riker.
-Oj, wara od nich, zrozumiano?- zagroziła Rydel.
-Tak, tak siostrzyczko.-powiedział Riker i uśmiechnął się porozumiewawczo do Rossa.

*Vanessa*

Świetnie, Laura poszła do Wiktorii, a ja zostałam sama. Chyba zemdleje, jak pomyślę, że R5 będzie tu za chwilę. Dalej nie mogę w to uwierzyć. Ale uspokój się, wdech i wydech, wdech i wydech. Dasz radę otworzyć te głupie drzwi. No bo dasz, nie? Matko, już zaczynam wariować.

*Rydel*

-Dojechaliśmy w końcu.-powiedział Ell.
W ogóle jeśli o niego chodzi, to nie należy do naszej rodziny, ale my i tak go traktujemy jak brata. Dlatego zamieszka z nami w nowym domu. To mój najlepszy przyjaciel, czasem żałuję, że tylko przyjaciel. Zaraz o czym ja myślę. Dobra, nie ważne.
-Wysiadajcie i pomału zbierajcie się do swojego nowego domu.-powiedziała mama.
Dalej nie wierzę, że zrobili nam taki cudowny prezent. Kochani są.
-A jaki jest adres?-spytałam.
-Sunset Boulevard 12- powiedziała.
-To co pakujcie się do samochodów i możecie jechać.-powiedział tata.
-Ok, dzięki tato i pa. -krzyknęli razem Ross z Rikerem i już ich nie było.
No tak, przecież będziemy mieć współlokatorki. Mam nadzieję, że się z nimi zaprzyjaźnię.
-Meble tam na was czekają, rzeczy zabierzcie ze sobą i w drogę.- powiedziała uśmiechając się mama.
-Dobra, to my zaraz jedziemy z Ellem i Rockym.-powiedziałam- Chciałam wam jeszcze raz podziękować, kocham was.
-My Ciebie też-odpowiedzieli rodzice.
-Rydel, tylko zaopiekuj się tam nimi.-poprosiła mnie jeszcze mama
-Dobrze, a wy nas odwiedźcie szybko. No to pa.
-Pa, pa córeczko. Niedługo was odwiedzimy.-powiedzieli i pomachali nam.
My natomiast udaliśmy się do nowego domu.

*Ross*

Właśnie jechałem razem z Rikerem do naszego domu.Gadaliśmy o naszych współlokatorkach. 
-Mam nadzieję, że będą ładne- rozmarzył się RIker
-Oby i, że to nasze fanki.
-Byłoby świetnie.-odpowiedział.
Wtedy zobaczyłem jakąś laskę, która szła chodnikiem. Nie powiem, ładna była.
-Ej Riker, patrz.-wskazałem mu ją.
On się uśmiechnął, zwolnił trochę i zapipczał na nią klaksonem. Wtedy ta się do nas odwróciła. Naprawdę jest niezła, muszę ją poznać. Gdy tak sobie myślałem jaką będziemy cudowną parą, ona pokazała nam środkowego palca i poszła dalej w swoim kierunku,
-Co to miało być?-zaśmiał się Riker
-No co, ostra jest. Mnie się podoba. -uśmiechnąłem się,a Riker się śmiał.
Wtedy dojechaliśmy do domu. Zobaczyłem auto, zatem nasze współlokatorki już są. Spojrzałem na Rikera, a ten chyba myślał o tym samym. Szybko wyszliśmy z auta i pobiegliśmy w stronę drzwi.

*Vanessa*

Siedziałam sobie spokojnie w kuchni, gdy nagle zobaczyłam jak jakiś samochód zajeżdża pod dom. Przyjechali! Teraz to dopiero się denerwuje. Ale Vanessa, spokój, dasz radę. Tak, wiem, gadam do siebie. Nagle usłyszałam dzwonek. Myślałam, że zemdleję. Jednak zebrałam się w sobie i poszłam otworzyć drzwi.
-Hej piękna-powiedział do mnie Riker, a ja się chyba zarumieniłam, bo poczułam gorąc na policzkach. Skąd wiem że to Riker, przecież jestem fanką R5.
-Jestem Riker, a to Ross.
-Wiem, jestem waszą wielką fanką.-powiedziałam-Nazywam się Vanessa.
-Jesteś sama?-zapytał Ross
-Teraz tak, bo moja młodsza siostra Laura poszła do przyjaciółki, ale niedługo wróci. Też będzie tu mieszkać.-gdy to powiedziałam, zauważyłam, że się popatrzyli na siebie i uśmiechali pod nosem. No nic, wpuściłam ich do środka.

*Ross*

Super! Lepiej być nie może. Mamy 2 śliczne współlokatorki, znaczy Vanessa jest niezła, więc ta Laura nie może być brzydsza. Jak jest taką fanką jak siostra to szybko pójdzie. Zresztą, co ja się dziwie, sam jestem swoim fanem ;). Ciekawe kiedy wróci ta cała Laura, bo już się trochę zaczynam nudzić. Widzę, że Rikerowi spodobała się Vanessa. Oglądnąłem dom, nie zły muszę przyznać. W dodatku mój pokój jest naprzeciwko Laury, więc los mi sprzyja. Kolejna dziewczyna, która nie oprze się mojemu wdziękowi. Ale bądźmy szczerzy, kto się mu oprze?
Nagle usłyszałem dzwonek do drzwi.


******************************************************************************************************************

Hej :D Zapraszam do komentowania i mam nadzieję, że jak na razie robi się co raz ciekawiej ;) Pa


Rozdział 1

*Laura*

Wstałam dzisiaj wcześniej niż zwykle czyli o 7. U mnie to naprawdę dziwne, bo zwykle nie zwlekam się wcześniej niż przed 10. Jaki był tego powód? Zapewne ta nieszczęsna przeprowadzka. Znaczy cieszę się na nią, bo przeprowadzam z siostrą Vanessą się tylko w inną część mojego miasta jakim jest Los Angeles. Nasi rodzice stwierdzili, że kiedy skończę 18 lat (a było to kilka miesięcy temu) to możemy zamieszkać same. Usamodzielnić się, opuścić rodzinne gniazdo... itp. Niestety trudno było znaleźć mieszkanie godne uwagi i bez wygórowanej ceny. Aż w końcu chyba szczęście się do nas uśmiechnęło. Vanessa znalazła piękny dom, blisko centrum miasta. Dobrze słyszycie: dom, a nie jakieś małe mieszkanko. Chodzi o to, że po prostu będziemy wynajmować 2 pokoje, dzięki czemu nas stać :D. Niestety tu zaczynają się małe problemy, bo nie zamieszkamy tam same. Poza nami będzie mieszkać tam jeszcze 5 osób, rozumiem współlokatorów, ale ze aż 5. Właściciel nie powiedział nam o nich nic konkretnego, może boi się, że się rozmyślimy? No nic, trzeba mieć nadzieję do końca. A zapomniałabym wspomnieć i to mnie głównie pociesza, ze niedaleko tego domu mieszka moja najlepsza przyjaciółka. Teraz będziemy mieć dla siebie o wiele więcej czasu. Dobra, koniec tego rozmyślania, trzeba pomału wstać. Gdy próbowałam uwolnić się od mojego ciepłego łóżeczka, usłyszałam:
-Laura! Wstawaj szybko i chodź na śniadanie- zawołała moja siostra
-No już! Zaraz zejdę- odpowiedziałam i poszłam w kierunku mojej szafy. 
Na jej widok do głowy przyszło mi tylko jedno pytanie "W co ja się mam ubrać?". Po 30 minutach wpatrywania się na stertę ciuchów, znalazłam strój na dzisiaj. Swoją drogą musiałam wyglądać komicznie stojąc pod szafą jak zahipnotyzowana. Na szczęście nikt mnie nie widział, chyba. Wracając do tematu wybrałam to:
O tak! To doskonale zobrazuje mój styl. Nigdy, szczerze mówiąc nie przepadałam za dziewczęcymi zestawami m.in. jakieś różowe sukieneczki w serduszka, słodziutkie spódniczki w kwiatuszki. Blee, aż mi się coś dzieje jak to sobie wyobrażę. Nie oznacza to, że nie chodzę w spódnicach czy sukienkach. Bo chodzę i to równie często, ale na pewno nie w styla a la Barbie. Natomiast na pewno nigdy nie ubiorę szpilek. Pozabijałabym się w nich. Koturny to już inna bajka :D. Jednak dzisiaj postawię na moje poczciwe czarne trampki. Zabrałam te rzeczy ze sobą i poszłam szybko do mojej łazienki. Wzięłam krótki, ale bardzo odprężający prysznic. Tego właśnie mi brakowało do całkowitego obudzenia. Następnie wysuszyłam i zakręciłam włosy na lokówce. Na sam koniec pozostał mi makijaż. W moim przypadku nie obejdzie się bez eyelinera, tuszu, pudru i jakiejś pomadki. Zwarta i gotowa zeszłam na dół. W kuchni czekała na mnie cała rodzinka czyli Vanessa , mama Ellen i tata Damiano. 
-Co tak długo?-spytała nagle siostra.
-No co ja poradzę, że nie mam się w co ubrać?-odpowiedziałam.
-Ty? Nie masz się w co ubrać? Szafa pełna ciuchów, aż się wysypują i to jest nic?
-Oj tam, oj tam. To o niczym nie świadczy.- powiedziałam, a Nessa tylko się uśmiechnęła.-To co jemy?-zapytałam.
-Naleśniki, zrobione przez twoją siostrzyczkę.- rzekł tata.
-O to dobrze, bo jestem bardzo głodna.-odpowiedziałam.
-To szybko jedźcie i kończcie się pakować, bo zaraz przyjedzie ciężarówka po wasze meble. Macie pół godziny.-powiedziała mama.
-Ok- popatrzyłam na zegarek, a tam już 8. W sumie rzeczywiście się długo zbierałam, ale to nie moja wina, że nie mam się w co ubrać.
Zaraz po śniadaniu pobiegłam do siebie. Meble były już gotowe do zabrania, więc pozostało tylko, a w zasadzie aż spakować ciuchy. Zmieściłam się w 9 walizkach, więc wynik niezły. Tylko ciekawe skąd miałam tyle walizek? Dobra, nie ważne, bo właśnie przejechali po nasze meble. Szybko się uwinęli i meble pojechały do naszego nowego domku. Było coś po 9, więc zaczęłam znosić walizki do auta Nessy. Jak ja je tam wszystkie zmieszczę? A przecież ona też ma jeszcze swoje? Nagle mnie zobaczyła.
-Ile ty tego masz?! Jak się niby zmieścimy?
-Tylko 9. Po za tym jestem ciekawa ile Ty masz? No pochwal się siostrzyczko.
-Ja mam 4 i co głupio ci?
-Tak mało? Akurat? Dobra, nie ważne zresztą. Trzeba to upchać do twojego auta.
-Widzę, ale nie wiem jak.- powiedziała i zabrałyśmy się za wciskanie walizek. 
Do tej pory nie wiem, jak nam się to udało, ale wszystko się zmieściło. Po wszystkim poszłyśmy jeszcze na chwilę do domu i pożegnałyśmy się z rodzicami. Trochę mi smutno będzie bez nich, ale zawsze mogę ich odwiedzić, a nawet tu wrócić. W końcu ruszyłyśmy w drogę. 

*Vanessa*

Dzięki temu, że jestem świetnym kierowcą na miejsce dojechałyśmy bardzo szybko i sprawnie. Zadowolona spojrzałam na Laurę, a ona:
-O matko! Już nigdy  z Tobą więcej nie pojadę. Jeździsz jak pirat drogowy. Czy Ty wiesz jak wyglądają znaki z ograniczeniem prędkości?
-Co Ty mówisz? Jeżdżę świetnie, po za tym nigdy nie mów nigdy. Jeszcze będziesz prosiła , żebym Cię gdzieś zawiozła. Dobra, chodźmy zobaczyć nasz nowy dom.- powiedziałam i szybko wysiadłam z auta.
Dom był oczywiście piękny i bardzo duży. Chyba nawet większy od naszego starego. W środku znajdował się ogromny salon z wielkim telewizorem, który wisiał na ścianie. Obok była śliczna i przestronna kuchnia z wyspą na środku. A dalej mała łazienka. W ogrodzie znalazłam wielki basen, dalej stała altanka obok huśtawka. Wszystko to oglądałam z pięknego tarasu . Byłam taka szczęśliwa widząc gdzie teraz będę mieszkać. Tylko żeby jeszcze trafić na fajnych współlokatorów. Nie pogardziłabym przystojniaczkiem ;).

*Laura*

Oglądnęłyśmy z Vanessą parter, więc poszłam szybko na piętro. Gdy weszłam po schodach, zobaczyłam długi korytarz z pokojami po obu stronach. Były już podpisane, więc zaraz poszłam do swojego, który znajdował się na końcu korytarza po prawej stronie. Z tego co zobaczyłam to będzie z nami mieszkać 1 dziewczyna i UWAGA! 4 chłopców. Super, po prostu gorzej być nie może. Na przeciwko mojego pokoju będzie mieszkał nie jaki Ross. Już skaczę z radości :P. No trudno, weszłam szybko do mojego małego królestwa i było piękne. Meble stały na miejscu, a dokładniej na przeciwko drzwi moje wielkie 2-osobowe łóżko. Po lewej stronie od niego była moja wielka szafa i biurko. Na przeciw nich stało czarne pianino. Nie mówiłam, ale uwielbiam na nim grać, także śpiewam i komponuję piosenki. Ale nie o tym teraz, przy pianinie były drzwi, które prowadziły do łazienki. Przy łózko, znaczy na tej ścianie było wielkie okno z ogromnym parapetem, na którym leżały poduszki. Już wiedziałam, ze pokocham to miejsce. Wtem usłyszałam krzyk, chyba Nessy.

*Vanessa*

-Nie wierzę! Nie wierzę! Nie wierzę! To nie może być prawda?!
-Co się stało? Dlaczego tak krzyczysz?- zapytała się mnie Laura.
-Co...czekaj..co mówiłaś?
-Dlaczego krzyczałaś?
-Nie uwierzysz kto z nami będzie mieszkał?
-Nie uwierzę do póki mi nie powiesz.-powiedziała już trochę poirytowana.
Wskazałam jej ręką na drzwi, a ona dalej się nie domyślała.
-No nie widzisz?- spytałam.
-Niby co mam widzieć?-dalej nie wiedziała  o co mi chodzi. Jak można być tak ślepym?
-Jest tu 5 pokoi, po za naszymi, z imionami członków mojego ulubionego zespołu, zatem?
-Czekaj,  czekaj. Tylko mi nie mów, ze twój ulubiony zespół to R5?
-TAK!!! No nareszcie zgadłaś.- powiedziałam to z ulgą
-NIE! Tylko nie oni, za jakie grzechy?-zapytała zrezygnowana Laura, a ja skakałam z radości.

*Laura*

Po tym jak Nessa odtańczyła swój taniec radości, walnęłam się w czoło i poszłam do siebie. Super! Będę musiała mieszkać z tym zespołem R5. Szczerze, średnio przepadam za ich muzyką, nie to co Vanessa. A teraz będę z nimi mieszkać, po prostu świetnie. Jeszcze ten cały Ross, wiedziałam, że skądś go kojarzę. Teraz wiem skąd. Z gazet. Co chwila nowa laska u boku. Żal. Będąc już nieźle wkurzona, stwierdziłam, że idę odreagować do Wiktorii. 


******************************************************************************************************************
Witam wszystkich :D
Pierwszy rozdział jest, nie długo pojawi się drugi. Mam nadzieję, że się spodobał i zostaniecie dłużej :D. Na razie kończę, ale zapraszam do komentowania. Pa ;)