*Laura*
Otóż zobaczyłam nieprzytomnego i całego zakrwawionego Jake, który leżał na ziemi pod ścianą. A nad nim stał wściekły Ross, który dalej kopał mojego chłopaka.
-Ty idioto!! Co Ty robisz? Zostaw go.- cała zapłakana zaczęłam odsuwać Lyncha i zaraz pobiegłam do Jake.- Jake! Obudź się! Słyszysz? Proszę....obudź się.- ciągle płakałam i nie wiedziałam co się dzieje.- A ty co się gapisz?! Dzwoń po pogotowie!- zwróciłam się do Lyncha, a ten się tylko uśmiechnął i sobie poszedł. Co się z nim dzieje?! To wszystko przez alkohol. Nieważne...szybko zadzwoniłam po karetkę, która zaraz przyjechała i zabrała Jake. Jakoś ich wybłagałam i pojechałam z nimi.
W szpitalu chłopak dalej był nieprzytomny. Po chwili pojawili się jego rodzice.
-Laura? Co się stało?
Ja cała zapłakana zaczęłam opowiadać im to co się przydarzyło w klubie. Dalej nie mogłam w to uwierzyć. Co wstąpiło w Rossa, myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi? Ale po dzisiejszej akcji, po prostu go....nienawidzę. Zaraz pojawił się lekarz.
-Czy ktoś jest z rodziny pana Jake Steela?
-Tak, jesteśmy jego rodzicami? Jak z nim panie doktorze?- zapytał spokojnie pan Steel.
-Zatem, wasz syn miał wiele szczęścia. Jeszcze chwila i mógł by tego nie przeżyć. Aktualnie jego stan jest stabilny, ma lekkie wstrząśnienie mózgu i kilka złamanych żeber. Nadale jest nieprzytomny, ale mogą państwo na chwilę wejść.
Gdy to usłyszałam od razu weszłam na sale. Jake wyglądał strasznie, blady, cały w bandażu. Gdy tylko go zobaczyłam, do moich oczu znowu naleciały łzy. Dlaczego? Dlaczego to musiało go spotkać? To wszystko przeze mnie, przez głupiego Lyncha. Ale Jake przecież mu nic nie zrobił. Nie rozumiem...
-Laura, widzę, że jesteś zmęczona. Możesz wrócisz do domu i odpoczniesz?- spytała jego mama.
-Nie dziękuje, wolę tu zostać.- usiadłam obok na krześle, akurat teraz nie chciałam zostawiać Jake samego.
Ranek
*Ross*
Obudziłem się z strasznym bólem głowy. Oj...nigdy więcej tyle nie piję. Mam nadzieję, że nie zrobiłem nic głupiego. Wziąłem prysznic i ubrałem się. Zszedłem na dół, a tam zaraz wydarła się na mnie Delly.
-Czy Ty już całkiem zwariowałeś?
-O co chodzi?
-Jeszcze się pyta o co chodzi? Całą noc cię szukaliśmy, a Ty sobie tak po prostu schodzisz. Po za tym przez Ciebie chłopak Laury leży poturbowany w szpitalu. Jak mogłeś go pobić?!- krzyknęła, a ja dopiero teraz zacząłem kojarzyć fakty. Co?! Ja go pobiłem? Ale jak? Po co?
-Co?!?!
-Tak, nie udawaj głupiego. Laura wczoraj dzwoniła, że jest w szpitalu i to przez Ciebie, a Ty dalej sobie balowałeś!
-A nic mu nie jest?- spytałem przerażony.
-Teraz już lepiej, ale jak mogłeś? Obiecałeś mi, że dasz spokój z alkoholem.
-Nie wiem co się stało....przepraszam...muszę gdzieś iść....- powiedziałem i szybko wyszedłem. Chyba trzeba iść do tego szpitala...ale nie wiem który... Nie, nie zadzwonię do Laury, pewnie mnie nienawidzi. Co się wczoraj stało? Jak mogłem go pobić? Nie, nie pamiętam.
*Laura*
Obudziłam się dosyć wcześnie, bo spanie na szpitalnym krześle nie jest zbyt wygodne. A właśnie Jake? Co z nim? Szybko poszłam do łóżka, a on nagle się obudził.-Laura....
-Och..Jake...jak się cieszę, że się obudziłeś...- zaczęłam płakać, ale to łzy szczęścia- Pójdę po lekarza i zaraz wracam. Jak powiedziałam tak zrobiłam. Lekarz stwierdził, że skoro pacjent jest przytomny to teraz będzie tylko lepiej. Całe szczęście. Nie wiem co bym zrobiła. Zaraz pojawili się jego rodzice, a potem zostaliśmy sami, bo Jake chciał mi coś powiedzieć.
-Laura..
-Tak?
-Musimy porozmawiać. Wiedz, że Cię kocham, ale...
-Ale?
-Hmm...ale my nie możemy być razem.
-Co?- spytałam zszokowana. Nie, to się nie dzieje naprawdę.- Jak to?
-Ja...ja...po prostu nie mogę tak. Nie wiem co jest między Tobą a Rossem, ale coś jest. Wtedy, w klubie, zaczął coś o Tobie mówić, a później sama wiesz jak to się skończyło. Skończyło się dobrze, ale...
-Jake....- zaczęłam płakać.- Ale ja nic do niego nie czuję. Ja sama nie wiem co się z nim dzieje. Ja Cię kocham...
-Laura...wiem, to trudne...ale ja się boję, co może być dalej..on jest nieobliczalny...- a ja zaczęłam płakać. Wiedziałam co ma na myśli. Przecież sam lekarz mówił, że kilka minut później bym przyszła i Jake mogłoby nie być. Ale ja go naprawdę kocham...wiem, że krótko jesteśmy razem...ale...
-Laura...nie powiedziałem Ci jeszcze o czymś...- spojrzałam na niego cała zapłakana.- Wiesz, moi rodzice wyjeżdżają za tydzień do Europy. Przeprowadzają się. Ja miałem sam podjąć decyzję czy chce z nimi jechać. I miałem zostać, dla Ciebie...ale...
-Rozumiem, nie kończ...- znowu się popłakałam, ale tym razem wybiegłam stamtąd. Ominęłam główne drzwi szpitala i z zapłakanymi oczami wpadłam na kogoś. A był/a to...
**************************************************************************
Zapraszam na drugiego bloga jeszczebedzieszmoja.blogspot.com :D
Szkoda Lau :(
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Laury. Ale cieszę się, ze już się rozstała z Jakem ;p
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny
Super rozdział :*
OdpowiedzUsuńA był to Ross?
Nawet szkoda Jake'a i Lau....
Czekam na next :*
Czyżby to był Ross?
OdpowiedzUsuńCzekam na next ;)
Miłego dnia
Świetny :) Bardzo mi siępodba. Zawsze czytam twojego bloga i Pinki, go komentuje, b owcześniej nie miałam konta na bloggerze, ale od teraz masz nową stałą czytelniczkę ^^
OdpowiedzUsuńCzekam na next :D
dziękuje :D miło mi to słyszeć ;)
UsuńSuper rozdział. To był Ross.
OdpowiedzUsuńPewnie to był Ross ;) Rozdział boski. Uwielbiam Twojego bloga. Codziennie wchodzę, by sprawdzić czy nie dodalas nowego posta. Czekam of course na next
OdpowiedzUsuńCałuski i dobrej nocki życzę
~Julia