środa, 12 listopada 2014

Rozdział 32

.....kilka dni później....

*Laura*

Stoję właśnie pod drzwiami, jeszcze niedawno mojego domu. Co tu robię? Cóż, niestety czeka mnie ten projekt z historii. Na początku stwierdziłam, że nie dam rady go zrobić z nim, ale moje oceny się ostatnio pogorszyły, a to ważne zadanie. Rodzice się martwią, a tylko oni są po mojej stronie i nie mogę ich zawieść. W dodatku mają własne problemy, a jeszcze chora babcia. Jak się wali to wszystko na raz. Boję się zadzwonić w dzwonek. Głupie, nie? Ale tak dawno tu byłam, tak dawno widziałam się z Lynchami, z Ellem czy z Nessą. Przecież każdy ma do mnie żal o Rossa, o "bogu winnego" Rossa. Gdyby tylko znali prawdę, gdyby... . Nie, nie mogę się teraz rozkleić, muszę być twarda, silna. Szybko zrobimy co trzeba i wychodzę. Dam radę, muszę... . Już miałam zadzwonić, ale drzwi same się otworzyły, a w nich zobaczyłam Delly z Van.
-Laura?- spytała się moja siostra.
-Ja do Rossa...- szybko powiedziałam i omijając je zwinnym ruchem pomknęłam na górę. Spojrzałam w drodze jeszcze za siebie, a one stały zdziwione, zapewne moją obecnością. Nawet nie wiem czy jestem tu mile widziana. To takie skomplikowane, a wszystko jego wina. Nawet nie potrafi się przyznać, chociaż tyle. Czy wymagam zbyt dużo? Lepiej robić z siebie ofiarę i zwalić winę na mnie. Cicho, muszę się uspokoić, bo zaraz komuś się oberwie. Po kilku głębszych wdechach i wydechach, chwyciłam za klamkę i szybko znalazłam się w jego pokoju. Leżał na łóżku, nieobecny. Wiedział, że przyjdę, to dlaczego musi mi to utrudniać. Chce jak najszybciej stąd wyjść, a nie siedzieć godzinami nad głupim zadaniem z historii.
-To co? Zaczynamy.- spytałam, a raczej stwierdziłam. Wstał dopiero, a ja usiadłam przy biurku w pobliżu komputera. Zaraz się dosiadł do mnie. To będzie ciężkie popołudnie.
***

W końcu skończyliśmy. Nie wiem ile to trwało, ale mam dość. Głównie dlatego, że sama musiałam pracować, bo mój partner albo myślał o niebieskich migdałach albo bezczelnie się we mnie wpatrywał. Temat życia codziennego z XIX wieku, może nie należy do najtrudniejszych, ale liczyłam na większe zaangażowanie. No trudno, czas się zbierać. Wstałam powoli i udałam się w kierunku drzwi. Niestety, ktoś, chyba wiadomo kto, mnie zatrzymał.
-Laura? Możemy porozmawiać?- nie, tylko znowu nie to. Nie mam siły.
-Nie mamy o czym.- powiedziałam oschle, ale to naprawdę ciężki temat. Każdy z bliskiego otoczenia uważa mnie, za jakąś laskę bez uczuć, bo byliśmy taką świetną parą, a ja go nagle rzuciłam. Ale to on wszystko zepsuł, to on mnie zranił, złamał mi serce. Na samo wspomnienie tamtej sytuacji łzy zaczęły napływać mi do oczu.
-Proszę...- co za bezczelny typ.
-Nie...-powiedziałam cicho, ale na tyle, żeby usłyszał. Łzy zaczęły mi się zbierać w oczach, więc musiałam szybko opuścić to miejsce. Wiedziałam, że przyjście tu to zły pomysł, ale nie mogłam zawieść rodziców. Byłam na dole, a tam niestety czekała cała reszta domowników. Przetarłam szybko łzę spływającą po policzku i prawie pobiegłam do drzwi. Nie, dzisiaj nie dam rady. To wszystko wraca, ta noc, te wspomnienia. A on ciągle udaję, że nic się nie stało. Nie wierzę, że byłam z kimś takim, po prostu nie wierzę. Słyszę, jeszcze jak nawołuje mnie siostra czy Delly, ale w myślach ich przepraszam. Wiem, że chcą usłyszeć prawdę, ale ja muszę ją najpierw usłyszeć z jego ust, a na to się nie zbiera. Byłam już na chodniku i odetchnęłam głęboko. Ktoś jednak musiał na mnie wpaść, a tym kimś okazała się Wiktoria. Osoba, którą jeszcze nie dawno darzyłam największym zaufaniem, a która chyba zraniła mnie najbardziej. I wszystko wróciło ze zdwojoną siłą. 
[ początek retrospekcji rozdział wstecz ]
"(...)Wślizgnęłam się po cichu do środka i w tamtej chwili pragnęłam, żeby to był głupi włamywacz. Moje serce w jednej chwili rozpadło się na milion kawałeczków, co ja mówię, ono przestało bić. Do moich oczu napłynęły łzy, stałam jak wryta, ale nikt mnie nie zauważył. Sama nie wiem dlaczego to zrobiłam, ale szybko stamtąd się zmyłam. Nie chciałam być zauważona, modliłam się, żeby to był głupi sen, koszmar. W tym momencie lunął deszcz, oberwanie chmury, a ja biegłam jak najdalej, do przodu, byle przed siebie, byle daleko od niego, od nich. Ciągle biegłam do przodu, nie czując zimna, zmęczenia. Chce umrzeć, zasnąć i nigdy się nie obudzić, ja nie chcę już żyć, po tym co się stało, a mianowicie....zobaczyłam go z nią. Ludzi, za których wskoczyłabym w ogień, którym najbardziej ufałam i których najbardziej kochałam. W jednej chwili straciłam wszystko, miłość i przyjaźń, bo on i ona właśnie... . Właśnie mnie stracili."
-Laura?- spytała smutna.
-Co?- spytałam obojętnie, choć w środku chciałam krzyczeć, płakać. Znowu płakałam, znowu, ale już nie mam siły udawać, że nic się nie stało. Nie to co ta dwójka, dwójka ludzi która mnie zdradziła najbardziej na świecie.
-Przepras...przepraszam. -powiedziała cicho, zapłakana. Ja uśmiechnęłam się niemrawo i odeszłam. Co miałam powiedzieć? Wybaczam ci, że przespałaś się z moim chłopakiem. Nie, tak się nie da. Ja tak nie potrafię. Nie wiem czy będę potrafiła. Ale przynajmniej ona się przyznała do błędu, a on?...
Szłam ciągle przed siebie, nie zważając na dziwne miny ludzi. Ale nie ma się im co dziwić. W końcu kto chodzi po mieście cały zapłakany z rozmazanym tuszem, jednak w tym momencie to był naprawdę najmniej znaczący problem. Mój wygląd to pikuś przy tym co dzieję się w moim życiu. Czas leci szybko, a wszystko wydaję się jakby zdarzyło się wczoraj. I nie mam tu na myśli tylko tych złych wspomnień, ale także te dobre. 
"-Gdzie mnie prowadzisz?- spytałam, bo od kilku minut jestem ciągnięta przez Rossa z opaską na oczach i nie wiem co on znowu wymyślił. 
-To niespodzianka.- odpowiedział zadowolony. Świetnie, ale to nic mi nie mówi. Jeszcze jak na moje szczęście musiałam się potknąć. I gdy byłam już pewna, że czeka mnie niemiłe spotkanie z ziemią, złapał mnie. Ma szczęście, bo upadek na glebę to ostatnia rzecz, jaką chce robić na naszej pierwszej oficjalnej randce. Tak, jesteśmy już razem, ale to nie zmienia faktu, że nie możemy chodzić na randki, co nie?- Jesteśmy na miejscu.- usłyszałam przy uchu, a po chwili moim oczom ukazało się niesamowite miejsce. Byliśmy na małym wzgórzu, z którego był piękny widok na panoramę naszego miasta. I choć w LA, mimo późnego popołudnia było dalej gwarnie, to tu było nad wyraz cicho i spokojnie. Na niebie pojawiały się pierwsze gwiazdy, a ja szczęśliwa wtuliłam się w Rossa. Czyż nie mogło być cudowniej?"
I po co mi to wszystko było. Wiedziałam jaki on jest, a mimo to mu zaufałam. Zaufałam jej. Oboje mnie tak bardzo skrzywdzili, nawet po pijanemu ich to nie usprawiedliwia. Mam dość, mam dość tego wszystkiego. Znowu. Dlaczego ja muszę mieć tego piep***nego pecha. Najpierw Dominik i Jessica, a teraz Ross i Wiktoria. Miłość chyba nie jest dla mnie. Tylko cierpię, po co mi to? Już nawet nie powstrzymywałam łez, czasem się dobrze wypłakać, choćby po to żeby poczuć się lepiej. Ale ja nie poczułam się lepiej, nie wiem czy poczuję ciągle ich widząc. Ta scena mnie prześladuje, gdy zasypiam, gdy się budzę, gdy widzę go i gdy widzę ją. Ale ona miała odwagę przynajmniej powiedzieć przepraszam, mimo, że to nic nie zmieni. Przynajmniej nie teraz, nie dzisiaj i nie jutro. Może kiedyś. 

*Narrator*

Dom Lynchów, Marano i Ratliffa

Delly sama nie wiedziała już co ma myśleć o tym wszystkim. Zresztą reszta była tak samo zagubiona, a głowni zamieszani unikali tematu. Vanessa widząc Laurę, która wybiegła zapłakana chciała ją dogonić i się czegoś dowiedzieć, ale brunetka jak szybko się pojawiła tak szybko znikła, pozostawiając za sobą tylko więcej pytań, na które nie mogli uzyskać odpowiedzi. Wiedzieli, że od Rossa nic się nie dowiedzą tak samo jak od Laury. Tylko co teraz? Każdy po cichu miał już dość tej panującej atmosfery, która niszczyła jeszcze niedawno świetne relacje. A teraz? Każdy martwi się o Rossa, który głównie siedzi sam w pokoju, o Laurę, która nagle urwała kontakt z wszystkimi.
-Musimy coś zrobić.- zaproponowała Delly, która sama miała już dość. Czuła się bezradna, a bezradność w przypadku osoby, która chce pomóc, szczególnie bliskim jest okropna.
-Tylko co?- spytał Riker. Każdy zaczął się zastanawiać jak pomóc tej dwójce, ale to zadanie było trudne, wręcz niewykonalne, gdy nie wie się co tak naprawdę się stało.
-Nie wiem, ale tak dalej być nie może...-powiedziała Vanessa. Nagle zadzwonił jej telefon, zwracając jednocześnie uwagę innych. -Dobrze, zaraz będę.- odpowiedziała do słuchawki, ciekawiąc resztę kto dzwonił.- To moi rodzice, muszę do nich jechać.- ruszyła w kierunku drzwi.- Spróbuję pogadać z Laurą.- powiedziała wychodząc, lekko się uśmiechając do reszty, szczególnie do Delly, która najbardziej to przeżywała. Van chciała dodać nadziei, że jeszcze będzie dobrze, ale sama coraz bardziej przestawała w to wierzyć. W końcu minęło tyle czasu.

*Laura*

Po kilku godzinach wróciłam do domu. Trochę czułam się lepiej, bo chociaż na chwilę wyzbyłam się tych złych emocji. Chyba za długo to w sobie trzymałam, ale myślę, że powinnam powiedzieć reszcie o wszystkim, mimo że ciągle czekam na przyznanie się Rossa do winy. Jeśli choć przez chwilę coś dla niego znaczyłam, powinien mieć przynajmniej tyle odwagi. Chociaż tyle. Gdy otworzyłam drzwi i udałam się do kuchni, mało nie potknęłam się o walizki. Zaraz o jakie walizki? Jeszcze szybciej wpadłam do kuchni, gdzie zastałam rodziców i Vanessę, zjadających właśnie kolację. Zasiadłam na taborecie przy wyspie kuchennej i chwyciłam za pierwszą kanapkę, jednocześnie pytając:
-Po co te walizki? Wyjeżdżamy gdzieś? I co tu robi Nessa?- nie wiedziałam o co chodzi, ale po ich minach zaczęłam spodziewać się najgorszego. Cóż na pewno nie czekają mnie wakacje, tym bardziej, że mam szkołę.
-Laura, babcia znowu poczuła się gorzej,...- momentalnie zrobiło mi się smutniej, bardzo ją kocham i się o nią boję. Ona nie może umrzeć, jeszcze nie teraz. -dlatego razem z tatą jedziemy do niej. W pracy już wszystko załatwione...- rozumiem, ale co ze mną? I co tu robi Nessa?
-A ja? I Van?
-Ty, kochanie musisz zostać. Masz teraz szkołę, a w dodatku to ostatnia klasa. 
-A na ile jedziecie?
-Na razie na miesiąc.- zdziwiłam się, bo mimo, że miesiąc to nie jest wieczność, nie musiałam na tyle sama zostawać w tym wielkim domu, ale przecież dam radę. -I właśnie dlatego na ten czas zamieszkasz z powrotem z Vanessą i resztą waszych przyjaciół.- gdy, to usłyszałam zakrztusiłam się właśnie spożywaną kanapką. Ja nie mogę z nimi mieszkać, nie mogę mieszkać z NIM.
-Mamo, proszę nie. Przecież dam sobie radę sama. 
-Wiemy, że jesteś odpowiedzialna, ale nie możesz zostać tu sama. Po za tym widzę, że coś się stało. Co się dzieje dziewczynki? Ostatnio spędzacie mało czasu razem, jeśli w ogóle. Jesteś pokłócone?- spytała, a ja spuściłam wzrok. Nie chciałam im martwić moimi problemami, które pewnie dla nich do błahostki. Czy pokłóciłam się z Vanessą? Nie wiem, może z zewnątrz to tak właśnie wyglądało, ale my po prostu ograniczyłyśmy nasz kontakt. Po tym wszystkim, każdy stanął za Rossem, a ja zostałam sama. I tyle, albo aż tyle.
-Nie, nic się nie dzieje.- powiedziała Nessa, uśmiechając się pokrzepiająco do rodziców.
-No dobrze, więc nie widzę problemu, żeby Laura znowu tam zamieszkała. Po za tym będę się czuła pewniej, jeśli będziesz pod jej opieką. Dobrze?- mama spojrzała na mnie.
-Dobrze.- przytaknęłam, bo nie chciałam się kłócić. Teraz jest najważniejsze zdrowie babci, a ja jakoś będę musiała tam wytrzymać. Z nimi. Z nim.

7 komentarzy:

  1. Biedna Laura....Ross ją zdradził

    OdpowiedzUsuń
  2. Boszki a bedziesz pisala nowa hisforie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ciągle mam dodatkowo 2 opowiadania (jedno póki co zawieszone), na które serdecznie zapraszam :D co do nowych historii...być może będą, ale już raczej nie na temat Raury

      Usuń
  3. Świetny. Tak się ciesze. Miałam przeczucie że co ona tam zobaczyła.
    Nie wiem czemu ale mam takie dziwne przeczucie (pewnie się nie sprawdzi) że tam z Wiktorią był Riker nie wiem czemu ale tak mi się zdaje.
    Czekam na nexta.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ross i Wiktoria naprawdę zachowali się chamsko!
    Dawaj szybko next!
    Ten był zarąbisty <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział :*
    ....
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś, zostaw kilka słów po sobie. To wielka przyjemność, a przede wszystkim ogromna motywacja do pisania dalszych rozdziałów :)