Następny dzień
*Laura*
Dzisiaj sobota, a ja jadę właśnie z rodzicami do miejsca, które tak bardzo chciałam unikać. Ale muszę to zrobić, nie mam wyjścia, mam tylko nadzieją, że nie będą o nic pytać. Chce mieć spokój. Tylko tyle.
-Kochanie, nie bądź smutna, zobaczysz niedługo wrócimy, a babcia jeszcze nas odwiedzi...- uśmiechnęłam się, żeby nie zaprzątała sobie mną głowy. Gdyby to tylko chodziło o babcię. Naprawdę nie wiem jak sobie poradzę. Po tym wszystkim starałam się być silna, ale to było trudne, widząc go codziennie w szkole. Teraz go będę widzieć codziennie. Codziennie i nie dam rady.
-Jesteśmy.- oznajmił tata, a ja już nawet nie starałam się powstrzymać grymasu, który wkradł się na moją twarz. Zaraz wysiadłam, tata podał mi mniejszą walizkę, jednocześnie biorąc drugą i całą trójką udaliśmy się do drzwi. Otworzyła nam Vanessa, która gdy tylko mnie zobaczyła szybko mnie uścisnęła. Naprawdę się zdziwiłam, i nie mam pojęcia o co chodzi. Widziałyśmy się wczoraj i mimo jej szoku nie okazywała mi takich emocji, choć może to przez to, że szybko się zmyłam. Rodzicie chwilę z nią porozmawiali i po pożegnaniu zaraz odjechali, spiesząc się na lotnisko. Ja natomiast udałam się do mojego starego pokoju, gdzie Riker z Rockym wnieśli moje walizki. Gdy zostałam w końcu sama usiadłam na parapecie i patrzyłam za oknem. Tak dawno tu nie byłam, odkąd z nim zerwałam...
-Jesteśmy.- oznajmił tata, a ja już nawet nie starałam się powstrzymać grymasu, który wkradł się na moją twarz. Zaraz wysiadłam, tata podał mi mniejszą walizkę, jednocześnie biorąc drugą i całą trójką udaliśmy się do drzwi. Otworzyła nam Vanessa, która gdy tylko mnie zobaczyła szybko mnie uścisnęła. Naprawdę się zdziwiłam, i nie mam pojęcia o co chodzi. Widziałyśmy się wczoraj i mimo jej szoku nie okazywała mi takich emocji, choć może to przez to, że szybko się zmyłam. Rodzicie chwilę z nią porozmawiali i po pożegnaniu zaraz odjechali, spiesząc się na lotnisko. Ja natomiast udałam się do mojego starego pokoju, gdzie Riker z Rockym wnieśli moje walizki. Gdy zostałam w końcu sama usiadłam na parapecie i patrzyłam za oknem. Tak dawno tu nie byłam, odkąd z nim zerwałam...
"Minął drugi dzień, drugi ch**erny dzień, a on dalej zachowuje się jakby to co zrobił, było najzwyklejszą reakcją. Jestem dla niego chłodna i staram się go unikać, co nie wychodzi mi najlepiej zważając, że mieszkamy pod jednym dachem. Wiktorii natomiast nie widziałam, może ona ma chociaż jakieś wyrzuty sumienia. Nienawidzę ich, nienawidzę go. Dość. Znowu płaczę przez niego, przez jego uśmiech. Jak człowiek może być aż tak zakłamany. Ale to koniec, wyprowadzam się dzisiaj, widać to nie miało sensu od samego początku. Pakuje najważniejsze rzeczy, po resztę wrócę później i chwytam klamkę. Jak na nieszczęście, akurat on musi wychodzić ze swojego pokoju w tym samym momencie, a nasze pokoje są naprzeciw.
-Laura? Co się stało?- podchodzi do mnie, żeby żeby mnie przytulić. Ciągle płacze, ale już nie będę tego ukrywać jak przez ostatnie kilkanaście godzin. Już nie potrafię udawać. Zatrzymuje go kładąc rękę na jego klatce piersiowej i lekko go odsuwam.- Co jest?- pyta zaskoczony. Co jest? Tylko tyle?
-To koniec Ross.- mówię cicho, dławiąc się łzami i poprawiając rączkę torby w dłoni szybko odchodzę. Chwyta mnie za nadgarstek, starając mnie zatrzymać, ale ja się szarpie. Nawet się nie odwracając, wolna szybko schodzę po schodach. Słyszę, że idzie za mną dlatego przyśpieszam. W drzwiach mijam szczęśliwą resztę, która właśnie wróciła z zakupów. Wybiegam z domu i biegnę jak najszybciej i jak najdalej stąd. Słyszę swoje imię, ale biegnę dalej...."
Jedyna pozytywna rzecz z tego dnia to poznanie Seleny. Gdyby nie ona, chyba nie dałabym rady z tym wszystkim. Dobrze, że mam chociaż ją.
Otworzyłam okno i wystawiłam nogi za parapet. Pogoda dzisiaj idealnie współgrała z moim nastrojem, bo zaczęło padać, a ja cicho popłakiwałam. Nie wytrzymam tu psychicznie. Wszędzie gdzie spojrzę, mam przed oczami tą scenę. Nie jestem w stanie się od niej uwolnić, ona mnie prześladuje i nie pozwala pójść krok do przodu. Utknęłam i nie wiem co dalej, a to mnie niszczy od środka. Coraz bardziej mam ochotę po prostu zniknąć. W dodatku jego obecność za drzwiami wcale nie pomaga. Dlaczego to właśnie mnie spotyka? Dlaczego to zawsze mi najbliżsi ludzie muszą wbić nóż w serce? Czym zawiniłam? Za oknem pogoda coraz bardziej się pogorszyła, a ja zmęczona szybko wskoczyłam pod kołdrę i próbowałam zasnąć. Przynajmniej tam jestem wolna i bezproblemowa.
Obudziłam się kilka godzin później, bo za oknem już od dawna panował mrok. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał kilka minut po północy. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak bardzo jestem głodna, a licząc, że o tej porze nikogo nie spotkam ubrałam kapcie na nogi i po cichu skierowałam się do kuchni. Szczęście mi sprzyjało, bo nikogo nie spotkałam po drodze. Otworzyłam lodówkę, która świeciła pustkami. I co teraz? Zaczęłam grzebać po szafkach w celu znalezienia czegokolwiek. Znalazłam pół tabliczki czekolady i paczkę paluszków. Dobre i to, pomyślałam. Gdy już gasiłam światło, żeby z powrotem wrócić do siebie, nagle usłyszałam, że ktoś schodzi po schodach. Ukryłam się za zasłoną w kuchni i czekałam na nieoczekiwanego gościa. Po chwili światło przegoniło panującą ciemność, a moim oczom ukazał się on. Na szczęście mnie nie zauważył, w przeciwieństwie do mnie, bo ja widziałam go doskonale. Teraz dopiero zauważyłam, jak kiepsko wygląda. Widocznie schudł i ma ogromne wory pod oczami. Było mi go żal, a jednocześnie podświadomość powtarzała, że to jego wina. To on wszystko zniszczył i to on powinien próbować to naprawić. Ale nie robi tego. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, którą gwałtownie starłam. Może zbyt gwałtownie, bo on to zauważył. Po chwili podszedł i odsunął zasłonę. Teraz staliśmy naprzeciwko siebie, a ja dalej płakałam. Wtedy poczułam jego dłoń na moim policzku, ale szybko ją strzepnęłam i równie szybko go wyminęłam. Po chwili byłam w swoim pokoju z przekąskami, na które apetyt mi odszedł. Położyłam się na łóżku w pozycji embrionalnej i pomału starałam się uspokoić. To jest zbyt trudne, zbyt trudne dla mnie.
Otworzyłam okno i wystawiłam nogi za parapet. Pogoda dzisiaj idealnie współgrała z moim nastrojem, bo zaczęło padać, a ja cicho popłakiwałam. Nie wytrzymam tu psychicznie. Wszędzie gdzie spojrzę, mam przed oczami tą scenę. Nie jestem w stanie się od niej uwolnić, ona mnie prześladuje i nie pozwala pójść krok do przodu. Utknęłam i nie wiem co dalej, a to mnie niszczy od środka. Coraz bardziej mam ochotę po prostu zniknąć. W dodatku jego obecność za drzwiami wcale nie pomaga. Dlaczego to właśnie mnie spotyka? Dlaczego to zawsze mi najbliżsi ludzie muszą wbić nóż w serce? Czym zawiniłam? Za oknem pogoda coraz bardziej się pogorszyła, a ja zmęczona szybko wskoczyłam pod kołdrę i próbowałam zasnąć. Przynajmniej tam jestem wolna i bezproblemowa.
***
Obudziłam się kilka godzin później, bo za oknem już od dawna panował mrok. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał kilka minut po północy. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak bardzo jestem głodna, a licząc, że o tej porze nikogo nie spotkam ubrałam kapcie na nogi i po cichu skierowałam się do kuchni. Szczęście mi sprzyjało, bo nikogo nie spotkałam po drodze. Otworzyłam lodówkę, która świeciła pustkami. I co teraz? Zaczęłam grzebać po szafkach w celu znalezienia czegokolwiek. Znalazłam pół tabliczki czekolady i paczkę paluszków. Dobre i to, pomyślałam. Gdy już gasiłam światło, żeby z powrotem wrócić do siebie, nagle usłyszałam, że ktoś schodzi po schodach. Ukryłam się za zasłoną w kuchni i czekałam na nieoczekiwanego gościa. Po chwili światło przegoniło panującą ciemność, a moim oczom ukazał się on. Na szczęście mnie nie zauważył, w przeciwieństwie do mnie, bo ja widziałam go doskonale. Teraz dopiero zauważyłam, jak kiepsko wygląda. Widocznie schudł i ma ogromne wory pod oczami. Było mi go żal, a jednocześnie podświadomość powtarzała, że to jego wina. To on wszystko zniszczył i to on powinien próbować to naprawić. Ale nie robi tego. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, którą gwałtownie starłam. Może zbyt gwałtownie, bo on to zauważył. Po chwili podszedł i odsunął zasłonę. Teraz staliśmy naprzeciwko siebie, a ja dalej płakałam. Wtedy poczułam jego dłoń na moim policzku, ale szybko ją strzepnęłam i równie szybko go wyminęłam. Po chwili byłam w swoim pokoju z przekąskami, na które apetyt mi odszedł. Położyłam się na łóżku w pozycji embrionalnej i pomału starałam się uspokoić. To jest zbyt trudne, zbyt trudne dla mnie.
*Ross*
Gdy tylko Laura uciekła z całej tej wściekłości walnąłem w ścianę. Co ja mam dalej robić, gdy widzę jak cierpi. Przeze mnie, ale nie wiem co zrobiłem źle. Nie mam pojęcia. A patrzenie na to jak ona płaczę, boli. Jestem taki ch**lernie bezradny. Oparłem czoło o ścianę i oddychałem głęboko. Muszę z nią porozmawiać, muszę dowiedzieć co się stało. Lecz to zadanie z pozoru łatwe, jest trudne, gdy ona mnie do siebie w ogóle nie dopuszcza. Ale nie poddam się.
~*~
*.*
OdpowiedzUsuńWow czyli Ross nic o tym nie wie?!
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś mnie! :D
Dawaj szybko next, bo ten był zarąbisty <3
Jezu, jezu.Szkoda mi Rossa, ale gdy pomyśle co zrobił....
OdpowiedzUsuńCieszę się że dodałaś rozdział
Ciekawa jestem kiedy Ross ,, dowie się" co zrobił
jejku to jest słodkie, Ross będzie o nią walczył :)
OdpowiedzUsuńcieszę się że wróciłaś :)
czekam na kolejny rozdział :X
Super rozdział:*
OdpowiedzUsuńCzekam na next <3