*Laura*
A była to Wiki z...to nie może być prawda...., bo ona była z Dominikiem. Co się dzieje? To jakiś żart? Przetarłam twarz, żeby zakryć moje zapłakane oczy, ale Wiki zobaczy wszystko.
-Laura? Co się stało?- chciałam jej się wyżalić, ale nie w obecności jego. Co on tu robi? Co oni robią razem?
-Nic..- powiedziałam i zwróciłam się do Dominika.- A Ty co tu robisz?! Śledzisz mnie? Zjeżdżaj!- krzyknęłam na niego.
-Laura!- tym razem Wiki krzyknęła.- Nie krzycz na niego. To właśnie jego chciałam Ci przedstawić.- a ja mało zawału nie dostałam. Co? Dominik z Wiki. Co on knuje. Wątpię, żeby jego zamiary były szczere.
-Ale jak to? Przecież to idiota, on Cię na pewno oszukuje. Nie możesz się z nim spotykać.
-Widzisz kochanie, mówiłem Ci, że tak będzie. Chodźmy lepiej.- Dominik zwrócił się do Wiki. Co? On na mnie nagadał? Chyba mu nie uwierzy?
-Laura, przepraszam ale myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami. Dominik mi mówił, że będziesz chciała nas rozdzielić, bo jesteś zazdrosna o niego. W końcu on cię rzucił. Ale myślałam, że nas zaakceptujesz.
-Nie wierzę, że mu uwierzyłaś! Przecież on kłamie.
-Laura przestań! W końcu kogoś znalazłam, a Ty to psujesz. Ja też zasługuje na szczęście, Ty masz w końcu Jake.- jak to powiedziała momentalnie do oczu napłynęły mi łzy.
-Myślałam, że mi ufasz, ale skoro wolałaś uwierzyć mu.- mówiłam już przez łzy.
-A jak było? Nigdy mi tego nie opowiedziałaś, bo co? To ja myślałam, że mówimy sobie wszystko, ale najwidoczniej zawsze były jakieś sekrety.
-Ja...
-Co?! Teraz przynajmniej wiem, jaka jesteś. Niby mi ufasz, a nie mówisz wszystkiego. A jeśli nie chciałaś mi powiedzieć co się stało to znaczy, że musisz jej się wstydzić. Czyli, najwidoczniej to prawda, że go zdradziłaś.- gdy to powiedziała, zamurowało mnie. Jak ja go zdradziłam. To on przecież..... . Chciałam coś powiedzieć, ale Wiki odeszła z nim, a ja stoję dalej pod szpitalem i płacze. Płaczę. Płaczę i nagle biegnę. Gdzie? Sama nie wiem, przed siebie. Byle dalej od wszystkich. Od nich. Od tych ludzi, na których się zawiodłam. Tak bardzo. Biegnę, i nagle się zatrzymuję. Gdzie jestem? W parku. Wszyscy uciekają, bo zaczyna padać, a ja teraz po prostu stoję i moknę. Płaczę i moknę. Dalej nie wiem co się stało, co się dzieję? Jake ze mną zerwał, bo pobił go Lynch. Wiki się na mnie obraziła, bo jest z Dominikiem. Wszystko naraz się wali. Przyjaźń, miłość, zaufanie. Dlaczego to musi mnie spotykać. Dlaczego akurat mnie? Mam dość tego wszystkiego. Było dobrze, a nagle się coś psuje i jestem sama. Czuję się sama, sama jak palec. Niby mam siostrę, Delli, ale tych najbliższych przyjaciół już nie. Czy to wszystko moja wina. Łzy napływają mi do oczu coraz bardziej. Nie mogę przestać, bo one chodź przez moment dają upust tym złym emocjom. Właśnie siedzę pod drzewem, cała mokra, zapłakana, zmarznięta. Ale co z tego? Kogo to teraz obchodzi? A jeszcze wczoraj wszystko było dobrze, szkoda, że wczoraj...
-Laura? Co się stało?- chciałam jej się wyżalić, ale nie w obecności jego. Co on tu robi? Co oni robią razem?
-Nic..- powiedziałam i zwróciłam się do Dominika.- A Ty co tu robisz?! Śledzisz mnie? Zjeżdżaj!- krzyknęłam na niego.
-Laura!- tym razem Wiki krzyknęła.- Nie krzycz na niego. To właśnie jego chciałam Ci przedstawić.- a ja mało zawału nie dostałam. Co? Dominik z Wiki. Co on knuje. Wątpię, żeby jego zamiary były szczere.
-Ale jak to? Przecież to idiota, on Cię na pewno oszukuje. Nie możesz się z nim spotykać.
-Widzisz kochanie, mówiłem Ci, że tak będzie. Chodźmy lepiej.- Dominik zwrócił się do Wiki. Co? On na mnie nagadał? Chyba mu nie uwierzy?
-Laura, przepraszam ale myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami. Dominik mi mówił, że będziesz chciała nas rozdzielić, bo jesteś zazdrosna o niego. W końcu on cię rzucił. Ale myślałam, że nas zaakceptujesz.
-Nie wierzę, że mu uwierzyłaś! Przecież on kłamie.
-Laura przestań! W końcu kogoś znalazłam, a Ty to psujesz. Ja też zasługuje na szczęście, Ty masz w końcu Jake.- jak to powiedziała momentalnie do oczu napłynęły mi łzy.
-Myślałam, że mi ufasz, ale skoro wolałaś uwierzyć mu.- mówiłam już przez łzy.
-A jak było? Nigdy mi tego nie opowiedziałaś, bo co? To ja myślałam, że mówimy sobie wszystko, ale najwidoczniej zawsze były jakieś sekrety.
-Ja...
-Co?! Teraz przynajmniej wiem, jaka jesteś. Niby mi ufasz, a nie mówisz wszystkiego. A jeśli nie chciałaś mi powiedzieć co się stało to znaczy, że musisz jej się wstydzić. Czyli, najwidoczniej to prawda, że go zdradziłaś.- gdy to powiedziała, zamurowało mnie. Jak ja go zdradziłam. To on przecież..... . Chciałam coś powiedzieć, ale Wiki odeszła z nim, a ja stoję dalej pod szpitalem i płacze. Płaczę. Płaczę i nagle biegnę. Gdzie? Sama nie wiem, przed siebie. Byle dalej od wszystkich. Od nich. Od tych ludzi, na których się zawiodłam. Tak bardzo. Biegnę, i nagle się zatrzymuję. Gdzie jestem? W parku. Wszyscy uciekają, bo zaczyna padać, a ja teraz po prostu stoję i moknę. Płaczę i moknę. Dalej nie wiem co się stało, co się dzieję? Jake ze mną zerwał, bo pobił go Lynch. Wiki się na mnie obraziła, bo jest z Dominikiem. Wszystko naraz się wali. Przyjaźń, miłość, zaufanie. Dlaczego to musi mnie spotykać. Dlaczego akurat mnie? Mam dość tego wszystkiego. Było dobrze, a nagle się coś psuje i jestem sama. Czuję się sama, sama jak palec. Niby mam siostrę, Delli, ale tych najbliższych przyjaciół już nie. Czy to wszystko moja wina. Łzy napływają mi do oczu coraz bardziej. Nie mogę przestać, bo one chodź przez moment dają upust tym złym emocjom. Właśnie siedzę pod drzewem, cała mokra, zapłakana, zmarznięta. Ale co z tego? Kogo to teraz obchodzi? A jeszcze wczoraj wszystko było dobrze, szkoda, że wczoraj...
*Ross*
W końcu dotarłem pod szpital. Zaraz znalazłem salę Jake, na szczęście był sam. Już miałem wejść, ale się zawahałem. Co ja mu powiem? Nawet nie wiem dlaczego to zrobiłem. *głęboki wdech i wydech* Dobra, muszę go przeprosić. Pociągnąłem za klamkę i wszedłem. On odwrócił się w moją stronę, a ja...ja nie wiedziałem jak mam się zachować.
-Jake...ja...ja...przepraszam.- wydukałem te słowa i już chciałem wyjść, ale on wskazał mi ręką, abym usiadł przy nim. Podszedłem do niego.
-Ross...nie wiem, co wtedy w Ciebie wstąpiło, ale wybaczam Ci.
-Dziękuje, nawet nie wiesz, jak źle się z tym czuję.- trochę mi ulżyło.- Nie ma z Tobą Laury?- spytałem, bo myślałem, że skoro nie wróciła do domu.
-Zerwaliśmy...- a dla mnie to był szok.
-Ale jak to?
-Wiesz, wtedy w klubie jak do mnie przyszedłeś, byłeś naprawdę wściekły...- dlaczego nic nie pamiętam?- i zanim zacząłeś mnie okładać, powiedziałeś...- no co mogłem takiego powiedzieć.-, że..że... mam się trzymać z dala od Laury, bo Ty ją naprawdę kochasz.- co takiego?!
-Co?
-Byłeś mocno pijany i pewnie tego nie pamiętasz....ale ja sam zauważyłem, że między wami coś jest. I może Laura tego na razie nie widzi, to ja zauważyłem.
-Ale Jake...
-Nie, Ross...nie ma żadnego ale....-a może on ma rację. Laura jest dla mnie wyjątkowa, ale co z tego. Teraz mnie nienawidzi. Chciałem, ...sam ....nie wiem....podziękować Jakowi, ale zasnął. Opuściłem salę, szpital i poszedłem się przejść. Co teraz? Dlaczego to wszystko musi być takie skomplikowane? Sam nie wiem co czuję do Laury, czy to prawda, że mogłem się zakochać? Czy ja naprawdę mogłem się zakochać? Deszcz padał coraz mocniej, a ja nagle znalazłem się w parku. Pustym, bo kto by chciał tu być w taką pogodę. I nagle zobaczyłem ją. Ją, jak siedziała pod drzewem, cała drżała i była przestraszona. Tak, to była Laura. Nie wiedziałem co zrobić. Podejść do niej czy nie? Tak bardzo chciałbym z nią teraz porozmawiać, ale ona mnie nienawidzi.
*Laura*
Siedzę i nagle zobaczyłam go. Dlaczego akurat to musiał być on. Widzę, że do mnie podchodzi. Nie, ja nie chcę go teraz tu, to przez niego się wszystko zaczęło. Wstałam szybko i znowu zaczęłam biec. Słyszałam tylko jak krzyczy za mną moje imię. I co on sobie myśli? Mam mu teraz wybaczyć, tak po prostu. Jak by się nic nie stało. On o mało nie zabił Jake, nie zabił człowieka. Człowieka, którego kocham, a który mnie porzucił. Właśnie, rzucił mnie. Nagle znalazłam się na plaży, obejrzałam się w koło, ale na szczęście go zgubiłam. Podeszłam do brzegu i patrzyłam na ocean. Był taki spokojny w przeciwieństwie do mnie. Ja miałam ochotę krzyczeć, coś rozwalić. Ale co mi to da? Telefon ciągle dzwonił i dzwonił. To ten idiota Lynch, co on chce. Niech da mi spokój, najlepiej na zawsze. Znowu ktoś dzwoni, ale tym razem to Nessa. No tak, zapomniałam o niej, o Delly, o reszcie. Przecież oni nic nie zawinili. A ja tylko sprawiam im kłopoty, może reszcie także. Spojrzałam na niebo, już przestało padać, ale i tak byłam cała mokra. Było coś po północy, a Vanessa nie dawała za wygraną. Trzeba wracać przynajmniej dla niej, dla nich. Bo na razie mam tylko ich, a może aż ich.
**************************************************************************
Rozdział beznadziejny, ale jest, zatem komentujcie ;)
jeszczebedzieszmoja.blogspot.com zapraszam ;D
**************************************************************************
Rozdział beznadziejny, ale jest, zatem komentujcie ;)
jeszczebedzieszmoja.blogspot.com zapraszam ;D
Rozdział świetny ;d
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Laury, biedna. :(
Czekam na kolejny ;d
Ja ci dam beznadziejny, marudo. Rozdział jest super. Szkoda, że dopiero po pobiciu Jake'a Ross uświadomił sobie, że kocha Laurę i chce ją zdobyć :) Czekam na rozwój akcji ^^
OdpowiedzUsuńSuper:)
OdpowiedzUsuńRozdział genialny!! *.*
OdpowiedzUsuńMyślałam, że się poryczę. Biedna Laura ;( Wszystko się wkrótce ułoży. Co do rozdziału, to cudowny. Czekam of course na next
OdpowiedzUsuńCałuski
~Julia
Super rozdział :*
OdpowiedzUsuńCzekam na next :)
Super. Biedna Lau. Współczuję jej <33 i czekam na next :*
OdpowiedzUsuńOdkryłam bloga dzisiaj po obiedzie. Nie miałam co ze sobą zrobić i zaczęłam przeszukiwać google za pomocą hasła "Blogi/opowiadania o Raurze" i boom. Wpadłam na Twojego. Nieźle się w niego wczytałam. Jest naprawdę dobry. Cieszę się, że tak, szybko dodajesz rozdziały, oby tak dalej, kochana <3 no nic. Czekam na next. Buziaczki :** ~Lukrecja ^.^
OdpowiedzUsuńdziękuje :D i cieszę się, że podoba ;)
Usuń